Sienkiewicz z Elektrycznych Gitar: Obecny rząd to ludzie o rozumach szmalcowników i cwaniaków
Mateusz Przyborowski: W tym zwariowanym świecie lepiej być artystą czy lekarzem?
Kuba Sienkiewicz: W zwariowanym świecie sprawdza się dwuzawodowość. Daje swobodę i różne możliwości. Przez wiele lat męczyłem się z tym rozdwojeniem, a teraz znalazłem równowagę. Poza tym czasy, w których żyjemy, są niestandardowe.
To znaczy?
Zaczyna być nieco opresyjnie, jak w PRL. Ingerencja władzy w kulturę jest coraz bardziej widoczna. Doszło do tego, że idę do kina, żeby wyszydzić baner "tylko świnie siedzą w kinie". To są czasy przejściowe, jak zawsze. Piosenka artystyczna i zaangażowana nie jest bardzo wziętym towarem. Występów mam w sam raz tyle, żeby jeszcze praktykować medycynę. W obu obszarach mogę robić to, co lubię. Czyli niezależność dzięki rozdwojeniu.
A dużo mniej gracie tych koncertów?
Gram tyle, ile daję radę. Pod własnym nazwiskiem wykonuję kameralne recitale bardziej zaangażowane, a z Elektrycznymi Gitarami na większych scenach i bardziej rozrywkowo. W obu przypadkach są to ciekawe propozycje i przyjazne miejsca. Koledzy z zespołu też mają czas na swoje projekty artystyczne.
Z tego, co mi wiadomo, przyjmuje pan nie tylko w jednym gabinecie.
Pracuję obecnie w czterech gabinetach. Jeden z nich jest na NFZ, a pozostałe prywatne. W oddziale szpitalnym nie pracuję już od 2012 roku.
To co szczególnie kuleje – z pana perspektywy – w polskiej służbie zdrowia?
W opiece ambulatoryjnej wydłużają się kolejki do specjalistów. Zmienia się struktura wiekowa społeczeństwa. Dłuższy czas życia oznacza więcej chorób do leczenia. Służba zdrowia przy obecnej wydolności tego nie przerabia. Z kolei praktyka szpitalna obciążona jest presją na szybkie wypisywanie chorych. To skutkuje większą ilością niedoróbek i powrotami pacjentów do SOR-ów i oddziałów szpitalnych z pogorszeniem stanu.
W gabinecie pacjenci często schodzą na rozmowy inne niż zdrowotne?
Niektórzy pacjenci pytają o moje występy, gratulują dzieci, wspominają. Uśmiecham się uprzejmie, ale szybko ucinam temat.
Czyli długie kolejki to nie efekt tego, że w gabinecie rozmawia pan z pacjentami o muzyce.
(śmiech) Na pewno nie. Poza tym trzeba pamiętać, że pacjentowi należy też zapewnić trochę kontaktu nieformalnego, jakiejś formy odprężenia, która złagodzi jego napięcie.
Śledzi pan opinie na swój temat?
Nie. Używam internetu jednokierunkowo, promując występy i nowe piosenki. Informacji zwrotnych już nie śledzę. Kiedyś próbowałem czytać i odpisywać, ale szybko zorientowałem się, że to jest nie do przerobienia.
Prześledziłem pański profil na Facebooku i nie brakuje tam wpisów nawiązujących także do polityki – niektóre są z humorem, ale jednak. Na przykład: "Z radością zawiadamiam, że na dzisiejszym nadzwyczajnym posiedzeniu Stowarzyszenia Piosenkarzy i Autorów Robotniczych Działaczy Ludowych (SPIARDL) przyjęto uchwałę o ochronie dobrego imienia ks. Henryka Jankowskiego i ks. Tadeusza Rydzyka. Według najnowszych badań naukowych Instytutu Nauk Politycznych w Teheranie, krytyka tych osób jest hybrydowym atakiem na Polskę. Uchwałę przyjęto jednogłośnie, choć pieśń 'Boże coś Polskę' wykonano na kilka głosów i perkusję".
To są zwykle wpisy reagujące na konkretne sytuacje, które są na tapecie w mediach. Przytoczył pan post z Jankowskim, podobny charakter mają wpisy o jadalnych owadach czy o tym, że akademia ojca-dyrektora Rydzyka otwiera kierunek lekarski. Jak coś mnie poruszy, to wtedy zabieram głos.
"Chciałbym już odpocząć. Najlepiej w więzieniu. Trzy lata w pierdlu mam gwarantowane za zniewagę przedmiotów czci religijnej. Ale zakrada się wątpliwość. Czy polska flaga i kibolski szalik na św. Franciszku są zniewagą przedmiotu czci religijnej. Na prosty rozum tak. Ale jak to uzasadnić w sądzie? Przecież nie mamy nic (a szczególnie rząd) przeciw barwom narodowym, kibolom i świętym. Mam nadzieję, że znajdzie się odważny prokurator. Co o tym sądzicie?" – napisał 1 maja Kuba Sienkiewicz, ateista.
Lubię nabijać się z symboli religijnych. Nadęte balony są po to, żeby je przekłuwać. Szczególnie bawi mnie obraza uczuć religijnych. To jakieś nieporozumienie na poziomie logicznym. Po pierwsze, uczucia przecież się nie obrażają. Po drugie, żeby oskarżać kogoś o obrazę uczuć religijnych, trzeba najpierw wykazać przed sądem, że się takie uczucia ma. To bardzo ciekawe zagadnienie z pogranicza filozofii i antropologii. A i pośmiać się można.
Tyle że zamieniając coś w żart, można wypierać realne problemy i sprawiać, że coś, co jest groźne, dostaje łagodne oblicze.
Nie tylko. Metoda obśmiania czegoś jest sposobem walki z rzeczami, na które się nie zgadzam. Jeśli zrobię to celnie i zarażę wielu ludzi takim śmiechem lub wywołam refleksję, to uważam, że jest sukces, a nie tylko obśmiewanie. Z poważniejszych moich wpisów był ten z połowy sierpnia, z okazji święta Wojska Polskiego. Napisałem wprost, że na trybunach zasiadają lobbyści rosyjscy, przyjmując defiladę Wojska Polskiego z okazji rocznicy zwycięstwa nad bolszewikami.
"To tak jakby defiladę pszczół podziwiały szerszenie, popijając ich miód. Życzę bezchmurnego nieba i gorącej atmosfery" – dodał pan w tym poście.
No bo czasem jestem poważny i na serio. A dzień 15 sierpnia był, jak zapowiadały prognozy pogody, najgorętszym dniem tego lata.
Ten post również był mocno na serio. "Paweł Kukiz, twórca związany dawniej z piosenką niezależną (co dla mnie szczególnie przykre), dołączył ostatecznie do antypolskiej i prorosyjskiej dywersji uprawianej przez rządzącą narodowo-katolicką prawicę. Zgadzam się tu z Romanem Giertychem, że niskie pobudki i problemy z ilorazem inteligencji nie wykluczają się. Robi się naprawdę niebezpiecznie" – napisał pan w sierpniu 2021. Dziś Kukiz jest "jedynką" na liście PiS w Opolu.
Paweł Kukiz mnie martwi od roku 2015. Jego sztuka była niezależna i alternatywna. Potrafił pokazać w piosenkach Polskę zdecydowanie nie jak w laurce, a wręcz przeciwnie. Teraz wspiera autorytarną, prymitywną władzę. Nie rozumiem. Może mnie ktoś oświeci.
A że jest niebezpiecznie, to wszyscy wiemy. Skłóceni z sojusznikami będziemy łatwym łupem. Rozkradanie państwa zwiększa nasze zacofanie i dystans do reszty świata. Do tego jeszcze wstyd i obciach, że jesteśmy postrzegani przez inne kraje jako ciemnogród.
No i strach, że może być jeszcze gorzej pod rządami koalicji ziobrystów i braunistów.
Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, powiedziałem panu, że od tematów społeczno-politycznych nie uciekniemy. Skwitował pan krótko: "No tak, bo dużo się dzieje". Wielu artystów nie chce się jednak wypowiadać na te tematy. Pan się nie boi mówić głośno, przede wszystkim w nowym albumie "Moja bańka".
Ja bym też mógł powiedzieć, że się nie interesuję polityką. Do tego stopnia, że nie odróżniam Lecha Kaczyńskiego od Jarosława. Nie przeszkadza mi to jednak mieć swój pogląd.
Obecny polski rząd to ludzie o rozumach szmalcowników i cwaniaków. Są sprytni, ale tylko w jednej grze o utrzymanie władzy. Kosztem narodowego bezpieczeństwa i naszego państwa. Reprezentują polskie gówno.
Płyta "Moja bańka" jest w całości poświęcona współczesnemu krajobrazowi naszego kraju. To bardzo osobisty i jednocześnie zaangażowany program. Na szczęście z Elektrycznymi Gitarami robimy czystą rozrywkę. To mi daje odprężenie.
Potrzebuje pan takiej równowagi?
Tak. Lubię robić urozmaicone rzeczy. Ostatnio wydaliśmy z zespołem nowy singiel "Ziemia", a kolejny – "Kiedy system upadnie" – jest już w przygotowaniu i udostępnimy go w streamingu jeszcze przed wyborami.
Dzielimy się z widownią pojedynczymi utworami, ale mamy świadomość, że publiczność oczekuje od nas przede wszystkim starych sprawdzonych piosenek. Jednak, żeby nie oszaleć, opracowujemy nowe wersje utworów sprzed lat i gramy dalej.
"Kiedy system upadnie" – może coś pan więcej o nim powiedzieć?
Jest to piosenka Jacka Wąsowskiego, oparta na formie bluesa. To zabawa muzyczna z aluzjami społecznymi, ale przede wszystkim to utwór rozrywkowy. Nie należy spodziewać się pieśni protestu. "Kiedy system upadnie" to piosenka bardzo autoironiczna, a nie zaangażowana politycznie.
Ma pan znajomych ginekologów?
Tak.
Pojawiają się tematy dotyczące klauzuli sumienia?
Powiem inaczej: w rozmowach ze znajomymi ginekologami zwrócił moją uwagę fakt, że aborcja jest w Polsce dostępna, ponieważ wciąż obowiązuje przepis i prawo, że aborcji można dokonać ze względu na ratowanie życia i zdrowia kobiety. Sytuację taką stwarza m.in. depresja i inne zaburzenia psychiczne.
Wystarczy odwaga zawodowa i gotowość do merytorycznego uzasadnienia stosowanych procedur. Aborcja jest prawem kobiety, a nie obszarem ingerencji władzy. Nie można poddawać się presji, trzeba robić swoje i służyć pacjentkom zgodnie ze wskazaniami medycznymi.
Tylko niektórym trudno jest się nie bać.
Atmosfera polityczna i polaryzacja społeczna stwarzają presję na lekarzy. Odwagą cywilną i zawodową mogą jednak tę presję odeprzeć.
A jak to jest z sumieniami artystów? Ci, którzy występują w obecnej TVP, często mówią głośno, że są apolityczni i że nie powinno mieszać się kultury z polityką.
Kultura całkiem niezaangażowana społecznie, światopoglądowo i obyczajowo, pozbawiona eksperymentu i szaleństwa, a tylko taka jest w TVP, nie stanowi atrakcyjnej oferty. Artyści, którzy pozostaną w tym kręgu, znajdą się ostatecznie w próżni.
Natomiast aktywne popieranie polityki historycznej i nacjonalistycznej, jak w przypadku imprez typu "Murem za polskim mundurem", jest haniebne. To wyraz pełnego poparcia dla wyrzucania ludzi w wyjątkowo trudnej sytuacji na pewną śmierć do lasu, na bagna, na chłód, mróz i głód.
A w ogóle telewizja publiczna powinna być naszym wspólnym dobrem i nie powinniśmy zastanawiać się, w której stacji się pokazać, a w której nie. To w normalnym kraju nie powinno mieć miejsca.
Pan od lat nie współpracuje z TVP. Telefony przestały dzwonić po występie w Opolu w 2016 roku, kiedy do piosenki "Kiler" dołożył pan jeszcze "Polskę w ruinie" oraz "dobrą zmianę" i powstał z tego transmitowany na żywo "Kiler gorszego sortu"?
Wbrew pozorom wraz z tym opolskim żartem z roku 2016, moja współpraca z TVP nie zanikła od razu. Kanały TVP Polonia i TVP Historia emitowały moje piosenki o tematyce historycznej. Jeszcze w roku 2017 zostałem zaproszony przez Ryszarda Makowskiego (kabaret OT.TO – red.) do programu "Cafe Piosenka" w regionalnej TVP3. Nasza rozmowa przebiegła zupełnie normalnie i nie musiałem się do niczego przymuszać. Nie pojawiły się żadne kontrowersyjne tematy. Później już mnie nikt nie zapraszał.
Po tym występie w Opolu wylało się na pana mnóstwo hejtu.
Początkowo się tym przejąłem, ale szybko zauważyłem, że adresy mailowe, z których wysyłane były te maile, są charakterystycznie sformatowane. To była zorganizowana akcja trollingowa i od razu zrobiło mi się lżej na sercu.
Jednak chyba musiało to pana mocno dotknąć, skoro przed Marszem Niepodległości w 2020 roku wypisał pan całą listę haseł na paski "Wiadomości" TVP: "Polskie gówno patriotyczne trzeba sprzątnąć do kibla", "Husaria polska jebie, aż kwili", "Na ch... niepodległość i jej marsz!" czy "PiS to nie ludzie, tylko ideologia". Były one inspirowane – jak sam pan napisał – hejtem z 2016 roku.
Inspiracje, jak widać, mogą pochodzić z różnych źródeł. Trzeba być otwartym na rzeczywistość. Kiedy jedne drzwi się zamykają, to inne się otwierają.
Po tamtym występie w Opolu powiedział pan: "Połowa zespołu odwróciła się ode mnie". Czyli to był pana prywatny protest?
Nie ustaliłem niczego z kolegami przed występem, zrobiłem to spontaniczne. "Kiler" w końcowej części ma otwartą formę i można było łatwo podmienić tekst. Zresztą w tej chwili mam już inne wersje zakończenia tej piosenki, jeszcze bardziej aktualne. W zespole był chwilowy szok, ale szybko się dogadaliśmy. Mamy już wspólne stanowisko na temat naszej polskiej rzeczywistości. Nasze poglądy są zróżnicowane, ale nie prowadzą do konfliktu.
A długo miał pan moralniaka po występie w listopadzie 2015? Mówię o koncercie piosenek historycznych na rocznicę odzyskania niepodległości.
Ach…
Pojawili się na nim Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz.
Już na scenie zobaczyłem, w co się wpakowałem, ujrzałem na widowni Jarosława. Wykonałem kilka piosenek i poszedłem do domu. Po paru miesiącach z przerażeniem natrafiłem na ten koncert w sieci, okazało się, że dalszy przebieg wydarzenia przypominał raczej wiec poparcia politycznego i nienawiści wobec pokonanych w wyborach, a nie widowisko poetycko-muzyczne.
Dałem się nabrać z naiwności i głupoty. Oni chcieli mieć na swojej imprezie historyczne utwory z mojego repertuaru m.in. o Dywizjonie 303 czy o czasach stalinowskich, no i udało im się. Zostawmy już tę sprawę. Litości!
Wielu uznało wtedy, że Sienkiewicz zaśpiewał dla prezesa.
Trudno, było minęło. Już do tego nie wracajmy, bo szkoda gadać.
Jednak wtedy chyba mało kto spodziewał się, że będzie aż taki podział w społeczeństwie.
Nawet ja uważałem wtedy, że środowisko artystyczne nie powinno się dzielić, tylko być ponad tymi politycznymi kłótniami. Nie zauważyłem jednak, że podział narastał od dłuższego już czasu, są twórcy, jak i wykonawcy chętnie opowiadający się po stronie narodowo-konserwatywnej.
Jednak dziś pan i Elektryczne Gitary, jak sam pan mówi, macie ciekawe propozycje koncertowe.
Tylko co dalej? Pod dalszymi rządami kato-prawicy piosenka niezależna wróci do drugiego obiegu. Znowu, jak w latach 80., będę grał po domach za zbiórkę do kapelusza. Ciekawa perspektywa, ale nie życzę tego Polsce.
A ja nie wiem, czy w ogóle ktoś poważnie myślał, że w 2023 roku protest songi trzeba będzie wykonywać gdzieś w ukryciu.
Ja od pewnego czasu już tego nie wykluczam. W tym roku wystąpiłem w koncercie "Porozumienia Sierpniowe Poetów" – to cykliczna impreza, która co roku odbywa się 31 sierpnia na pamiątkę słynnego Przeglądu Piosenki Prawdziwej "Zakazane Piosenki" w gdańskiej Hali Olivia. Powiedziałem ze sceny, że jest to najprawdopodobniej ostatni koncert z tego cyklu, żebyśmy się na to przygotowali.
Serio pan myśli, że tak będzie?
Wielka niewiadoma. To nie będą uczciwe wybory, tylko gra na pochyłym boisku. Ja rozumiem, że w mojej bańce w tych dniach obowiązuje optymizm, więc już się zamykam.
To chciałbym wspomnieć osobę, która była dla pana bardzo ważna w życiu. W marcu 2016 roku Krystyna Sienkiewicz udzieliła mi wywiadu, wspominała m.in. swoje dzieciństwo na Warmii i Mazurach. Powiedziała też: "Zawsze, kiedy ludzie do mnie dzwonią i pytają, jak się czuję, odpowiadam: Niestety, fantastycznie. Po udarze do zdrowia dochodzi się kilka lat, Kryśka ma na to rok". Pańska ciocia nazywała siebie "doktorkiem dusz", moim zdaniem była wampirem energetycznym.
To był Jimi Hendrix polskiej piosenki aktorskiej. Chociaż należała do tego kręgu artystów, którzy w latach PRL nazywali siebie "wentylami", to jej dokonania były mistrzowskie. Ja byłem zachwycony tym rodzajem szyderstwa w jej interpretacjach, co udzieliło się również mnie. Szkoda, że jej ostatnie dwa lata życia upłynęły w gorszym stanie zdrowia i nie mogła już tak dynamicznie wykonywać tych małych dzieł scenicznych. A każda jej piosenka wykonana na estradzie to była mini-drama. Pięknie to rozgrywała.
Spuścizna jest jednak wielka – zachęcam do sięgania do archiwalnych nagrań z okresu Kabaretu Starszych Panów, do tych z lat 70. i 80., kiedy współpracowała z Kabaretem Olgi Lipińskiej i Teatrem Syrena. Dla mnie osobiście największe znaczenie miała jako piosenkarka. Zawsze podkreślam również jej wielki talent literacki, bo popełniła kilka ciekawych książek. Co prawda wszystkie zawierały elementy autobiografii, ale zdradzała przy tym ogromną wrażliwość na słowo, absurd i humor. To również jest jej wielki dorobek.
Zawsze chciała być jednak postrzegana jako aktorka dramatyczna, dlatego w ostatnich latach życia zagrała w sztuce "Harold i Matylda" w Teatrze Komedia. Była z siebie bardzo dumna, że dała radę doprowadzić ten projekt do końca i zagrać kilka przedstawień.
Spełnia pan ostatnią wolę cioci – remontuje pan dom na warszawskich Bielanach.
Piwnica służy już jako miejsce do prób. Zamierzam też organizować tutaj monodramy, ale to za jakiś czas. Kiedy od przyszłego roku zacznę ograniczać praktykę lekarską, będę miał więcej czasu na takie przyjemności.
Czyli już pan postanowił.
Tak, wycofuję się powoli z praktyki lekarskiej ze względu na zbliżający się wiek emerytalny. Nie oznacza to całkowitego odejścia z zawodu, chcę tylko mieć więcej luzu i czasu na realizację różnych pomysłów – drobne przyjemności emeryta.
Kiedy ostatni raz czuł pan dumę?
Cały czas odczuwam dumę z sukcesów moich dzieci Katarzyny i Jacka. To stan ciągły i nieustający.
Trafił pan w dziesiątkę. Kwiat Jabłoni, który tworzą, idzie jak burza.
Dla mnie zasadniczym sukcesem i powodem do dumy jest to, że Kasia i Jacek proponują widowni rzeczy ambitne i alternatywne względem głównego nurtu muzyki popularnej, a przy tym udało im się zgromadzić bardzo szeroką widownię. Jestem im wdzięczny za to, że promują ciekawą estetykę, postawę obywatelską, ekologiczną, pro-zwierzęcą i weganizm.
Od dawna było wiadomo, że pójdą w muzykę?
Kasia od razu wiedziała. Od początku szkoły podstawowej mówiła, że będzie gwiazdą estrady. Zmartwiło mnie to, bo wiedziałem, jak estrada potrafi być kapryśna, a popularność nieprzewidywalna. Sam przecież nie planowałem kariery estradowej i wiedziałem, jak wielkim przypadkiem było to, że mi się udało.
Bałem się o jej frustrację, która zresztą się pojawiała, bo Kasia miała wiele projektów, grała na różnych scenach, w tym folkowych i rockowych i jazzowych. Wszystko było pod górkę, dopóki nie wpadli na pomysł, by stworzyć duet oparty tylko na ich dwojgu. To chwyciło. Teraz już się nie obawiam.
Słyszał pan "Dzieci wybiegły" w wykonaniu Kwiatu Jabłoni na Męskim Graniu?
Oczywiście.
Wypadałoby się czymś odwdzięczyć.
Chyba wezmę na warsztat "Wzięli zamknęli mi klub". Oni wykonali "Dzieci wybiegły" w wersji metalowej, a ja bym wykonał ich piosenkę na ludowo.
Dlaczego wolność jest straszna? To także tytuł jednej z pańskich piosenek.
Wolność jest straszna, ponieważ w warunkach wolnego wyboru i w sytuacji, kiedy nie ma konieczności opowiedzenia się po jednej stronie, bardzo łatwo można popaść w symetryzm albo w obojętność. Można też łatwo stać się obojętnym wobec podłości, które dookoła się zdarzają.
Hasło "wolność jest straszna" wzięło mi się z lektury kwartalnika "Karta" (czasopismo powstałe w styczniu 1982 w Warszawie jako podziemna gazeta publicystyczna – red.), w którym natrafiłem na opisy praktyk stosowanych w psychiatrii represyjnej w ZSRR. Jej ofiarami byli ludzie zbuntowani, myślący po swojemu, niezależni, którzy mieli wewnętrzny imperatyw, że wolność jest powinnością każdego człowieka, choćby nie wiem co. Okropności, jakich doświadczali ludzie w tych zakładach psychiatrycznych, tylko z tego powodu, że myśleli niezależnie, są nie do opisania. Niektórzy z tych, co przeżyli, zachowali tę wolność aż do upadku ZSRR. Kiedy wykonuję tę piosenkę, kładę szczególny nacisk na zakończenie, że wolność trzeba zawsze mieć w sobie i o nią dbać.
Wspomniana już "Moja bańka" to pański album z ubiegłego roku. Wszystkie utwory to protest songi znane z czasów słusznie minionych.
To album koncepcyjny z nowymi piosenkami, opartymi na mojej osobistej polemice z narodową konserwą. Mniejszy nacisk położyłem na produkcję muzyczną, a większy na samą treść i przekaz.
W tekstach główne motywy to narodowcy, ksenofobia, zakłamanie Kościoła, bogoojczyźniani Polacy – coś pominąłem?
Są także populiści, myśliwi, Lasy Państwowe, antykomuniści spóźnieni o jakieś 30 lat …
Ich wszystkich pan wyśmiewa.
Bez nienawiści, bo to jednak jest rozrywka, proszę pana! Słuchacz ma mieć przyjemność i czasem się uśmiechnąć. Żadnej nachalnej dydaktyki. W tekstach jest też tęczowa Maryjka, wątki ekologiczne, antropologia. Utwór tytułowy dotyczy baniek informacyjnych, w których się wszyscy zamykamy. Ja również temu podlegam. O autoironii świadczy sama okładka płyty, na której jestem ja zasłuchany w swój kanał informacyjny, trzymający w ręku radio Szarotka.
"Chciałbym być żołnierzem, iść na wojnę w świat, wrogom do okopów pęk granatów słać" – śpiewa pan w piosence "Rachuciachu".
W tym utworze pokazuję, jaki świat obserwują dzieci i co może z nich potem wyrosnąć.
Idealnie komponuje się to też z tym, że kilka miesięcy temu dostał pan kartę mobilizacyjną do wojska.
I przez to mogłem opublikować prześmiewczy post na Facebooku. Oczywiście karta była prawdziwa, podano mi w niej miejsce zbiórki w razie mobilizacji. Na szczęście mobilizacji nie było i wszystko skończyło się tylko na śmiesznym akcencie. Chociaż do skończenia 63 lat mam szansę się wykazać.
A co, gdyby naprawdę ogłoszono mobilizację?
Naturalnie stawiłbym się. Tyle że ja już się słabo poruszam (śmiech). Jestem troszeczkę podstarzały jak na armię. O, morfinę mogę podawać.
Wiele osób otwarcie mówi, że za Polskę by nie walczyło.
Ja też często o tym myślę, bo skoro jesteśmy dwoma oddzielnymi plemionami w jednym kraju, to czy warto się poświęcać za tych drugich, często myślących agresywnie i odmawiających nam prawa do wspólnoty narodowej? To otwarte pytanie, bez odpowiedzi. Ja bym się stawił z obowiązku, tak jak płacę podatki. Nie z pobudek patriotycznych.
Był pan na marszu 4 czerwca, pojawi się pan również w niedzielę 1 października?
Tak, mam to wpisane w kalendarzu. Uważam, że warto, bo to doświadczenie 4 czerwca było tak pozytywne, że chciałbym drugi raz przeżyć to uczucie. Niezwykłe było dla mnie to, że wsiadając do pociągu metra, poczułem w wagonie atmosferę radosnego święta. A potem, kiedy wszyscy wysiedli na jednej stacji, miałem wrażenie, że pochód uformował się już na peronach. To było ogromnie wzruszające.
Przecież politycy z obozu władzy mówią, że to był marsz nienawiści.
Populistyczna narodowo-patriotyczna prawica ma boga na sztandarach i silną potrzebę istnienia wroga. Swoją nienawiść przypisuje innym ludziom. Wroga zawsze znajdzie albo wymyśli.
A zgodziłby się pan publicznie poprzeć opozycję?
Nie mam z tym problemu. Popierałem już Jacka Kuronia, Władysława Frasyniuka, Unię Wolności. I było to poparcie autentyczne, a nie komercyjne.
Wie pan, że niektórzy będą mówić: "Sienkiewicz z Elektrycznych Gitar się sprzedał".
Już dawno "się sprzedałem". Wiem, że wszystkich nie można zadowolić. Kiedy przez dłuższy czas nie wypuszczam niczego nowego i gram chałtury, to ludzie piszą w komentarzach: "Proszę, osiadł na laurach i odcina kupony". A gdy usiłuję w sieci promować płytę "Moja bańka", to piszą: "zapomniany celebryta usiłuje zwrócić na siebie uwagę". Jak nie poprę nikogo, to będą mieli żal, jak do Sanah. Kiedy poprę, to inni będą wieszali psy. Nie ma sensu myślenie typu "co inni powiedzą".
A przy okazji jest pan nieposłusznym obywatelem.
Nieposłuszeństwo obywatelskie – to też jest ciekawy wątek i chyba to będzie strategia na kolejne lata, jeśli opozycja zostanie zepchnięta w wyborach. Dobrze, że pan o tym wspomniał, bo może się okazać, że nieposłuszeństwo obywatelskie stanie się podstawową metodą walki politycznej z zadymą uliczną włącznie.
Niektórzy moi znajomi mówią, że wyjadą z Polski, jeśli nic się nie zmieni.
A ja bym nie wyjechał, bo znam i dobrze odnajduję się w polskiej rzeczywistości. Zanim podjąłbym taką decyzję, próbowałbym dobrze zdiagnozować sytuację, czy rzeczywiście jest ona beznadziejna i nieodwracalna.
Zostanę w Polsce. W czasach opresyjnych piosenka zaangażowana ma się nawet lepiej, bo wtedy jest głód kultury niezależnej, a twórcy mają silną motywację, żeby manifestować. Oczywiście to nie jest pochwała totalitaryzmu, żeby było jasne. Na razie proponuję strategię: nie martwić się na zapas.