Wysokie loty Orłów z Lizbony. Benfica ma wszystko, żeby bić się z najlepszymi w LM

Maciej Piasecki
15 lutego 2023, 22:57 • 1 minuta czytania
Nie było niespodzianki w pierwszym meczu pomiędzy Club Brugge a Benficą Lizbona. Portugalczycy wygrali 2:0 (0:0), niemal pieczętując awans już w pierwszym meczu. Gole dla lidera ligi portugalskiej zdobywali Joao Mario oraz David Neres. Belgijski debiutant w fazie grupowej LM jest w bardzo trudnej sytuacji.
Joao Mario zdobył gola, który ustawił w komfortowym położeniu Benficę przed rewanżem na swoim terenie. Fot. JOHN THYS/AFP/East News

Na stadionie imienia Jana Breydela w Brugii w środę zmierzyły się zespoły, które znajdują się raczej w drugim i trzecim rzędzie pod względem siły w europejskiej hierarchii. Gospodarze dodatkowo debiutowali w fazie grupowej rozgrywek, choć jeszcze przed powstaniem Ligi Mistrzów, tj. sezon 1992/93, mieli nawet okazję grać w 1978 roku o Puchar Europy.

Club Brugge w rozgrywkach grupowych imponowało zwłaszcza pod względem solidnej defensywy. W sześciu meczach Belgowie aż pięć razy kończyli mecz "na zero z tyłu". Oprócz bloku defensywnego duża w tym zasługa bramkarza Simona Mignoleta. Mający za sobą grę m.in. w barwach Liverpoolu 34-latek w Brugii stał się jednym z liderów zespołu.

Benfica Lizbona miała jednak swój plan na środowy wieczór. Lider ligi portugalskiej w delegacji mógł liczyć na wsparcie solidnej grupy swoich wiernych kibiców.

Przewaga Benfiki, trafienie dla Club Brugge

W pierwszych 45 minutach mogło paść kilka goli. Już w 3. minucie świetną sytuację miał Goncalo Ramos. Portugalczyk, który przedstawił się światu, godnie zastępując Cristiano Ronaldo podczas mundialu w Katarze, nie mógł jednak wcelować w światło bramki.

Minutę później Tajon Buchanan urwał się lewym skrzydłem, ale jego strzał dobrze obronił bramkarz Benfiki, Odysseas Vlachodimos. Kilka razy szczęścia próbował również po stronie gospodarzy Noa Lang. Holender z numerem 10 na plecach nie znalazł jednak drogi do siatki gości z Lizbony. Ci po średnio udanym początku, mieli kilka świetnych sytuacji bramkowych.

Ciekawie było przykładowo w 25. minucie, kiedy to dośrodkowanie Rafy Silvy (najlepszy po stronie gości) dobrze zgrał w polu karnym Nicolas Otamendi. Mając piłkę na dziesiątym metrze, Antonio Silva zmarnował jednak sytuację. Okazję miał również wspomniany Rafa, który w 29. minucie prawą nogą skierował piłkę na spojenie bramki rywala.

W odpowiedzi gospodarze... objęli prowadzenie! Tak się przynajmniej wydawało po rozegranym rzucie wolnym w 45. minucie. Denis Odoi skierował piłkę głową do siatki, ale sędzia uznał, słusznie, że był w tej sytuacji minimalny spalony.

Karny na wagę komfortu i zwycięstwa

Druga część meczu idealnie rozpoczęła się dla Benfiki. Jack Hendry, zamiast kopnąć w piłkę, trafił w nogę rywala w polu karnym, a efekt był jeden – rzut karny. Takiej okazji nie zwykł marnować Joao Mario i choć Mignolet był bardzo blisko, to piłka po jego rękawicach i od poprzeczki, ostatecznie wpadła do siatki. W 51. minucie było zatem 1:0 dla gości.

Belgowie powinni, ale niekoniecznie potrafili znaleźć sposób na jakiekolwiek zagrożenie rywalom. Zupełnie inaczej Portugalczycy, trener Roger Schmidt dokonał kilku korekt, dając więcej świeżej krwi na boisku. A to jeszcze bardziej rozkręciło ofensywę przyjezdnych.

Decydujący gol o losie dwumeczu (?) zdobył właśnie jeden z wprowadzonych w drugiej części. David Neres w 88. minucie świetnie wykorzystał błąd Brandona Mechele. Lizbończycy zagrali konsekwentnie do samego końca i choć gospodarze próbowali momentami postawić się faworytowi, to ostatecznie stanęło na tym, że Benfica do domu zabrała komfortowe 2:0.

Rewanż zaplanowany jest na 7 marca na lizbońskim Estádio da Luz.

Club Brugge – Benfica Lizbona 0:2 (0:0) Bramka: Joao Mario (51-rzut karny), David Neres (88) Żółte kartki: Denis Odoi, Kamal Sowah oraz Nicolas Otamendi. Sędziował: Davide Massa (Włochy) Widzów: 24136 widzów