Reklama.
Informacja o zakończeniu pracy (dymisji?) minister Trojanowskiej przemknęła przez media w piątek po południu w cieniu doniesień z Ukrainy i nie wzbudziła wielu komentarzy. Jednak warto przyjrzeć jej się bliżej i zastanowić co w istocie ona oznacza.
Media, które podały informację w piątek napisały, że Hanna Trojanowska "zrezygnowała" z pełnionej funkcji, choć z oficjalnego komunikatu Ministerstwa Gospodarki to nie wynika. Komunikat ten głosi tylko, że "Hanna Trojanowska, w związku z wypełnieniem powierzonych jej zadań i decyzją Prezesa Rady Ministrów, zakończyła pracę jako Pełnomocnik Rządu ds. Polskiej Energetyki Jądrowej". Dowiedzieć możemy się także, że "wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński wyraził uznanie i podziękował Hannie Trojanowskiej za pracę i wkład w budowę Programu polskiej energetyki jądrowej" oraz, że "Pełnomocnik zrealizował wszystkie zadania przewidziane w (...) rozporządzeniu" - chodzi o rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 12 maja 2009 r. w sprawie ustanowienia Pełnomocnika Rządu ds. Polskiej Energetyki Jądrowej.
Z pozoru zatem wszystko OK – zadanie wykonane pomyślnie, naturalny koniec, jednak jeśli sprawie przyjrzeć się bliżej, nie wygląda to już na takie oczywiste. Niezaprzeczalnym faktem jest, że minister Trojanowska wraz z zespołem Departamentu Energii Jądrowej zakończyła w tym roku niezwykle ważny etap przygotowań do wdrożenia Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ). Etap ten został ukoronowany przyjęciem Programu przez Radę Ministrów pod koniec stycznia b.r. Jednocześnie stworzone zostały nowe ramy prawne dla funkcjonowania energetyki jądrowej w Polsce, przeprowadzono działania na rzecz kształcenia kadr i wiele wiele innych mało spektakularnych, ale trudnych i ważnych dla rozwoju tej branży zadań. To prawda, program przyjęty został znacznie później niż oryginalnie to zapowiadano, aczkolwiek tutaj na przeszkodzie stanęły głównie długotrwałe i niełatwe konsultacje transgraniczne (szczegóły tutaj). Zatem mimo trudności bardzo ważny etap prac został wykonany. Ale jest drobne "ale". Wbrew komunikatowi Ministerstwa Gospodarki, minister Trojanowska nie zrealizowała "wszystkich zadań postawionych w rozporządzeniu", bo zrealizować ich jeszcze nie mogła. I nie chodzi tu o żadne zaniedbania, tylko o brak fizycznej możliwości. Co najmniej dwa z siedmiu zadań postawionych w rozporządzeniu nie kończy się bowiem wraz z przyjęciem PPEJ, a rozciąga się dalej na etapy jego wdrażania: przygotowania do budowy, projektowania i budowy elektrowni, a zatem zadania te powinny być realizowane dopiero w przyszłości. Może się o tym przekonać każdy, kto do owego rozporządzenia sięgnie (np. par. 2 ust. 2 pkt 4), 5) albo par. 3 ust. 4, gdzie wprost mowa jest o pracy na etapie "wdrażania" PPEJ). Dziennikarzom portali informacyjnych w piątek po południu najwyraźniej nie starczyło na to czasu lub ochoty, ale już dziś redaktor Adam Grzeszak z "Polityki" tę nieścisłość (choć bez powołania się na rozporządzenie) odnotował.
Oczywiście w tym, że osoba odpowiedzialna za wieloletni i wieloetapowy proces – a takim jest bez wątpienia przygotowanie i wdrożenie PPEJ – może zrezygnować (albo można z niej zrezygnować) w trakcie jego trwania, szczególnie po ukończeniu trudnej i ważnej fazy, nie ma niczego dziwnego. Jest to zjawisko zupełnie normalne, tak w polityce, jak i w gospodarce. To co jednak zastanawiać tu może najbardziej, to fakt, że Rada Ministrów nie przewiduje dla Hanny Trojanowskiej następcy.
Według komunikatu MG "za realizację zadań w zakresie rozwoju energetyki jądrowej odpowiedzialny jest Minister Gospodarki, który będzie kontynuował dalsze zadania w tym obszarze." Oczywiście formalnie nie jest to żadna nowość, niemniej kilka lat temu uznano, że do tego złożonego zadania angażującego wiele resortów i innych instytucji potrzebny jest dodatkowy pełnomocnik-koordynator. Teraz, po zakończeniu fazy przygotowawczej – ważnej i trudnej, ale jednak będącej jedynie wstępem do "prawdziwej zabawy" – uznano, że dodatkowej osoby w fazie realizacji nie trzeba. Jest do posunięcie dość zastanawiające.
Jeszcze bardziej zastanawiające zrobi się, jeśli wziąć pod uwagę, że aktualnie urzędujący minister gospodarki (podobnie zresztą jak i jego poprzednik) ma do energetyki jądrowej stosunek, który w najlepszym wypadku można opisać jako obojętny. Do tego ma cały szereg innych zadań jako minister. I jeszcze partię polityczną (a zatem wybory) na głowie. Trudno przypuszczać, by w tych warunkach nagle zabrał się energicznie za rozwój energetyki jądrowej.
Nie jest zatem zaskakujące, że w dzisiejszych wydaniach mediów można było już znaleźć komentarze wieszczące koniec programu jądrowego w Polsce. Może nie oficjalne zamknięcie, ale jakąś powolną agonię. Czy tak będzie, dopiero zobaczymy, ale nie od dziś w postępowaniu najważniejszych osób w państwie trudno doszukać się entuzjazmu dla atomu. Premier i inni członkowie Rady Ministrów o temacie mówią głównie wtedy, kiedy muszą. Kiedy doścignie ich dziennikarz z pytaniem, albo gdy okazja tego absolutnie wymaga. I choć jawne kontestowanie programu jądrowego przez członków rządu skończyło się wraz z dymisją ministra Budzanowskiego, to na szczeblu najwyższym temat wydaje się iść do przodu głównie siłą rozpędu. Choć sprawiedliwiej byłoby chyba napisać, że siłą woli i uporu naprawdę zaangażowanych weń osób – takich właśnie jak Hanna Trojanowska i cały zespół Departamentu Energii Jądrowej. A take wielu osób w innych instytucjach państwowych, instytutach badawczych, na uczelniach, w przemyśle.
Bardzo źle by się stało, gdyby teraz ich praca miała zostać zmarnowana i to jeszcze bez otwartej deklaracji w tej sprawie i bez uzasadnienia. Oczywiście, jak pisałem już wielokrotnie, energetyka jądrowa dla Polski nie jest sprawą życia i śmierci. Polska energetyka bez atomu się nie zawali. Zawalić się jednak może od braku jasnej strategii, od braku transparentnej polityki, od braku konkretnych decyzji i konsekwentnej ich realizacji – niezależnie od tego czy decyzje te akurat dla branży jądrowej będą "na tak" czy "na nie". Na to zasługują zarówno ludzie bezpośrednio i osobiście zaangażowani w projekt, jak i – przede wszystkim – zwykli obywatele.
Tymczasem jednak oficjalnie wszystko gra. Zadania realizowane są bez zmian. Program Polskiej Energetyki Jądrowej, referowany dziś ponownie przez dyrektora DEJ na Forum Energetyki Jądrowej w Warszawie obowiązuje. Energetyka jądrowa jest jednym z głównych celów obowiązującej polityki energetycznej. Inwestor pracuje, studenci się kształcą, urzędnicy pracują. Minister Piechociński oficjalnie wyraził uznanie, co odnotowano w oficjalnym komunikacie i przejął koordynację. A potem zapowiedział na Twitterze i blogu swoje wystąpienie w programie telewizyjnym. Zdążył też już od tego czasu napisać o fabryce opon, o podatkach, o kolejnym wystąpieniu telewizyjnym, a nawet o Jarosławie Kaczyńskim. O uznaniu, podziękowaniach, pracy i wkładzie w energetykę jądrową ani słowa – widocznie sprawa zbyt błaha.
Politycy mają dziś jednak na głowie pilniejsze kwestie: wybory. I to nie jedne. Niepopularne decyzje (a tu każda decyzja będzie w jakiś sposób niepopularna) i trudne dyskusje jak zwykle będą musiały pewnie poczekać.