Okno życia, czyli miejsce na niechciane dzieci. Tak Kościół i państwo naprawiają swoje błędy
Dlaczego okna życia to naoczny dowód na bezsilność państwa? Bo przecież ochrona dzieci powinna być dla tych organów sprawą wagi najwyższej, priorytetem absolutnym. Organizowanie, finansowanie oraz zlecanie takiej opieki, to zadanie władzy. Jak to więc możliwe, że w Polsce działa jakieś 160 okien życia, i to bez żadnych prawnych uregulowań?
Tak: coś takiego, jak okna życia nie istnieje w żadnych polskich przepisach. Tak naprawdę jest to twórcze rozwinięcie średniowiecznego (i praktykowanego przez kilka następnych stuleci) pomysłu porzucania dzieci na schodach kościoła albo pod zakonną furtą.
Pomysłu mającego zwykle korzenie w biedzie. Jak kogoś nie było stać na wykarmienie dziecka, po prostu podrzucał je pod jakąś kościelną organizacją. Życie miało na ogół kiepskie, ale przynajmniej jakieś miało. I nie zrozumcie mnie źle, nie krytykuję osób, które oddają dzieci, a już w ogóle, kiedy nie są w stanie ich wychować i się nimi zaopiekować.
Tak, w Polsce i w całym cywilizowanym świecie rodzicielstwo wiąże się z pewnymi obowiązkami. I jak ktoś sobie nie radzi, a nie radzi sobie wiele osób, to państwo powinno starać się pomóc. A przecież po kilku stuleciach dorobiliśmy się państwowych instytucji zajmujących się dziećmi oraz specjalnych mechanizmów.
Na przykład kobieta po urodzeniu dziecka w szpitalu może się go zrzec, bez ponoszenia jakichkolwiek prawnych konsekwencji. Na przemyślenie tej decyzji ma 6 tygodni. W ciągu tego czasu wiele może się zdarzyć. Ale przynajmniej wiadomo, kim są rodzice (a przynajmniej mama), kiedy się urodziło, ma PESEL. Przygotowywana jest wtedy adopcja, formalności się toczą.
Okno życia: zsyp na niechciane dzieci
A w oknie życia? Sam pomysł podrzucania dzieci w takim miejscu może być niebezpieczny dla dziecka. Owszem, niby jest tam system alarmowy, jakiś dzwonek, więc teoretycznie zakonnice od razu przybiegną po porzucone dziecko. Ale niech się coś zepsuje. Niech ulicą przejdzie ktoś niezrównoważony. Wiele tragedii może się stać.
O wiele bezpieczniej jest po prostu zostawić dziecko w szpitalu. Pod profesjonalną opieką, z PESEL-em, nazwiskiem. Bo dziecko podrzucone do okna życia takich luksusów nie ma. Owszem, zakonnice mają obowiązek od razu powiadomić policję i pogotowie, które przyjeżdża po dziecko. Ale taki bobas nie ma danych, nic o nim nie wiadomo.
Jego procedura adopcyjna trwa o wiele dłużej, co dobru dziecka zdecydowanie nie służy. Zdarza się też, że do okna życia nie trafia noworodek. No bo takie było założenie: kobieta urodziła, nie wie, co robić, idzie do okna życia. Ale zdarzało się już, że znajdowano tam dzieci kilkumiesięczne, roczne, dwuletnie. Niedawno rodzice w oknie życia pozostawili sześciolatkę!
A przecież całkiem łatwo można w Polsce oddać dziecko do adopcji (oczywiście sam proces adopcyjny potem nie jest łatwy, ale to temat na inną dyskusję), zajmują się tym państwowe ośrodki. Jednak oddanie dziecka do okna życia jest łatwiejsze i wygodniejsze, prawda? Poza tym w ośrodku będą zadawać pytania, spróbują ingerować, na dodatek tam do adopcji wymagana jest zgoda obojga rodziców. A w oknie życia nikt nie pyta o nic i to zachęca do zostawiania tu dzieci. Okej, to ułatwienie, ale powinniśmy dbać nie tylko o rodzica, ale także, a może nawet głównie, o dziecko.
Przypomnijmy, że w 2015 r. Komitet Praw Dziecka ONZ wyraził głębokie zaniepokojenie brakiem regulacji prawnych dotyczących okien. Według Komitetu, działanie okien życia stanowi naruszenie kilku artykułów Konwencji o prawach dziecka i wezwał Polskę do zakazania ich. Chodzi między innymi pozbawienie dziecka prawa do poznania własnej tożsamości.
Sojusz państwa z Kościołem lukruje rzeczywistość
Mój redakcyjny kolega Janusz Omyliński, autor podcastu "Lekcja religii" winą za okna życia obarcza Kościół. Nie wiem, czy można iść tak daleko. Ja winą nie obarczałbym akurat zakonnic, które uważają, że robią coś dobrego. Kogo w takim razie winić?
Pamiętacie, w jakich warunkach w ogóle uruchomiono okna życia? Zaczęły powstawać w 2006 roku, gdy rządząca wtedy Polską prawicowa koalicja szykowała się do zaostrzenia prawa aborcyjnego. Okna życia miały być odpowiedzią na niechciane ciąże i niechciane dzieci.
W 2019 roku po raz kolejny podkreślono istotę istnienia takich miejsc. Gdy rządzące ówcześnie Polską Prawo i Sprawiedliwość po raz kolejny szykowało się do zaostrzenia prawa aborcyjnego, prokurator generalny Zbigniew Ziobro zakazał śledczym ścigania matek, które oddają dzieci do okien życia. Przypadek? Nie sądzę. To była za każdym razem ukartowana akcja, która miała pokazać: "no może i zaostrzymy prawo aborcyjne, ale przecież są okna życia". I oczywiście nie jestem za ściganiem tych matek, ale przecież to nie tak powinno wyglądać!
To nie przypadek, że w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Państwo nie dba o rodziny, matki, ojców, nie dba o dzieci. Słynne 500+ zmienione na 800+ może i pomogło materialnie częściom rodzin, ale nie rozwiązało systemowo żadnego problemu.
Było i jest jałmużną, rzuconą na zasadzie "no może i nie ma dobrej opieki lekarskiej, system szczepień jest dziurawy, za przedszkola trzeba płacić, ale macie 500 zł i sobie radźcie".
Dodajmy jeszcze, że skuteczność okien życia jest wyjątkowo niska. Według danych Caritasu przez 17 lat do okien życia trafiło ok. 160 dzieci. Widać, że ten system nie działa. Tylko w roku 2023 roku matki zostawiły w szpitalach 715 dzieci, w 2022 roku – 652 noworodki, a w 2021 – 643.
A może w takim razie mniej dzieci ginie z rąk rodziców i opiekunów? Tu statystyki nie są jednoznaczne. Z danych GUS wiemy, ile dzieci rocznie jest mordowanych: od kilku do kilkunastu, w wieku 0–9 lat. Ale to ścisła klasyfikacja zabójstwa, w tej statystyce nie ma pobić ze skutkiem śmiertelnym, nieudzielenia pomocy i pewnie jeszcze kilku innych czynów skutkujących śmiercią dzieci. Wedle nieoficjalnych i niepełnych danych w Polsce co roku z rąk rodziców i opiekunów ginie ok. 30 dzieci. Okna życia nic w tej kwestii nie zmieniły.
Nie zmieniło się też nic w działaniu państwa. Dalej mamy przerażająco niski poziom edukacji seksualnej, utrudniany dostęp do antykoncepcji i zacofane prawo aborcyjne, które już nie tylko zakazuje terminacji ciąży. Każe też je ścigać, kontrolować i każdą podejrzewać o proaborcyjne skłonności.
Będę powtarzał do znudzenia: państwo musi zapewnić każdej kobiecie w ciąży najlepszą opiekę zdrowotną, pokazać jej wszystkie możliwe opcje, dać możliwość wyboru i ten wybór uszanować. A jak już zdecyduje się na poród, to pozwolić urodzić w dobrych warunkach i zadbać o zdrowie dziecka.
Polska jest jednym z najszybciej wyludniających się krajów. W 2023 roku urodziło się 272 tys. dzieci. W tym samym roku szpital za przyjęcie porodu naturalnego dostawał 1700 złotych. Zakładając, że wszystkie porody były naturalne i przebiegały bez komplikacji, państwo wydało na nie 462,4 mln złotych.
462 miliony złotych. W tym samym roku sam Instytut Pamięci Narodowej wydał 539 milionów złotych. Kilka lat wcześniej minister kultury wydał 500 mln zł na tzw. kolekcję Czartoryskich, której kupować nie musiał. W tym roku wydamy prawie 64 miliardy złotych na program 800+, którego wpływ na dzietność jest żaden.
Ale przynajmniej zapewnia głosy wyborców...
Czytaj także: https://natemat.pl/573379,zeby-nie-bylo-trupa-nie-piszemy-pism-po-prostu-zabieramy-dzieci-ratujemy-je