"Kobieta zawsze młoda". Rozmawiamy z Ireną Wielochą, emerytką, która podbija social media
– Postawiłam sobie cel, który zrealizowałam, poczułam, że to, co zrobiłam dla siebie, ma wartość. Udało mi się swoją chęć do życia przekazać innym. Wiem o tym, bo wiele osób pisze do mnie, dziękuje i prosi o jeszcze – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu Irena Wielocha, entuzjastka zdrowego stylu życia, influencerka, modelka i autorka książki "Kobieta zawsze młoda".
"Człowiek ma dwa życia, to drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma jedno". Kiedy po raz pierwszy zetknęła się Pani z tymi słowami Konfucjusza, która stały się Pani życiowym motto?
Miałam szczęście, że mogłam ćwiczyć z trenerem, który z nami rozmawiał. Były to rozmowy motywacyjne. Nie dla wszystkich treningi były łatwe, wręcz przeciwnie, wszystkim na nich było trudno. Lał się pot. Wszyscy wykonywali ćwiczenia na sto procent swoich możliwości. Żeby tak być mogło przez godzinę, trzeba było jednak mieć gdzieś za uszami odpowiedni motyw.
I wtedy Konfucjusz był tym, który przybywał na ratunek?
Tak, bo inaczej przychodziły do głowy takie myśli: "Dlaczego tu jestem? Przecież to ponad moje siły! Może przerwę, odpocznę? Ale w zasadzie przyszedłem/am tu po coś, po zmianę siebie, zmianę swojego ciała, by móc żyć inaczej, lepiej".
Czyli to od trenera usłyszała Pani ten cytat z Konfucjusza?
Nie do końca, ale pośrednio tak. Kiedyś trener zapytał kolegę trenującego ze mną, dlaczego tu przychodzi, a on odpowiedział słowami Konfucjusza: "Człowiek ma dwa życia, to drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma jedno". To zdanie zostało mi w pamięci. Szczerze powiem, że to drugie życie cenię sobie szczególnie, bo na nie zapracowałam.
Jak rozpoczął się proces zmian w Pani trybie życia?
Pierwsze zmiany były spowodowane poczuciem, że moje ciało i mój organizm zaczynają być niepełnosprawne. Pomimo treningów i poprawy kondycji, często źle się czułam. Miałam wrażenie, że już nic tego nie zmieni. Powodowało to u mnie strach, myślałam, że to już starość, ale nie chciało mi się w to uwierzyć, przecież miałam dopiero 57 lat. Zaczęłam wtedy bać się starości. To brzmi absurdalnie, ale tak myślałam.
Co okazało się powodem tego złego samopoczucia?
Początek cukrzycy. Diagnoza ta, na szczęście, dała mi wtedy dodatkową motywację, wprowadziłam dietę i zapomniałam o cukrzycy. Udało mi się oszukać chorobę, więc stwierdziłam, że i uda mi się oszukać starość.
Jak dziś po wieloletniej przemianie podchodzi Pani do uczucia, jakim jest strach przed starością?
Teraz mogę powiedzieć, że uciekam przed starością. Ona była i jest w tej ucieczce moim motywatorem. Myślę, że będzie tak zawsze. Wiem, że jak przestanę trenować, to ona mnie dopadnie.
Myślałem, że lęk w końcu ustąpił miejsca czemuś bardziej pozytywnemu.
Tak nie jest, że lęk ustąpił. Czasami zaboli kolano, kciuk w dłoni, tak bywa na treningach i wtedy się boję.
Rozumiem. Nie da się jednak ukryć, że obudziła się w Pani potrzeba wyzwolenia, zawalczenia o siebie, spełnienia marzeń, postawienia siebie na pierwszym miejscu.
Zawalczyłam o siebie, to prawda, postawiłam się na pierwszym miejscu, ale nie z czystego egoizmu, lecz odwrotnie, żeby na przyszłość nie być dla bliskich ciężarem.
Chce Pani powiedzieć, że wszyscy zyskali na Pani przemianie?
Całe moje młode życie poświęciłam rodzinie, nikt się o mnie szczególnie nie troszczył, a ode mnie wymagał . Nie miałam wyjścia, sama zatroszczyłam się o siebie, a rodzina po prostu wydoroślała do bardziej samodzielnego życia. To ja zrobiłam im przysługę. Trudno tu mówić o moim egoizmie.
Wielu pewnie zastanawia się, jak znaleźć "złoty środek", by nie przekraczać granicy, za którą kryje się właśnie czysty egoizm, a zarazem odważnie stawiać swoje potrzeby dość wysoko na liście priorytetów? Co by Pani podpowiedziała osobom z takim dylematem?
Tu nie ma żadnych "złotych środków". Każdy dorosły człowiek odpowiada za siebie, nie potrzebuje już niańki.
W takim razie wyjaśnijmy w szczegółach czytelnikom tego wywiadu, jak zmieniła Pani swoje nawyki. Na czym polegała ta transformacja w "kobietę zawsze młodą"?
Najpierw zaczęłam regularnie chodzić na siłownię. Wyznaczyłam sobie dni i godziny. Potem zastosowałam inny sposób odżywiania się. Zaczęłam szczupleć, mieć dobrą kondycję. Pomyślałam, chcę więcej. Sylwetka już była odpowiednia do zmiany ubrań. Już ubrania bardziej pasujące do młodej kobiety zrobiły dobrą robotę dla mojego wyglądu. Miłe spojrzenia w moją stronę powodowały, że czułam się coraz młodziej. Zachwyty koleżanek, komplementy nawet młodych mężczyzn dały mi sygnał, że mogę czuć się dobrze, czyli młodo.
Z jakiego zwycięstwa nad słabościami jest Pani szczególnie dumna?
Wiele osób trenujących pozwala sobie na przerwy w treningach, mając nadzieję, że po miesiącu wrócą i to będzie ok. Czasami wracają, czasami już nie. Powroty są bardzo trudne. Wiem o tym, więc gdy nie mogę trenować na siłowni, ćwiczę w domu, codziennie. Każda niedyspozycja spowodowana chorobą może zniszczyć to, co wypracowałam. Pilnuję tego jak największego skarbu. Dumna jestem z tego, że doprowadziłam swoje ciało do stanu, żeby ono mi podpowiadało, że czas na trening.
Gdyby miała Pani krótko zaprezentować poradnik pt. "jak stać się lepszą wersją samego siebie", jakie najważniejsze rady w zakresie trybu życia, sposobu myślenia i relacji z innymi zawarłaby w nim Pani?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi dla każdego pytającego. Wszyscy jesteśmy inni i różnymi drogami idziemy. Jedna rada jest dla wszystkich: trzeba zacząć od zmiany myślenia o sobie. Można zrobić listę swoich wad i zalet. Pomyśleć co w życiu przeszkadza, z czym się źle czujemy, co chcemy zmienić. Wykorzystać swoje zalety do dokonania zmian. Nie naśladować nikogo, być sobą.
A co Pani najbardziej pomaga wytrwać w tym postanowieniu?
Mnie najbardziej pomogła i pomaga siłownia, tam odkrywałam samą siebie. Lecz to nie trwało, miesiąc, rok, lecz dłużej i trwa do tej pory. Siłownia daje mi nowe siły, nowe wartości w ciele i umyśle. To tam konkuruję z samą sobą, to tam sprawdzam, czy jeszcze coś nowego mogę zrobić w życiu dla siebie i dla innych. Przesadzam? Nie! Mówię o sobie.
Na emeryturze nie tylko zadbała Pani solidnie o swoje zdrowie, ale także została Pani influencerką i modelką. Co sprawiło, że w okresie "jesieni życia" postanowiła Pani jeszcze rozszerzyć swoje CV o stanowisko "pisarki"?
Jak zaproponowano mi pracę w modelingu, miałam już propozycję napisania książki. Pomyślałam wtedy, cóż mogło mnie, niespełnionego inżyniera technologa drewna, lepszego spotkać? Jak odmówić propozycji napisania książki? Przecież zostałam influencerką, bo miałam coś do powiedzenia, chciałam przekazać innym osobom wartość najważniejszą w życiu każdego – życie powinno sprawiać przyjemność, nie być udręką, bez względu na okoliczności mamy na nie wpływ i warto to wykorzystać. Jeżeli mi zaproponowano napisanie książki, to znaczy, że mój przekaz zadziałał, że nie tylko tak myślałam, lecz mam coś do powiedzenia.
Jak wyglądały kulisy pracy nad książką "Kobieta zawsze młoda"?
Cóż wiedziałam, że to będzie bardzo, bardzo trudne dla mnie i dla redakcji. Dlaczego? Matura była sprawdzianem moich umiejętności pisarskich. Maturę zdałam, lecz według mojej oceny z polskiego zasłużyłam na ocenę niedostateczną. Zawsze miałam kłopot ze stylistyką, budowaniem myśli w sposób zrozumiały. Mąż mój o tym wiedział, razem kończyliśmy szkołę. Na wieść o książce złapał się za głowę. Sam jest redaktorem, świetnie pisze. Z serca odradzał mi pisanie książki.
Ale Pani nie jest z tych, którzy się poddają.
Szczerze? Też miałam ogromne wątpliwości. Postanowiłam jednak, że książkę napiszę, na przekór sobie i mężowi. To, co mam do przekazania, zostało docenione przez wiele osób. Jeżeli książka nie będzie się podobała, to trudno, biorę to "na klatę". Nie zmarnuję takiej szansy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Mąż mojej książki nie czytał. Gdybym mu na to pozwoliła, książka by nie powstała.
Lubi Pani widzieć efekty pracy, bo są najlepszą nagrodą za determinację i wysiłki. A jaki efekt chciałaby Pani zobaczyć po wydaniu tej biograficzno-poradnikowej książki?
Nie określiłabym mojej książki jako biograficzno-poradnikowej. Jest to historia fragmentu mojego życia, zaś część biograficzna ma służyć tylko dla lepszego zrozumienia, skąd wzięłam siłę na tę przemianę. Nie liczę na wielkie "OCH!" od czytelników, lecz wierzę, że po przeczytaniu tej książki każdy choć na moment zastanowi się na sobą i swoim życiem, a te osoby, którym życie ułożyło się nie po ich myśli, coś spróbują z tym życiem zrobić. Niech to będzie choć jeszcze jedna osoba, to i tak stwierdzę, że warto było tę książkę napisać.
Pewnie w tym miejscu wielu zapyta, dlaczego w ogóle zdecydowała się Pani promować zdrowy styl życia wśród innych, skoro postanowiła Pani wreszcie skupić się na sobie.
Postawiłam sobie cel, który zrealizowałam, poczułam, że to, co zrobiłam dla siebie, ma wartość. Był czas, że na treningach trener stawiał mnie za przykład innym osobom po to, żeby zdopingować ich do wytrzymania trudu rywalizacji ze swoimi słabościami. Jak wcześniej wspomniałam, pot się lał z człowieka. Moja osoba ze względu na wiek (byłam zawsze najstarsza) i w miarę dobre radzenie sobie na dość intensywnych zajęciach była idealnym motywatorem. Trener powtarzał: "dopóki Irena ćwiczy, wszyscy też muszą ćwiczyć". Tak się działo.
Ze swoim przekazem do obcych ludzi dociera Pani poprzez nie tylko wywiady i sesje, ale także kanały w social mediach.
Kiedy zaczęłam myśleć o aktywności w mediach społecznościowych, miałam już temat wiodący na moich profilach. Była nim motywacja, zarówno na treningach, jak i w życiu. Udało mi się swoją chęć do życia przekazać innym. Wiem o tym, bo wiele osób pisze do mnie, dziękuje i prosi o jeszcze. Gdyby nie kanały w mediach społecznościowych, wywiady, publikacje, "KOBIETY ZAWSZE MŁODEJ" by nie było.
Tym bardziej że jest spore zapotrzebowanie na taki pozytywny przekaz.
W tym roku znalazłam się w rankingu "50 po 50" magazynu "Forbes Polska", przedstawiającym osoby, które po przekroczeniu 50. roku życia zaskoczyły rynek nową udaną inwestycją, z sukcesem się przebranżowiły lub nadały nowy ton swojej dotychczasowej działalności. Nominowana zostałam za imponującą przemianę na emeryturze. To wyróżnienie potwierdza wartość mojego przekazu.
Czy trzeba czekać, aż do emerytury, by zawalczyć o siebie? Czy kobieta albo i mężczyzna musi poczekać na koniec aktywności zawodowej, by móc zacząć intensywnie nad sobą pracować, czy też zawsze jest czas, by powiedzieć: "teraz ja”?
Zawsze jest czas, by powiedzieć "teraz ja". Im wcześniej, tym lepiej i łatwiej szybciej osiągnie się cel. Zdecydowałam się na pobieranie emerytury w wieku 55 lat. Pracy nie przerwałam, nawet pracowałam na 1,25 etatu. Dlaczego? Miałam dość trudną sytuację materialną, musiałam zadbać o pieniądze. Zrezygnowałam z etatowej pracy, jak już chodziłam na siłownię. Miałam wtedy już 59 lat. Praca jednak mnie lubiła, bo podjęłam się kolejnej: w zespole renowacji Świątyni Diany w Warszawskich Łazienkach Królewskich, potem przy restauracji Muzeum Warszawy i wielu mniej znaczących obiektach. Rano trening, potem do pracy. Wiele osób tak robi.
Trudno jednak nie zgodzić się z argumentem, że ma się wtedy więcej czasu dla siebie, bo odpada "pożeracz" 1/3 dnia, czyli praca zawodowa.
Jak skończyła się moja praca zawodowa, a potrzebowałam pieniędzy, zaczęłam pracować jako kierowca Ubera. Prowadzenie kont w mediach społecznościowych to też praca. Teraz modeling, książka. Pytanie: "czy trzeba czekać, aż do emerytury, by zawalczyć o siebie?"... już chyba wiadomo, jaka może być moja odpowiedź!
A jakie wskazówki z gatunku poradnika pozytywnego myślenia ma Pani dla tych, którym przychodzi stoczyć walkę z wewnętrznym leniuchem. Jak radzić sobie z mentalnym blockiem w dniach, gdy się po prostu nie chce?
Weź się do roboty, życie Ci ucieknie, nie zauważysz nawet, że jesteś już stary i czas się kończy! Bo "Człowiek ma dwa życia, to drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma jedno". Zacznij to drugie życie, w tym życiu zawsze będzie Ci się chciało.
To jakie plany ma przed sobą "kobieta zawsze młoda"? Czy jest coś, co chciałaby Pani jeszcze dopisać do długiej listy swoich osobistych osiągnięć?
To pytanie prowokujące. Czekając na ukazanie się książki (a czekałam długo), pomyślałam: "wreszcie pójdę na urlop, wreszcie będę miała dla siebie weekendy wolne od obowiązków. Wreszcie położę się na kanapie i przeczytam spokojnie wiele, wiele książek, a wieczorem pójdę spokojnie na trening. Znajdę czas, żeby odwiedzić córkę w Szwajcarii, syna w Hiszpanii. Będę miała dni leniwe, w których nie robiłabym nic". Tak naprawdę to nie wiem, czy to mi się uda. Znam siebie i wiem, że tak nie będzie. To marzenie, nie cel. Cele teraz stawia mi życie, może trafi się taki, które wybiorę za swój.