W mediach, także polskich, pojawiła się dziś informacja o awarii słoweńskiej elektrowni jądrowej Krško. Zaistniała sytuacja nie stanowi żadnego zagrożenia, jednak stała się już przedmiotem niezbyt rzetelnych informacji prasowych.
REKLAMA
Zgodnie z dostępnymi informacjami w dniu dzisiejszym o godzinie 11:36 doszło do awaryjnego wyłączenia jedynego bloku Elektrowni Jądrowej Krško. Przyczyną była awaria zaworu odcinającego na głównym rurociągu parowym obiegu wtórnego elektrowni. Zgodnie z komunikatem wydanym przez operatora nie odnotowano skutków środowiskowych, a wyłączenie przebiegło bez zakłóceń.
Pisząc mniej technicznym językiem doszło do awarii elementu niezwiązanego bezpośrednio z reaktorem. W zastosowanej w Krško technologii reaktora wodnego ciśnieniowego (ang. Pressurized Water Reactor) sam reaktor wykorzystywany jest do podgrzewania krążącej w obiegu zamkniętym wody. Woda ta utrzymywana jest pod wysokim ciśnieniem rzędu 150 atmosfer, co zapobiega jej odparowaniu przy temperaturach na poziomie 300 stopni Celsjusza. Woda podgrzana w reaktorze wykorzystywana jest z kolei do produkcji pary oddzielnym, nieskażonym obiegu (tzw. wtórnym), w urządzeniach zwanych wytwornicami pary. W obiegu wtórnym ciśnienie jest niższe (rzędu 70 atmosfer), tak więc przy porównywalnych temperaturach wytwarzana jest para, która następnie podawana jest rurociągami do turbiny parowej. W turbinie para rozpręża się wprawiając w ruch jej wirnik sprzęgnięty z generatorem prądu. Ogólną koncepcję działania takiego układu można zobaczyć na schemacie tutaj.
Wedle dostępnych informacji w słoweńskiej elektrowni doszło do awarii zaworu w układzie dostarczającym parę do turbiny. W takiej sytuacji turbina pracować nie może, toteż doszło do natychmiastowego jej wyłączenia i odłączenia elektrowni od systemu. Ponieważ bez odbioru pary nie może pracować i reaktor, także on został odstawiony. Sama procedura jest zupełnie standardowa i może być wywołana nie tylko awariami w samej elektrowni, ale także zakłóceniami w odbiorze energii z elektrowni (np. uszkodzeniem linii energetycznej). Jest to też standardowy element wszelkich prób prowadzonych w elektrowni, nie tylko jądrowej.
Tego rodzaju awarie nie są w energetyce niczym niezwykłym, niemniej ten konkretny przypadek doskonale obrazuje stosunek mediów do energetyki jądrowej. W każdej elektrowni konwencjonalnej przeszedłby on zupełnie niezauważony, a wiedza o nim nie wykroczyłaby poza sprawozdania techniczne, jednak ponieważ energetyka jądrowa podlega specjalnemu nadzorowi państwowemu i międzynarodowemu (co oczywiście jest ze wszech miar słuszne), informacje o wszelkich nieprawidłowościach są momentalnie podchwytywane przez agencje prasowe (w czym nie ma jeszcze niczego złego) i nierzadko wykorzystywane do rozprzestrzeniania nieuzasadnionej paniki przez nierozumiejących opisywanych zagadnień dziennikarzy (w czym już czegoś złego można się dopatrzyć).
Świetnym przykładem może tu być inne zdarzenie z tej samej elektrowni, na które zresztą powołuje się już artykuł opublikowany dziś przez Onet. 4 czerwca 2008 stwierdzono nieznaczny ubytek wody (przecieku na uszczelnieniu) z obiegu pierwotnego, czyli z układu chłodzenia reaktora. Przeciek był relatywnie niewielki i odprowadzany do odizolowanych od otoczenia zbiorników. Jego wielkość była na tyle małą, że nie zarządzono awaryjnego odstawienia bloku, tylko normalne podręcznikowe wyłączenie z łagodną redukcją mocy, co zajęło kilka godzin. Traf jednak chciał, że było to pierwsze zdarzenie, o którym powiadomiono za pośrednictwem europejskiego systemu powiadamiania o zdarzeniach radiacyjnych ECURIE. Przy tak drobnym zdarzeniu nie było co prawda takiej konieczności (co przyznaje np. komunikat Parlamentu Europejskiego), jednak władze słoweńskie w przededniu akcesji do Unii Europejskiej podjęły decyzję o dmuchaniu na zimne i przekazaniu informacji do nowego systemu. Wskutek tego wedle stosownych procedur ostrzeżenia o zdarzeniu wysłano do wszystkich krajów członkowskich UE, co spowodowało panikę medialną w dużej części Europy, głównie w Chorwacji i Austrii, ale do pewnego stopnia także w Polsce, w której np. telewizja TVN24 informowała na stosownie kolorowym "pasku" o "alarmie atomowym w Europie". Panika była absolutnie nieuzasadniona, nie doszło do żadnych uwolnień substancji radioaktywnych ani emisji promieniowania, w incydencie nikt nie ucierpiał, a po obowiązkowym w energetyce jądrowej postępowaniu wyjaśniającym zdarzenie zaklasyfikowano jako stopień "0" w Międzynarodowej Skali Zdarzeń Jądrowych (czyli poniżej skali). Nawet to jednak nie przeszkodziło dziś dziennikarzom Onetu określić tego zdarzenia mianem "bardzo poważnych problemów z systemem chłodzenia", co nie znajduje żadnego pokrycia w rzeczywistości.
----
Aktualizacja 28.02.2013.
Aktualizacja 28.02.2013.
Wedle komunikatu opublikowanego na stronie internetowej elektrowni potwierdzono, iż przyczyną awaryjnego odstawienia bloku była usterka głównego zaworu odcinającego na rurociągu pary w obiegu wtórnym. Naprawa schłodzenia instalacji. Przewidywany czas postoju bloku wynosi około tygodnia.
