Antywojenny film, który poraża horrorem wojny. "Na Zachodzie bez zmian" trudno obejrzeć do końca

Ola Gersz
02 listopada 2022, 17:52 • 1 minuta czytania
Śmierć w męczarniach, powykręcane kończyny, jęki rannych, szok na twarzach młodych żołnierzy. "Na Zachodzie bez zmian", trzecia już ekranizacja wybitnej powieści Ericha Marii Remarque'a, to realizacyjny majstersztyk i parada wojennych okropieństw. Niemiecki film Netfliksa to wciąż uniwersalne, antywojenne przesłanie, które dzisiaj jest szczególnie porażające.
Antywojenne przesłanie "Na Zachodzie bez zmian" uderza dzisiaj jak nigdy Fot. Netflix

Rozpoczyna się ciszą natury. Osnute mgłą wzgórza na tle bezkresu wschodzącego nieba. Budzący się do życia las. Miarowo oddychające, wtulone w lisicę młode, z których jedno łapczywie pije mleko matki. Spokój, bezruch, harmonia.

Jednak stłumiony odgłos wybuchu w oddali zwiastuje coś złowrogiego i niedobrego. Po chwili naszym oczom ukazuje się ubłocony teren zalany martwymi ciałami. To żołnierze, powykręcani, rozczłonkowani, wykrwawieni. Kamera w ciszy sunie po zwłokach. Mgła łączy się z dymem, a błoto z krwią. Błyski strzałów przeszywają szarość świtu, a miarowe wybuchy są coraz głośniejsze i przecinają kojącą ciszę.

Huk. W leżące nieopodal zwłoki trafia bomba, a kamera gwałtownie przenosi nas do okopów. Wpadamy w sam środek obłędu. Chaos, wystrzały, wrzaski, jęki, panika. Na oczach młodych mężczyzn, którzy lawirują między martwymi ciałami kolegów, maluje się przerażenie. Piekło.

Tak, "Na Zachodzie bez zmian" jest opowieścią o wojnie. Ale nie jest opowieścią wojenną, z czego błyskawicznie zdajemy sobie sprawę. To porażający, antywojenny manifest.

Trzecia ekranizacja "Na Zachodzie bez zmian" Ericha Marii Remarque'a

Erich Paul Remark ma zaledwie 18 lat, kiedy zostaje wysłany na niemiecki front podczas I wojny światowej. W przeciwieństwie do setek swoich rówieśników wraca do domu, ale nigdy nie będzie już taki sam. Poraniony na ciele i duszy, przytłoczony żałobą po śmierci ukochanej matki oddaje się pisaniu. Od tej pory będzie znany jako Erich Maria Remarque – Maria na cześć matki.

Remarque powraca do okopów jeszcze raz – w powieści "Na Zachodzie bez zmian" (tytuł oryginalny to "Im Westen nichts Neues"). Napisana w 1927 roku, opublikowana w 1928 roku w niemieckiej gazecie, a w całości wydana w Niemczech w 1929 roku książka jest zapisem doświadczeń niemieckich żołnierzy podczas wielkiej wojny.

Szybko staje się fenomenem. W półtora miesięcy od wydania zostaje przetłumaczona na 22 języki i sprzedana w 2,5 milionach kopii. Dzieło (zakazane i spalone w III Rzeszy), które dzisiaj jest uważane za jedną z najważniejszych książek XX wieku, daje początek fali wojennych wspomnień weteranów i dramatycznym literackim oraz filmowym obrazom wojny.

Zaledwie rok po wydaniu "Na Zachodzie bez zmian" zostaje zekranizowane. I to w Hollywood. W listopadzie 1930 roku, na trzeciej ceremonii rozdania Oscarów w historii, wybitny film zdobywa dwie statuetki: za najlepszy film i reżyserię Lewisa Milestone'a. Epokowe dzieło Ericha Marii Remarque'a doczeka się jeszcze dwóch filmowych przekładów: w 1979 roku jako amerykańsko-brytyjski film telewizyjny Delberta Manna i w końcu dzisiaj, 93 lata po publikacji.

"Na Zachodzie bez zmian" z 2022 roku to ekranizacja szczególna, bo pierwsza niemiecka, a do tego powstała w złotych czasach streamingu. Wojenny film (a raczej, jak już wspomniałam, antywojenny) owszem, jest wyświetlany w niektórych kinach, ale w globalnej dystrybucji trafił na Netfliksa. A to oznacza, że film o okrucieństwach wojny wszedł do mainstreamu i może go obejrzeć każdy.

I ogląda, bo film "Na Zachodzie bez zmian" zaledwie trzy dni po premierze znalazł się na pierwszym miejscu globalnego zestawienia najpopularniejszych nieanglojęzycznych filmów na Netfliksie. Od 28 do 30 października streamowano go na świecie łącznie przez 31,5 milionów godzin. I to w dobie wojny w Ukrainie, co nadaje niemieckiemu dziełu tragiczny, współczesny kontekst.

Film w reżyserii Edwarda Bergerma jest kandydatem Niemiec do Oscara, ale czy trzecia ekranizacja "Na Zachodzie bez zmian" się udała? To okrutny majstersztyk.

Chłopcy na wojnie

"Na Zachodzie bez zmian" zaczyna się niewinnie. Paul Bäumer (Felix Kammerer), 17-letni chłopak z północnych Niemiec, i jego koledzy – Albert Kropp (Aaron Hilmer), Franz Müller (Moritz Klaus) i Ludwig Behm (Adrian Grünewald) – w 1917 roku wysłuchują w szkole patriotycznego apelu i postanawiają walczyć za ojczyznę. Zgłaszają się jako ochotnicy, dostają mundury po zmarłych żołnierzach i świętują pobór do armii. Czują dumę, honor, energię i zapał do walki z wrogiem. Tak jakby życie dopiero się przed nimi zaczynało.

Jednak rzeczywistość szybko daje o sobie znać. Chłopcy zostają wysłani na front zachodni do Francji i już w drodze (w której poznają starszego od nich Stanislausa "Kata" Katczinsky'ego, w którego wcielił się Albrecht Schuch) doświadczają horroru wojny. Ich ciężarówkę zatrzymuje gwałtownie lekarz w zakrwawionym białym kitlu, który potrzebuje samochodu do transportu rannych, umierających żołnierzy. Paul i jego koledzy wychodzą z auta i idą piechotą, a krajobraz ich wędrówki to błoto, jałowa, sucha ziemia, rozrzucone szczątki pojazdów, ranni i trupy.

– Dowódca oczekuje, że przetrwacie przynajmniej sześć tygodni. Chcecie żyć za sześć tygodni? No to ruszcie się! – krzyczy jeden z dowódców do wymęczonego drogą Franza, gdy nagle w ziemię tuż obok żołnierzy trafia pocisk, tak zwana gruba świnia. Paul w panice pomaga przyjacielowi założyć maskę gazową, a na jego twarzy odmalowuje się strach. On i jego koledzy dobrze już wiedzą, że najprawdopodobniej tutaj zginą.

Entuzjazm do propagandowo wychwalanej i romantycznie odmalowywanej w ojczyźnie "wojenki" opada, a przecież prawdziwa makabra wojny dopiero przed nimi.

Makabra I wojny światowej

Kolejne dwie godziny (film Netfliksa trwa aż 147 minut) to ciąg przemocy, śmierci, okrucieństw i wojennej makabry. Powykręcane ciała poległych, zastygły wyraz przerażania na ich twarzach, wyrwane kończyny, półnagie trupy. Kakofonia strzałów, wybuchów, wrzasków i jęków. Krwawe sceny w szpitalu polowym, w którym lekarze odcinają nogi "na żywca" i przeprowadzają operacje bez znieczulenia (jeden z żołnierzy chce ulżyć sobie w cierpieniu i popełnia samobójstwo za pomocą widelca).

Walka wręcz w okopach, żołnierze rozrywający bagnetem swoje ciała, wyprute wnętrzności. Czołgi miażdżące przeraźliwie krzyczących mężczyzn. Ludzie, którzy płoną żywcem, gdy francuscy żołnierze otwierają miotacze ognia. Przyjaciele Paula ginący w okrutnych męczarniach. A tego samego doświadczają przecież ci drudzy, inni młodzi chłopcy, którzy urodzili się za wojenną granicą.

Gdy Paul w pewnym momencie trafia do leju po wybuchu, spotyka tam francuskiego żołnierza. Momentalnie rzuca mu się do gardła i zadaje śmiertelne ciosy, ale Francuz nie ginie od razu, ale umiera powoli, dusi się własną krwią i rzęzi.

Przerażony, płaczący Paul z twarzą pokrytą zaschniętym błotem siada w oddali, zamyka oczy i zatyka uszy. W pewnym momencie podchodzi do młodego mężczyzny, jednego z wielu "po drugiej stronie", których władze obwołali wrogiem. W panice próbuje mu pomóc, daje wody, ociera twarz z krwi. Po raz pierwszy widzi z tak bliska śmierć żołnierza, którego zabił. Jego twarz.

Gdy Francuz umiera, Paul zabiera jego zdjęcia oraz listy i przytula się do ciała. – Twoja żona... obiecuje... – wysapuje, płacząc, ale nie ma w tym patosu, ale tragizm i smutek.

Potworność i brutalność wylewają się w "Na Zachodzie bez zmian" z każdej strony i nie uciekną od nich ani bohaterowie, ani widz. Film ciężko obejrzeć do konca, robi się niedobrze i przygnębiająco. Sama musiałam przewijać najbrutalniejsze sceny, gdyż zwyczajnie nie mogłam na to wszystko patrzeć. A co dopiero to przeżyć?

Piękny horror wojny

Kino wojenne coraz częściej odchodzi dzisiaj od patosu i heroizmu. Współczesne filmy o wojnie są brutalne i turpistyczne, realistyczne, drastyczne i antybohaterskie, jak "1917" czy "Dunkierka".

Nie gloryfikują wojny, ale skupiają się na dramacie jednostek. Nie oferują tanich emocji i łez, nie ma w nich patetycznych dialogów i powiewających flag. Jest ból, krew i makabra. Śmierć, cierpienie i trauma, która pozostanie nawet po powrocie do domu, a ten będzie dany jedynie nielicznym. Jest też "góra". Dowódcy, którzy podejmują decyzje w zaciszu własnych, bogato zdobionych gabinetów, przy winie i jedzeniu.

Takie jest też "Na Zachodzie bez zmian". Niemiecki kandydat do Oscara poraża okrucieństwem, a jednocześnie... pięknem. Bestalskim pięknem. Film jest realizacyjnym majstersztykiem, a doskonałe zdjęcia podbijają rzeź, którą widzimy na ekranie. Scenografia okopów i pól walki została perfekcyjnie odwzorowana, a przejmująca, surowa muzyka Volkera Bertelmanna (która brzmi jak połączenie doskonałych soundtracków Hanza Zimmera do "Dunkierki" i Thomasa Newmana do "1917") tworzy klimat grozy i zniszczenia.

Znakomite jest także aktorstwo, a szczególnie dwa nazwiska. Felix Kammerer był strzałem w dziesiątkę do głównej roli, a młody aktor potrafii oddać tragizm sytuacji, w której się znalazł samymi tylko szeroko otwartymi oczami. Z kolei Albrecht Schuch jako Kat mistrzowsko oddaje desperację i determinację. To genialne role, ale świetnie ogląda się na ekranie wszystkich, w tym niemiecką gwiazdę Daniela Brühla jako polityka Matthiasa Erzbergera, który nakłania władze do rozpoczęcia rozmów pokojowych.

Ale czy kolejna ekranizacja "Na Zachodzie bez zmian" jest dzisiaj potrzebna? Jak najbardziej. Dlaczego? Żeby zrozumieć piekło wojny, która nieustannie toczy się gdzieś na globie, a dzisiaj przecież tak blisko nas, za wschodnią granicą. I żeby raz na zawsze zniszczyć, wciąż tak żywe u młodych ludzi, romantyczno-patriotyczne obrazy wojny dla chwały i honoru.

A przecież wojna to bezsensowna rzeź, co przed dekady uświadomił nam Erich Maria Remarque, a dziś przypomniał Edward Berger. Nie zapominajmy o tym. Okrutny film Netfliksa jest właśnie po to: abyśmy zawsze mieli to w pamięci.

Czytaj także: https://natemat.pl/441127,silent-twins-historia-blizniaczek-Gibbons