Mariusz P. stanie przed sądem, w tle sprawa sprzed lat. "Wykręcał zamki, wynosił armaturę"

Krzysztof Gaweł
15 grudnia 2022, 21:44 • 1 minuta czytania
Mariusz P., znany przed laty strongman, a dziś gwiazda polskiego MMA, znów stanie przed sądem w Wadowicach – przekazał Business Insider Polska. Wszystko po decyzji krakowskiego sądu, który uchylił korzystny dla sportowca wyrok i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. P. jest w konflikcie z Andrzejem Kowalczykiem, a poszło o współwłasność hostelu. Oskarżonemu grozi nawet pięć lat więzienia.
Mariusz P. stanie przed sądem, w tle sprawa sprzed lat. "Wykręcał zamki, wynosił armaturę" Fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER

Mariusz P., znany przed laty strongman, a obecnie gwiazda polskiego MMA i jeden ze sportowych idoli nad Wisłą, od 2018 roku procesuje się z Andrzejem Kowalczykiem. Sprawa właśnie wróciła do Wadowic, bo została przekazana miejscowemu Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania. Wcześniej ten sam sąd uniewinnił P., ale wyrok został uchylony przez Sąd Okręgowy w Krakowie. Kulisy opisał Business Insider Polska.

"Chodzi o wydarzenia jeszcze z sierpnia 2018 roku. Wtedy to Mariusz P. wraz ze swoją ekipą złożoną z kilku silnie zbudowanych mężczyzn wszedł do hotelu w Andrychowie i zajął część pokojów. Następnie wyniósł z nich wyposażenie. Według sportowca miał do tego prawo, gdyż pół obiektu należała do niego. Wszystko dlatego, że kupił udziały od byłej żony właściciela" – czytamy na stronie BI Polska.

Jak się okazuje, Mariusz P. nabył połowę udziałów do nieruchomości w momencie, gdy Andrzej Kowalczyk był w trakcie sprawy rozwodowej z żoną i wciąż trwał podział majątku pary. Biznesmen z Andrychowa przyznał przed sądem, że P. zwrócił się do niego z propozycją odsprzedania swoich udziałów w hostelu za 850 tysięcy złotych. "P. mówił, że jeśli tego nie zaakceptuję, to on ma plan działań, który wdroży" – zeznawał przedsiębiorca.

Strony się nie dogadały i wówczas P. zaczął działać ze swoimi pomocnikami. Wszyscy pojawili się w Andrychowie i zaczęli wynosić z hostelu mienie. Chodzi m.in. o kanapy czy inne meble, ale i armaturę, instalację grzewczą i elektryczną. "Współpracownicy P. mieli też m.in. wyrywać zamki z drzwi w hotelu. Wszystko nagrały kamery monitoringu" – informuje Business Insider Polska.

Andrzej Kowalczyk szacuje wartość zabranych rzeczy na ok. 50 tysięcy złotych.

Co na to krakowski sąd, który zajął się apelacją biznesmena i uchylił wyrok sądu w Wadowicach? "Gdyby nie uchybienia, w tej sprawie mogłoby dojść do skazania oskarżonego Mariusza P." – czytamy uzasadnienie krakowskiego sądu. Sprawa wraca do Wadowic i wydaje się, że tym razem nie skończy się tak lekko, łatwo i przyjemnie dla Mariusza P. Hostel stoi nieczynny od 2018 roku, a walka w sądzie trwa w najlepsze. BI Polska opisało jeszcze jeden jej aspekt.

"P. opowiadał w udostępnianych publicznie nagraniach o sprawach rodzinnych Andrzeja Kowalczyka, w tym jego relacji z córką. Jak podkreśla Kowalczyk, tezy nagrań 'były zupełnie wyssane z palca'. Ta sprawa jednak zakończyła się ostatecznie ugodą – sportowiec nie tylko przeprosił przedsiębiorcę za swoje słowa, ale i przelał odpowiednią sumę na konto jednej z organizacji charytatywnych" – dowiadujemy się z materiału red. Mateusza Madejskiego.

Mariusz P. nie skomentował decyzji krakowskiego sądu, ale jak sam lubi często i gęsto powtarzać: "tanio skóry nie sprzeda". Grozi mu nawet pięć lat więzienia za wyniesienie mienia z hostelu w Andrychowie i działanie poza granicami prawa.

Andrzej Kowalczyk walczy o swoje prawa i hostel, który wraz z żoną miał otworzyć przed laty. Dziś nie może prowadzić działalności, a swych praw dochodzi przed sądem. P. to również przedsiębiorca, często się tym chełpi, ale zrozumienia dla Andrzeja Kowalczyka w tym przypadku nie miał...