Świetnym przykładem może tu być inne zdarzenie z tej samej elektrowni, na które zresztą powołuje się już artykuł
opublikowany dziś przez Onet. 4 czerwca 2008 stwierdzono nieznaczny ubytek wody (przecieku na uszczelnieniu) z obiegu pierwotnego, czyli z układu chłodzenia reaktora. Przeciek był relatywnie niewielki i odprowadzany do odizolowanych od otoczenia zbiorników. Jego wielkość była na tyle małą, że nie zarządzono awaryjnego odstawienia bloku, tylko normalne podręcznikowe wyłączenie z łagodną redukcją mocy, co zajęło kilka godzin. Traf jednak chciał, że było to pierwsze zdarzenie, o którym powiadomiono za pośrednictwem europejskiego systemu powiadamiania o zdarzeniach radiacyjnych ECURIE. Przy tak drobnym zdarzeniu nie było co prawda takiej konieczności (co przyznaje np.
komunikat Parlamentu Europejskiego), jednak władze słoweńskie w przededniu akcesji do Unii Europejskiej podjęły decyzję o dmuchaniu na zimne i przekazaniu informacji do nowego systemu. Wskutek tego wedle stosownych procedur ostrzeżenia o zdarzeniu wysłano do wszystkich krajów członkowskich UE, co spowodowało panikę medialną w dużej części Europy, głównie w Chorwacji i Austrii, ale do pewnego stopnia także w Polsce, w której np. telewizja TVN24 informowała na stosownie kolorowym "pasku" o "alarmie atomowym w Europie". Panika była absolutnie nieuzasadniona, nie doszło do żadnych uwolnień substancji radioaktywnych ani emisji promieniowania, w incydencie nikt nie ucierpiał, a po obowiązkowym w energetyce jądrowej postępowaniu wyjaśniającym zdarzenie zaklasyfikowano jako stopień "0" w Międzynarodowej Skali Zdarzeń Jądrowych (czyli poniżej skali). Nawet to jednak nie przeszkodziło dziś dziennikarzom Onetu określić tego zdarzenia mianem "bardzo poważnych problemów z systemem chłodzenia", co nie znajduje żadnego pokrycia w rzeczywistości.