Tom Hardy, Lady Gaga, Ryan Gosling i nie tylko. W Hollywood roi się od gwiazd z "podwójnym" talentem

Paweł Mączewski
06 sierpnia 2023, 15:28 • 1 minuta czytania
W Hollywood nie brakuje filmowych gwiazd, które próbowały swoich sił także w muzyce. Jak Tom Hardy czy Mark Wahlberg. Nieraz to właśnie sceniczna kariera była przepustką do występu w pełnometrażowych produkcjach – jak w przypadku Lady Gagi. Oto przykłady osób obdarzonych podwójną dawką artystycznego talentu.
Fot. Kadr z wideoklipu Toma Hardy'ego - "No Love No Life". Źródło: YouTube/Too Tall Productions

Pod koniec lat 90. powstała płyta z rapowymi utworami zatytułowana "Tommy No 1 + Eddie Too Tall – Falling on Your Arse in 1999". Płyta, którą usłyszała prawdopodobnie garstka ludzi. Dlaczego o tym wspominam? Bo "Tommy No 1" było ksywką Toma Hardy'ego, który na niej rapował.

Na krążku można znaleźć 18 kawałków. W podkładach udało mi się doszukać sampli ze ścieżek dźwiękowych z takich filmów jak "Ojciec chrzestny", "Blade Runner", czy "James Bond – Moonraker". Jestem jednak pewien, że jest tego tam więcej.

Album udostępnił w sieci w 2018 roku Edward Tracy, brytyjski scenarzysta i reżyser (to on krył się pod pseudonimem Eddie Too Tall). Jakim raperem był Hardy? Moim zdaniem miał solidne flow, chociaż sam po latach skwitował w rozmowie z BBC, że "było ciężko to sprzedać, bo pochodzę z miłej dzielnicy klasy średniej, no i nie był w tym zbyt dobry". Zresztą oceńcie sami.

Na stronie IMDb, największej na świecie internetowej bazie danych o filmach, można znaleźć informację, że Hardy debiutował na ekranie w 2001 roku w krótkometrażowych projektach. Technicznie rzecz biorąc, był więc muzykiem, zanim stał się aktorem. Zwłaszcza że jak sam przyznał, że nagrał mnóstwo rzeczy, które nigdy nie zostały wydane i rapował od kiedy miał 14-15 lat.

Ktoś jednak spyta: czy to go czyni byłym muzykiem, skoro tak szybko porzucił tę ścieżkę kariery? W moim odczuciu wciąż tak.

Patrząc na szalone lata 90. można odnieść wrażenie, że przynajmniej przez chwilę więcej wysiłku w swoją muzyczną karierę włożył inny hollywoodzki aktor – Mark Wahlberg ("Infiltracja", "Ted"), wtedy występujący jako Marky Mark and the Funky Bunch. Swoim utworem "Good Vibrations" formacja zajęła pierwsze miejsce Billboard Hot 100 w 1991 roku. Dwa lata później zespół zakończył działalność.

W 2018 roku Wahlberg przyznał niechętnie, że jego dzieci czują się "upokorzone", ilekroć słyszą gdzieś ten utwór. Inne czasy, inna moda, różny gust muzyczny. Jestem w stanie je zrozumieć.

Warto wspomnieć, że część artystów postanowiło prowadzić swoje muzyczne i filmowe kariery symultanicznie. Przykładem tego są chociażby Iggy Pop i Tom Waits. Obaj panowie to muzyczne legendy, których występy przed kamerą mogliśmy oglądać w filmach Jima Jarmusha, m.in. w kultowym "Kawa i papierosy".

Co ciekawe, Tom Waits debiutował w filmie już 1978 roku w "Zaułek raju" – obrazie napisanym i wyreżyserowanym przez młodziutkiego Sylvestra Stallone. Wystąpił w roli Mumblesa, grajka śpiewającego i grającego na fortepianie dla zmęczonych ciem barowych.

Iggy Pop zaczynał w latach 80. od podłożenia głosu do fantastycznej animacji "Rock & Rule", która – z tego co pamiętam – w żadnym razie nie jest przeznaczona dla młodszego widza (jego rola została podpisana tam jako "Potwór z innego wymiaru"). Można go także przez chwilę usłyszeć w kultowym obrazie post-apo "Hardware".

W 1995 roku wystąpił u wspomnianego wcześniej Jima Jarmusha w "Truposzu", a rok później wcielił się jednego z zabójców głównego protagonisty w "Kruk 2: Miasto aniołów" – kontynuacji filmu z 94., na planie którego życie stracił Brandon Lee, syn Bruce'a Lee.

Rok temu wystąpił w komedii "Daniel's Gotta Die".

W świecie kina nie brakuje też historii muzyków, dla których występowanie w filmach było tylko epizodem w ich życiu – podyktowanym raczej skalą popularności danego artysty, a nie jego szczerą chęcią zostania kolejnym Marlonem Brando. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę tą opinią, ale za taki przypadek uważam występy Elvisa Presleya, który zaczął swoją przygodę z filmem w połowie lat 50. i przez następne 15 lat wystąpił w... 31 produkcjach.

Przeważnie w nich śpiewał i tańczył – czyli dokładnie to, czego wtedy od niego oczekiwano.

Świat muzyki stale dostarcza też nowych talentów aktorskich, które potrafią zaskarbić przychylność u jednej grupy widzów, jednocześnie budząc dezaprobatę wśród pozostałej części.

Dobrym tego przykładem są występy bijącego teraz rekordy popularności Harry'ego Stylesa. Wychwalany z rolę w "Dunkierce" z 2017 roku Christophera Nolana musiał zmierzyć się ze słowami krytyki za przeszarżowany występ w "Nie martw się, kochanie".

"Wpierw wyniesiono go na piedestał, by po latach ciągłych zachwytów mógł stać się istnym memem. Harry Styles ma za sobą długą drogę – od boysbandowego bożyszcza nastolatków przez łamiącego stereotypy muzyka, którego krytycy ochrzcili mianem młodego Micka Jaggera, aż po aspirującego aktora rzekomo zgarniającego większą gażę od swojej utalentowanej koleżanki z planu. Film »Don’t Worry Darling« sprawił, że konsekwentnie budowany image Brytyjczyka zaczął się powoli sypać" – pisała w 2022 roku Zuzanna Tomaszewicz, autorka naTemat.

W tym miejscu można zadać pytanie: jaki występ na ekranie da inna utalentowana piosenkarka, pracując nad kontynuacją jednego z najważniejszych filmów opartych na postaci z komiksu – Lady Gaga w "Joker: Folie a Deux"?

Przypomnijmy, że Gaga ma się wcielić tu w postać Harley Quinn, życiowa partnerka wspomnianego Jokera.

Gaga ma obecnie na swoim koncie 12 ról. Jak podaje serwis IMDb: debiutowała w serialu "Rodzina Soprano", grała "dziewczynę w basenie". Nie została wymieniona w obsadzie. Wszyscy chyba jednak kojarzą ją z przebojów kinowych "Narodziny gwiazdy" (dostała nominację do Oscara w kategorii "Najlepsza aktorka pierwszoplanowa") oraz "Dom Gucci". Druga część Jokera ma trafić do kin w 2024 roku, ale już teraz da się wyczuć, że oczekiwania są więc ogromne. Osobiście jednak jestem dziwnie spokojny o jej występ. Myślę, że idealnie pasuje do roli.

Oczywiście w świecie muzyki nie brakuje też artystów, którzy zaczynali jako aktorzy. W 2007 roku Ryan Gosling założył razem ze swoim przyjacielem z branży filmowej Zachem Shieldsem muzyczny duet Dead Man’s Bones, a dwa lata później wydali płytę z klimatyczną muzyką z pogranicza darkwave i gothic rock.

Osobiście jednak chyba najbardziej lubię w tym kontekście przykład Bruce'a Willisa. Słynna gwiazda kina akcji wydała w 1987 roku bluesowy album "The Return of Bruno". Na rok przed tym, jak wystąpił w pierwszej "Szklanej pułapce". Co w tym ciekawego, spytacie?

Początkowo rolę nieustraszonego policjanta Johna McCLane'a chciano powierzyć Frankowi Sinatrze. Ktoś chyba jednak uznał, że 70-letni wtedy piosenkarz może mieć problem z uratowaniem zakładników z rąk terrorystów.