Nie wiedziałam, o co chodzi z tą miłością Polaków do Chorwacji. Aż sama tam poleciałam

Sandra Załęgowska
08 maja 2024, 16:55 • 1 minuta czytania
Wiedziałam, że Chorwacja to popularny kierunek. Słyszałam, że jest tam ładnie. Ale uwierzyłam dopiero, jak zobaczyłam. I zakochałam się! Architektura, palmy, jedzenie, słońce... Teraz gdy LOT oferuje bezpośrednie loty z Warszawy do Splitu, powrót tam wydaje się oczywisty.
Pojechałam do Chorwacji i zakochałam się w tym kraju Fot. Archiwum Prywatne

Nowe połączenie lotnicze między Warszawą a Splitem to prawdziwy powiew świeżości dla polskich turystów. Według danych przedstawianych przez LOT ponad milion Polaków odwiedziło Chorwację w ubiegłym roku. Było to możliwe dzięki licznym relacjom Warszawa-Zagrzeb i Warszawa-Dubrownik. Teraz dołączył do nich Split z trzema połączeniami w tygodniu: w poniedziałki, środy i niedziele.


Premierowy lot odbył się 19 kwietnia. Na pokładzie znalazło się 180 pasażerów, w tym ja i inni przedstawiciele mediów oraz branży turystycznej. 

Po niecałych dwóch godzinach byliśmy na miejscu w miasteczku Kastela, zaledwie 20 kilometrów od centrum Splitu. Od razu po rozpoczęciu krótkiej, półgodzinnej podróży autobusem w stronę miasta, zaczęłam delektować się widokami, mijając stare ruiny antycznego teatru i fragmenty dobrze zachowanego akweduktu. To był ten moment. Wiedziałam, że tych widoków nigdy nie zapomnę.

Centrum Splitu jest kontrastowe. Po jednej stronie błękitny Adriatyk i palmy, a po drugiej pozostałości starożytnego pałacu Dioklecjana z przełomu III i IV wieku. To właśnie jego mury są Starym Miastem. Spacerując jego uliczkami, chodzimy tak naprawdę dawnymi korytarzami pałacu. Największe wrażenie robią podziemia. Można wyobrazić sobie, jak wyglądał cały budynek setki lat temu, bo układ komnat był taki sam, ale niewiele przetrwało na wyższych kondygnacjach.

Stamtąd można przejść do samego serce pałacu – Perystylu. To spory plac otoczony kolumnami i krużgankami. Kiedyś odbywały się tam ważne wydarzenia i ceremonie, teraz zbierają się na nim zmęczeni turyści, siedzą na kamiennych schodach i na nowo nabierają energii. To tam można też zobaczyć samego Dioklecjana. 

Około godziny 16 "cesarz" ubrany w białe szaty i z wieńcem na głowie, wyszedł przywitać swoich zmęczonych poddanych – nas. Stał na balkonie, przemawiał po łacinie i nakłaniał do wołania "Ave!".

Chociaż Dioklecjan został zapamiętany jako brutalny władca, prześladujący chrześcijan, trzeba przyznać, że pozostawił po sobie niezły dobytek. Rozumiem, dlaczego jest wpisany na światową listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Śródziemnomorski klimat

Riva szczególnie zapisała się w mojej pamięci. Pewnie dlatego, że gdy ja siedziałam w kawiarni, popijałam mrożoną kawę i napawałam się promieniami słońca, w Polsce lało, a temperatura była niższa o jakieś 10 stopni. 

Spaceru nad brzegiem morza nie można sobie darować. I relaksu na białej ławeczce między palmami też nie!

Lawenda. Wszędzie lawenda!

Odkryłam, że lawenda jest prawdziwą gwiazdą Dalmacji. Chorwaci po prostu ją czczą. Na wyspie Hvar co roku odbywa się Festiwal Lawendy, który przyciąga ludzi całego świata. Odbywają się wtedy zbiory kwiatów, warsztaty ręcznie robionych produktów z lawendy oraz degustacje tradycyjnych dalmatyńskich potraw, oczywiście z dodatkiem lawendy.

Te kwiaty są prawie wszędzie – na magnesach, pocztówkach, obrazach. A ich zapach roznosi się po wąskich uliczkach. Lawenda znalazła się nawet w oliwach, olejkach, świeczkach – praktycznie we wszystkim. Jednak w moim osobistym lawendowym rankingu pierwsze miejsce zajęły fioletowe lody. Nie mogłam ich minąć obojętnie, wyglądały zbyt apetycznie.

Makarony i pyszne wino

Chorwacja to prawdziwy kulinarny raj. Jako że króluje tam kuchnia śródziemnomorska, trafia w gusta wielu osób. 

Jednym z chorwackich hitów jest sałatka z ośmiornicą – salata od hobotnice. Innymi propozycjami przystawek są po prostu tamtejsze oliwki, ser, szynka, sardynki z rusztu i sopranik, czyli słony placek nadziany botwinką. 

W kuchni czuć inspirację włoskimi makaronami w różnych wersjach. Jednak najpopularniejszą opcją jest czarne risotto, barwione atramentem z mątwy. Ja zostałam fanką makaronu z truflami. Tamtejsze grzyby to inny wymiar smaku. Oczywiście nie brakuje też mięsnych pozycji, szczególnie z wołowiną. Ich jest nawet więcej. Desery są bardzo słodkie i większość z tych, które próbowałam, zawierały duże ilości orzechów.

Chorwaci szczycą się swoją oliwą. Wszystko jest nią skropione, nawet czekoladowy mus. I oczywiście muszę wspomnieć o winie. Każda restauracja zaproponowała swoje, domowe i w każde było inne, ale równie smaczne i delikatne.  

Trogir

Pomiędzy lotniskiem a Splitem warto, choć na chwilę, odwiedzić jeszcze jedno portowe miasteczko, Trogir. Jego głównym punktem jest plac św. Jana Pawła II (nazwany oczywiście na cześć polskiego papieża). To tam znajduje się Katedra św. Wawrzyńca i Wieża Zegarowa. 

Moim ulubionym punktem zwiedzania było szkolne boisko przytulone do kamiennych ruin i starej wieży.

To była moja pierwsza wycieczka do Chorwacji i jestem absolutnie zauroczona Dalmacją. Nie spodziewałam się, aż takiego uroku, połączenia antyku z nowoczesnością, tak pysznej kuchni i jednego z najpiękniejszych zachodów słońca. Nowe połączenie oferowane przez LOT to strzał w dziesiątkę. Jeśli uważacie Chorwację za zbyt oklepany kierunek, nic bardziej mylnego. Jest totalnie warta odwiedzenia!

Czytaj także: https://natemat.pl/547121,dawno-nie-bylem-tak-podekscytowany-zadnym-krajem-moj-pierwszy-raz-w-uzbekistanie