Absurdalny finał historii zabetonowanego auta z Łodzi. "Mieszkańcy usłyszeli hałas"
Zabetonowane auto z Łodzi zniknęło
W piątek do internetu trafiły zdjęcia oraz nagrania przedstawiające absurdalną sytuację: robotników wylewających beton dookoła zaparkowanego samochodu. Co więcej, zadbali oni o to, żeby auto mimo wszystko nie ucierpiało: pojazd został pokryty folią, a dookoła niego rozstawiono deski, dzięki którym beton nie zalał kół.
Samochód zyskał międzynarodową "sławę", a służby przez całą sobotę usiłowały skontaktować się z właścicielem pojazdu. Ten jednak na wezwania nie odpowiedział. Za to w nocy słynne auto... po prostu zniknęło.
– Mieszkańcy o drugiej w nocy słyszeli hałas, a potem okazało się, że auto odjechało. Sądzę, że to mógł być właściciel – powiedział w niedzielę "Gazecie Wyborczej" Jarosław Kostrzewa, prowadzący grupę facebookową LDZ Zmotoryzowani Łodzianie, która jako pierwsza nagłośniła historię zabetonowanego auta.
Na zdjęciach prostokątnej dziury, która pozostała na ul. Legionów w Łodzi, widać podstawki od znaków drogowych, za pomocą których kierowca słynnego samochodu prawdopodobnie zdołał wydostać się z betonowej pułapki. Jak zauważa Kostrzewa, mógł to zrobić, ponieważ na koła nie była założona blokada.
Inwestycja może być teraz spokojnie kontynuowana, jednak dla kierowcy to prawdopodobnie nie jest koniec historii. Na pewno będzie musiał zapłacić wystawiony w piątek mandat. Do tego Marek Marusik, rzecznik straży miejskiej w Łodzi zapowiedział w rozmowie z TVN24, że strażacy będą ustalać, kto zabrał samochód z placu budowy.
Rzecznik prezydent Łodzi Marcin Masłowski zdradził w sobotę w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że właściciel słynnego auta miał "obiecywać, że wyjedzie, a później kontakt został utracony".