"Najlepsze zdjęcia powstają po słowach 'mamy to'". Ewa Przedpełska zdradza kulisy swojej pracy
Czy będąc amatorem, można zrobić dobre zdjęcie żywiołowemu dwulatkowi, albo piękny portret zbuntowanemu nastolatkowi? Co decyduje o tym, że do pewnych zdjęć po latach wracamy z wielką czułością, a inne chowamy na dnie szuflady?
Na te pytania szukamy odpowiedzi wspólnie z zawodową fotografką, prekursorką rodzinnej fotografii lifestylowej, a także ekspertką programu "Perfect Picture", który był emitowany na antenie TVN7, a aktualnie jest dostępny na platformie Player.pl, Ewą Przedpełską. Głównym partnerem programu jest marka Canon, ceniony producent sprzętu fotograficznego dla profesjonalistów i amatorów.
Wchodząc na twoją stronę, widzimy nie tylko pozowane zdjęcia "na ścianę", ale przede wszystkim sceny wyjęte z życia. Te kadry są pełne emocji, momentami intymne. Jak zatrzymać takie chwile?
Jako fotograf, przed sesją muszę przekroczyć dwie bariery: pierwsza to próg mieszkania, a druga to wejście w sferę prywatną, do której dostęp można otrzymać, tylko okazując szacunek i otrzymując zaufanie.
Mam to szczęście, że ludzie, których spotykam przed obiektywem, chyba wyczuwają to, że jestem tu dla nich, interesują mnie ich historie i to "otwieranie się” przychodzi z dużą lekkością. Wtedy uchwycenie tych spontanicznych momentów, o których mówisz, zależy już tylko ode mnie, dostęp już mam.
Moje ulubione zdjęcia to często te zrobione niedługo po słowach "mamy to”. Wtedy następuje drugie, po tym w progu, rozluźnienie, na wszelki wypadek nie wkładam jeszcze aparatu do torby i rozmawiamy sobie dalej, o tym, jakie mamy plany na weekend lub resztę życia. A w międzyczasie kadry tworzą się same.
Fotografowanie swojej rodziny powinno być łatwiejsze, a wiemy, że nie jest.
Jeśli fotografujesz swoją własną rodzinę, masz i łatwiej, i trudniej. Z jednej strony - już jesteś w środku, z drugiej - jeżeli jesteś "nadwornym fotografem", to wszyscy mogą mieć cię już trochę dosyć (śmiech).
Rada, którą zawsze powtarzam to: trzymaj aparat na wierzchu. Łatwiej przegapić scenę, którą chcesz zapamiętać, jeśli aparat masz zamknięty w szafce, a baterię rozładowaną. Szczególnie jeśli akcja jest bardzo ulotna i są w nią zaangażowane dzieci.
Ok, ale każdy, kto spotkał żywiołowego dwulatka, wie, że uchwycenie go na zdjęciu to cud, dzieci często wychodzą na zdjęciach nieostre. Od czego to zależy?
Od tego, w jakich warunkach fotografujemy i przede wszystkim od tego, jaki wybraliśmy czas naświetlania. Jeżeli chcemy zamrozić ruch, to musimy skrócić czas otwarcia migawki. Zazwyczaj przy fotografowaniu dzieci minimalnie do 1/250, 1/500.
Chyba że chcemy podkreślić tę jego prędkość i zamienić dziecko w smugę, lub opcja dla bardziej zaawansowanych: pobawić się w panning (śledzić ruch obiektu aparatem tak, żeby uzyskać bohatera zdjęcia w ostrości, a tło rozmyte). W fotografii nie ma przepisu na zdjęcie doskonałe.
No właśnie - czy da się zrobić "doskonałe" zdjęcia dzieciom, nie będąc zawodowym fotografem?
Wszystko zależy od definicji doskonałości - mnie osobiście dążenie do niej w fotografii zbytnio nie pociąga. Doceniam bardziej autentyczność, piękno, które ma moim zdaniem wiele odsłon. Doskonałe technicznie zdjęcie amatorowi będzie zrobić na początku trudno, to na pewno. Tutaj pomóc może przede wszystkim praktyka, eksperymentowanie ze sprzętem, fotografowanie w bardzo różnych warunkach, warsztaty, no i YouTube.
Jaki sprzęt więc warto mieć pod ręką? Co przyda się na początek przygody z fotografią?
Dobry zestaw na początek to moim zdaniem stały obiektyw i porządne body, np. Canon EOS i obiektyw RF 50 1.8 lub droższy 35 mm 1.8. Wszystko zależy od budżetu, ale na start stawiałabym raczej na obiektywy ze stałą ogniskową, świetne jasne "stałki” są po prostu dużo tańsze niż obiektywy zmiennoogniskowe.
Do tego brak zooma wymusza na nas kadrowanie „nogami”, czyli poruszanie się po planie w poszukiwaniu idealnego kadru - a to uczy nas sztuki komponowania ostatecznego ujęcia.
Dobrze, mamy sprzęt, mamy dzieci i co dalej? Jakich momentów powinniśmy szukać?
Przy fotografowaniu rodzin ważniejsza od tej wspomnianej wcześniej doskonałości jest spostrzegawczość. Niuanse, drobne gesty, ulotne emocje i etapy życia bohaterów zdjęć.
Jeżeli próbujemy zatrzymać naszą własną codzienność, musimy przede wszystkim spróbować spojrzeć na nasze życie trochę z boku. Fotografia często jest jak lustro - ciężko zaakceptować nam bałagan na zdjęciu, jeśli przeszkadza nam w prawdziwym życiu. Ciężko z czułością zwrócić obiektyw w stronę wywracającego oczami nastolatka, kiedy mamy ochotę wystawić go za okno. To jest jednak właśnie ta nasza codzienność, do której kiedyś my, lub ten nastolatek będziemy chcieli wrócić.
Zatrzymać na zdjęciu malucha jest wyzwaniem, ale co zrobić, kiedy chcemy sfotografować nastolatka, a ten unika zdjęć? Istnieją jakieś triki, żeby takich niechętnych modeli fajnie "ograć”?
Dzieci, szczególnie te starsze, mają fenomenalny radar fałszu - jeśli nie jesteś autentyczny, nie okażesz im szczerego zainteresowania, to od razu jesteś na straconej pozycji. Mnie w kontaktach z nastolatkami na sesjach na pewno pomaga to, że wiem mniej więcej co się dzieje na TikToku, znam nazwy ewolucji rzadkich Pokémonów i playlistę Viral Hity.
To wydaje się banalne, ale często aktualne trendy to wytrych do ich świata, a ja po prostu chętnie odrabiam tę pracę domową.
Kiedyś czytałam, że powinno się od czasu do czasu zrobić sobie dzień bez wypuszczania aparatu z rąk, żeby w tej codzienności spróbować znaleźć coś wyjątkowego, czy to Twoim zdaniem rozwija umiejętności fotografującego?
Sama tego dawno nie próbowałam, dam znać jak poszło. Myślę, że to dobry pomysł, zadawałam takie zadanie w trakcie mentoringu. Może to zabrzmi banalnie, ale z aparatem przy oku (w kontrze do telefonu w ręku) widzimy więcej, bo przede wszystkim szukamy, rozglądamy się.
Lubię sobie robić takie ćwiczenia, np. wymieniam obiektyw na taki, który od dłuższego czasu zbierał kurz na szafce. Pracując na nim, patrzę inaczej. Warto stale rzucać sobie wyzwania, żeby nie stracić świeżości w spojrzeniu.
Robię dużo komercyjnych sesji i pracuję nad swoim autorskim projektem, ale ciągle czuję ekscytację na myśl o tym, jak wielu rzeczy mogę jeszcze w fotografii spróbować. W zeszłym miesiącu minęło mi zresztą 10 lat, od kiedy fotografuję rodziny na pełen etat.
Jesteś prekursorką tego rodzaju fotografii lifestylowej w Polsce, dziś takie sezonowe sesje z fotografem robi wiele rodzin, czy samodzielne fotografowanie swoich dzieci ma nad nimi jakąkolwiek przewagę?
Zawsze powtarzam moim rodzinom, że nie będzie mnie z Wami codziennie. Możemy spotykać się co pół roku, co rok, ale pomiędzy tymi spotkaniami dzieje się w Waszych domach za wiele, żeby tego nie uwiecznić.
Pamięć (szczególnie niewyspanego rodzica) jest bardzo ulotna. Staram się, więc podpowiadać, w których miejscach w ich domu światło jest na tyle piękne i proste, że powinni raz na jakiś czas zrobić sobie tam zdjęcie, np. od razu po przyjściu do domu ze szpitala.
Fotografowanie swoich dzieci może też przerodzić się w wielką pasję, czasem w przyszłą pracę, może też zadziałać terapeutycznie albo po prostu sprawić, że w domu będą albumy do wspólnego oglądania. Największą przewagę, jaką nad fotografem mają rodzice, jest przede wszystkim to, że są na miejscu tam, gdzie dzieje się akcja.
Jeśli uda nam się już uchwycić świetne zdjęcie, ale czujemy, że jest płaskie, brakuje mu tego czegoś to jak dodać mu w postprodukcji ten ostatni szlif tak, żeby go nie przerysować? Kontrast, ekspozycja, którymi suwakami w darmowych programach się bawić?
Kluczem jest umiar. Trochę może to brzmi jak hipokryzja, bo jak ja odkryłam możliwości programów graficznych to tak jak większość poszłam na całego - wybielone zęby, selektywny kolor, gaussian blur (rodzaj rozmycia), wszystko. Tylko miałam wtedy 11 lat i nikt tych zdjęć nie musiał już nigdy później oglądać, więc moja rada brzmi: bądźcie mądrzejsi i nie idźcie tą drogą :).
Dobrym sposobem na to, jak nie przesadzić z retuszem jest postprodukcja zdjęcia, a potem porównanie go z oryginałem. Jeżeli różnica aż kłuje w oczy - zmniejsz zmiany o połowę. Z takich rad prosto z głowy wymieniłabym też to żeby zacząć od skorygowania balansu bieli, nie przesadzać z suwakiem "clarity” (ang. przejrzystość - red.), ani saturacji.
Warto zadbać o dobre ustawienia ISO i balansu bieli w aparacie i w miarę poprawną ekspozycję. Jeśli chodzi o zdjęcia cyfrowe to lepiej jest mieć w RAW-ie zdjęcie niedoświetlone niż prześwietlone - łatwiej jest w postprodukcji „wyciągnąć” szczegóły z cienia.
Byłaś mentorką w programie "Perfect Picture" w TVN7, pracowałaś tam z amatorami, czy da się każdego nauczyć robienia zdjęć?
Myślę, że do pewnego poziomu jak najbardziej, ważne są przede wszystkim chęci i czas. W tym momencie, z dobrym sprzętem zrobić poprawne zdjęcie nie jest trudno, a w moim odcinku uczestnicy pracowali z bardzo fajnymi zestawami Canon: świeżutkim bezlusterkowcem APS-C - aparatem EOS R10 i szerokim obiektywem RF 16MM F2.8 STM.
Potem mieli też do dyspozycji obiektyw RF-S 18-150mm F3.5-6.3 IS STM i "szkło" do zbliżeń, czyli obiektyw RF 85mm F2 Macro IS STM. W programie mieli jednak pod górkę, bo w każdym odcinku czekały na nich szalone warunki pracy, więc szalone bywały też czasem ich parametry na zdjęciach. Natomiast patrzyło się na ich entuzjazm i zaangażowanie z wielką przyjemnością, super jest oglądać, jak kiełkuje pasja.
Gdybyś miała dać jedną jedyną radę początkującej mamie-fotografce, co by to było?
Oglądaj: światło w swojej sypialni, dobre i złe filmy, fakturę skóry, obrazy w muzeum, twarze w tramwajach, inspiracja może być wszędzie.