Pożar polskiego autokaru na Teneryfie. Turyści uciekali w popłochu
O sprawie informuje "Dziennik Wschodni". Część spośród 40 turystów, którzy podróżowali rzeczonym pojazdem, na co dzień mieszka w Lublinie. W ogniu mieli stracić dokumenty, pieniądze, telefony i rzeczy osobiste.
Pożar autokaru na Teneryfie
Do pożaru doszło około godz. 16:45 podczas powrotu z wycieczki fakultatywnej na wulkan Teide do miejscowości Costa Adeje. Jak relacjonuje jeden z turystów w rozmowie z Polskim Radiem Lublin, autokar zatrzymał się w punkcie widokowym – a po tym, jak ponownie ruszył, z silnika zaczął wydobywać się dym.
– Jak się zatrzymaliśmy, błyskawicznie pojawił się ogień. Na nieszczęście, w samochodzie była niesprawna gaśnica. Kierowca próbował jej użyć, ale niestety, nie udawało się. Próbował silnik gasić wodą. Błyskawicznie autokar stanął w płomieniach – relacjonuje turysta.
Podróżni uciekali z autobusu, nie zabierając swoich rzeczy: wraz z pojazdem spłonęły ich dokumenty, karty płatnicze, pieniądze i rzeczy osobiste. Według relacji Onetu, chora na cukrzycę turystka zostawiła w autobusie zarówno glukometr, jak i leki. Część podróżnych miała wbiegać do płonącego pojazdu, próbując uratować swoje plecaki.
Pojazd spłonął w ciągu kilkunastu minut, ze wstępnych ustaleń wynika, że w pożarze nikt nie ucierpiał. Istniało spore niebezpieczeństwo, że ogień przeniesie się na roślinność – Akurat było to w parku narodowym, a teraz panuje tam susza, wiec niebezpieczeństwo pożaru było duże – opowiada rozmówca Radia Lublin.
Po upływie 1,5 godziny po turystów przyjechał autokar zastępczy. Hiszpańska policja bada aktualnie przyczynę pożaru.