Manchester City zawstydził Arsenal w Londynie. Zmiana lidera w Premier League
- Manchester City pierwszy raz od listopada jest liderem Premier League
- The Citizens wypunktowali Arsenal Londyn w lidze jedenasty raz z rzędu
- Kanonierzy jeszcze niedawno byli faworytem do wywalczenia mistrzostwa
Manchester City na przełomie 2022 oraz 2023 roku miał ruszyć z kopyta w pościg za Arsenalem Londyn, ale zamiast ścigać Kanonierów, złapał zadyszkę i tracił mecz po meczu dystans do lidera. Londyńczycy w pewnym momencie mieli już osiem punktów zapasu nad mistrzami, ale zaczęli gubić punkty, a na taki scenariusz ekipa Josepa Guardioli tylko czekała. Katalończyk już przyznał, że na tytuł nie ma szans, ale oczywiście blefował.
Wystarczyło, że The Gunners najpierw sensacyjnie przegrali z Evertonem (0:1), a potem zremisowali z Brentford FC (1:1), a Manchester City w tym czasie ograł Aston Villę (3:1) i Wolverhampton (3:0). I nagle okazało się, że w środę MC może zrównać się punktami z londyńczykami, ale musi ich ograć na Emirates Stadium. Gospodarze rozegrali w lidze jeden mecz mniej (rywale w tym czasie przegrali 0:1 z Tottenhamem), przewaga jednak znikła jak kamfora.
Szlagierowe starcie w środę lepiej rozpoczęli goście, którzy grali bardzo uważnie i zaskoczyli rywali w 24. minucie. Koszmarnie wycofał piłkę do bramkarza Takehiro Tomiyasu, a Kevin De Bruyne popisał się efektownym lobem zza pola karnego i dał prowadzenie mistrzom Anglii. To był jedyny celny strzał przed przerwą ekipy z Manchesteru, ale wystarczył tylko do remisu. Rywale odpowiedzieli z rzutu karnego, bo faulowany był Eddie Nketiah.
Ederson, który sprokurował rzut karny, prowokował w bramce Bukayo Sakę i nawet pokazał mu, gdzie Anglik powinien uderzyć. Potem rzucił się w przeciwną stronę, a gwiazdor Arsenalu dostosował się do prośby rywala i wyrównał na 1:1. Co ciekawe, to nie był koniec emocji przed zmianą stron. Jeszcze raz zaatakowali goście, a Rodri mógł głową trafić na 2:1, ale trafił tylko w poprzeczkę. Do przerwy hit nie zawodził, choć brakowało skuteczności.
A po zmianie stron znów bliżej gola byli The Citizens, w 57. minucie sędzia Anthony Taylor podyktował nawet rzut karny dla MC po faulu Gabriela Magalhaesa na Erlingu Haalandzie, ale po analizie VAR zabrał mistrzom jedenastkę. Tym razem okazało się, że Norweg był na pozycji spalonej i akcję anulowano. Gra zrobiła się ostra i bardzo nerwowa, a piłkarze Josepa Guardioli nacierali i szukali prowadzenia. W 68. minucie Arsenal uratował Jorginho, który wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Nathana Ake'a.
Okazję miał też Erling Haaland, ale przegrał pojedynek z Aaronem Ramsdalem. Pachniało coraz mocniej golem dla The Citizens i w 72. minucie faktycznie mistrzowie Anglii zadali rywalom bolesny cios. Piłkę na połowie Arsenalu Londyn odzyskał Ilkay Guendogan, dograł zaraz do Erlinga Haalanda, a ten oddał do niemieckiego pomocnika, który zaraz zauważył wolnego na lewej stronie Jacka Grealisha. As MC mocnym strzałem wpakował piłkę do siatki.
Londyńczycy mieli więc raptem dwadzieścia minut, by uratować mecz i przewagę nad rywalami w tabeli Premier League. Porażka - druga w trzech ostatnich meczach - miała oznaczać utratę pozycji lidera i nowe otwarcie w walce o tytuł, choć Kanonierzy wciąż mają jeden mecz rozegrany mniej od Manchesteru City. Ale mistrzowie znów są liderem, bo trzeci cios zadał Erling Haaland, którego świetnie obsłużył Kevin De Bruyne. Norweg trafił po raz 26. w sezonie, Belg zapisał na swoim koncie 12. asystę i The Citizens ograli rywali 3:1.
Josep Guardiola tym samym po raz kolejny utarł nosa Mikelowi Artecie, który jest przecież jego trenerskim wychowankiem. Trzy tygodnie temu Manchester City wyrzucił Arsenal Londyn z FA Cup, teraz zabrał mu prowadzenie w Premier League i odwrócił losy wyścigu o mistrzostwo Anglii. Do końca rozgrywek emocje będą ogromne, a Kanonierów czeka ciężki czas, bo trawi ich kryzys. W trzech ostatnich meczach zdobyli punkt, a takiej okazji rywale na Wyspach nie przepuszczą.