„Jeśli nie mogą zawierać małżeństw, niech tworzą spółki!” – zaproponowali lesbijkom i gejom posłowie Platformy Obywatelskiej. Błędem byłoby jednak odczytywać to jako triumf konserwatywnego skrzydła PO. Idea, aby pary homoseksualne zawierały spółki zamiast związków, mówi bowiem coś ważnego o całej Platformie.
Cokolwiek by o premierze nie mówić, Donald Tusk jest mistrzem suspensów. Niekończący się serial pt. „rekonstrukcja rządu” trwa już któryś rok z rzędu, a wciąż udaje mu się utrzymać uwagę publiczności. Tym zaś, których nie wciągają losy poszczególnych ministrów, pozostaje śledzenie losów spraw „obyczajowych”: in vitro, konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, związków partnerskich...
Nie od dziś wiadomo, że polityka Platformy w tych kwestiach rządzi się prostą zasadą: być „wszystkim dla wszystkich”. Postępowe skrzydło własnego elektoratu utrzymywać w przekonaniu, że Platforma pozostaje partią w istocie liberalną, konserwatystów uspokajać, że nie przestaje mimo to być siłą mieszczańskiego konserwatyzmu. Jeśli chodzi o realne zmiany, robić możliwie późno i możliwie niewiele. Czasem rzucić publiczności jakiś strzępek czy ochłap zmiany, który podtrzyma gasnącą wiarę w modernizacyjną misję rządu Tuska.
Ostatnio przekonaliśmy się wreszcie, że taka gra nie jest wolna od ryzyka. Aby spełnić swą rolę, ochłap powinien smakować i budzić ochotę na więcej. Budować wrażenie, że zmiany idą powoli, ale jednak idą. Co jednak, jeśli propozycja partii rządzącej odbierana jest nie jako drobny krok naprzód, lecz jako policzek?
Kilka dni temu, w efekcie negocjacji między różnymi skrzydłami Platformy Obywatelskiej, pojawił się pomysł uregulowania związków partnerskich w formie spółki cywilnej. Wkrótce przekonamy się, czy dla partyjnych konserwatystów nawet i to będzie zbyt dalekim ustępstwem, już teraz możemy być pewni, że dla osób zainteresowanych zawarciem takiego związku taka propozycja nie będzie drobnym krokiem naprzód, lecz grubym upokorzeniem. Wykreślenie z ustawy samego słowa „związek”, rejestracja u notariusza, uregulowanie „partnerstwa” w oparciu o prawo o spółkach – wszystko to robi wrażenie, jakby autorzy tej propozycji na każdym roku chcieli przypomnieć przedstawicielom mniejszości, że są w Polsce pariasami. Dość osobliwy sposób na utrzymanie przychylności progresywnych wyborców... pokazać im, że są warci mniej niż zero.
Jednak tym, co jest w tej propozycji najbardziej przerażające, jest fakt, że tak dobrze wpisuje się ona w politykę PO także w innych obszarach.
W przyjętym przed dwoma laty pakiecie ustaw zdrowotnych zdefiniowano leczenie jako typ działalności gospodarczej. W efekcie hospicja miały stracić możliwość korzystania z pracy wolontariuszy – gdyż nowe prawo traktowało ją jako „nieuczciwą konkurencję”. Od lekarzy z kolei oczekiwano, że będą sprawdzać osobiście, czy pacjent jest ubezpieczony. Tradycyjnie rozumiana relacja między lekarzem a pacjentem opiera się na zaufaniu. Zaufanie nie jest tylko jej miłym, ale pomijalnym elementem: bez niego trudno o skuteczną terapię. Tymczasem ustawodawca chciał potraktować wizytę u lekarza jako specyficzną transakcję między podmiotami na rynku. Opór lekarzy i nacisk opinii publicznej wymusiły korektę ustaw zdrowotnych, ale nie zmieniły przecież stojącego za nimi sposobu myślenia.
To samo zobaczymy, przyglądając się bliżej polityce rządu Tuska w dziedzinie nauki. Kolejne ustawy reformujące naukę wyraźnie wskazują, że z punktu widzenia rządu badania naukowe i akademicka debata mają wartość jedynie o tyle, o ile są pewnym rodzajem działalności gospodarczej, czy to na rynku ogólnym (badania sponsorowane przez biznes), czy na quasi-rynku punktowanych publikacji.
Dlatego błędem byłoby odczytywanie propozycji potraktowania „partnerstwa” jako spółki jedynie w kategoriach triumfu platformerskiej konserwy. Propozycja ta odsłania to, co nadaje Platformie Obywatelskiej polityczną spójność ponad frakcyjnym zróżnicowaniem. A może Platforma dąży do tego, by między ludźmi istniały wyłącznie stosunki o charakterze gospodarczym? Parę kroków w tę stronę już zrobiono.
Konserwatyści w krajach takich jak Wielka Brytania czy Irlandia zdali już sobie sprawę, że model życia rodzinnego przewidziany dla par homoseksualnych ma tendencję do rozciągania się na całe społeczeństwo. Wprowadzanie równości małżeńskiej jest dla nich nie tylko ustępstwem wobec nowoczesności, lecz również próbą obrony tradycyjnych wartości i sposobów życia. Tych, którzy myślą, że logika stosowana dziś przez PO wobec par homoseksualnych zatrzyma się z szacunkiem u progu tradycyjnego „ogniska domowego”, czeka srogi zawód. Nie można przecież wykluczyć, że na przykład zamiast kodeksu rodzinnego i opiekuńczego będziemy mieć w przyszłości pakiet ustaw: o działalności wychowawczej, o usługach małżeńskich, o ubezpieczeniu alimentacyjnym... Że dziś nie mieści się to w głowie? Nie przeczę – ale czy ktoś jeszcze tydzień temu wyobrażał sobie, że Platforma zaproponuje lesbijkom i gejom tworzenie spółek?