Problem z ekstradycją podejrzanego ws. wypadku na A1. Kraj, w którym przebywa, stawia warunki
Sprawa Sebastiana M.
ZEA zwróciły się do Polski o uzupełnienie informacji odnośnie czynu, o którego popełnienie jest podejrzewany Sebastian M. Poinformowała o tym w środę 7 lutego, prok. Anna Adamiak, rzecznik Prokuratora Generalnego, czyli Adama Bodnara.
– Takie zapytanie nadeszło za pośrednictwem naszej ambasady w ZEA. Wynika z niego, że wymiar sprawiedliwości tego kraju chce zweryfikować, czy w sprawie Sebastiana M. zachodzi podwójna karalność, która jest warunkiem skutecznego zakończenia postępowania ekstradycyjnego i przekazania Sebastiana M. do Polski w wyniku tego postępowania – powiedziała Onetowi rzeczniczka.
Prokurator Wiernicki wyjaśnił, że długość procedury ekstradycyjnej wynika między innymi z jej dwustopniowości w ZEA. Jeśli arabski sędzia pierwszej instancji wyda zgodę na przekazanie Sebastiana M. Polsce, prawny przedstawiciel kierowcy bmw może złożyć zażalenie do instancji wyższej.
Ostatecznie decyzję sądu musi zaakceptować tamtejszy szef rządu – szejk Muhammad ibn Raszid al-Maktoum. Może on zablokować przekazanie Sebastiana M. do Polski ze względów politycznych: jeśli uzna dla przykładu, że wynika to ze względów humanitarnych.
Sprawca wypadku na A1 prowadził "kawowy biznes" po ojcu
Kim jednak jest Sebastian Majtczak na co dzień i czym się zajmuje? Urodził się w 1991 r. w miejscowości Bonn w Niemczech (posiada obywatelstwo niemieckie), a ostatnio mieszkał w Łodzi. Jak wiemy dzięki ustaleniom "Faktu", 32-latek mieszkał w Łodzi przy Tymienieckiego. W dzielnicy uchodzącej za bardzo luksusową.
Znajdują się w niej lofty wybudowane w dawnej przędzalni Karola Scheiblera, zwanego łódzkim "królem bawełny". Prawdopodobnie mężczyzna mieszkał w lokalu, należącym do swojego ojca. Po ojcu miał przejąć "kawowy biznes" i tym zajmować się na co dzień. Był też właścicielem palarni kawy zlokalizowanej na osiedlu Kurczaki.
Co ciekawe, M. przed wypadkiem miał kupić niemiecką spółkę, której nazwę zmienił potem na podobną do nazwy jego kawowej firmy z Łodzi. Do transakcji miało dojść na początku września, ale spółka została na niego zarejestrowana 20 września.
W rozmowie z Wirtualną Polską kontrahenci M. wyznali, że była to tzw. martwa spółka – zarejestrowana w Berlinie, ale niewykorzystywana. Zapłacił za nią 3 tys. euro.
Dziennikarze "Faktu" dotarli także do domu rodzinnego M. Ten znajduje się na peryferiach Łodzi. Jak pisali: "domu rodzinnego (...) trudno nie zauważyć". To luksusowa rezydencja z pięknym ogrodem i charakterystycznym ogrodzeniem.
Jak podkreślili, na podjeździe stało zaparkowane BMW, można więc przypuszczać, że ktoś był w domu, ale wideofonu nikt nie odebrał. Na miejscu byli zgromadzeni dziennikarze innych redakcji czy okoliczni mieszkańcy. Ci jednak nie chcieli udzielać komentarza.
Co ciekawe, sprawę Sebastiana M. skomentował już także Krzysztof Rutkowski. Celebryta uznał, że zajmie się poszukiwaniami pirata drogowego i zrobi to nieodpłatnie.
– Jako biuro mamy się włączyć do poszukiwań Sebastiana M., kierowcy BMW, który w wypadku na A1 spowodował śmierć trzyosobowej rodziny. Mieliśmy mnóstwo telefonów i maili od osób niezwiązanych ze sprawą, które chciały zebrać pieniądze na opłacenie naszych usług – powiedział Rutkowski w rozmowie z "Faktem".
Czytaj także: https://natemat.pl/514273,sebastian-majtczak-poszukiwany-listem-gonczym-wypadek-na-a1