18 listopada 2015 roku nowo powołana pani premier Beata Szydło w swoim expose deklarowała: „Polacy opowiedzieli się za zmianą dotychczasowej polityki i formą sprawowania władzy (…) Polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność. A przede wszystkim słuchanie obywateli. To są zasady, którymi będziemy się kierować. Koniec z arogancją władzy, koniec z pychą.”.
Adam Szejnfeld: przedsiębiorca, działacz społeczny, radny, burmistrz, poseł, wiceminister gospodarski….
Niedługo potem dowiedzieliśmy się na czym ma polegać pokora, umiar i zerwanie z arogancją władzy. W sposób szczególny uwidoczniło się to „w parciu na kasę”. Już w lipcu 2016 roku rząd zaplanował podwyżki i to nie tylko dla swoich ministrów. Pensje miały wzrosnąć owszem członków Rady Ministrów, ale i wiceministrów, i wojewodów, i prezydenta, a także posłów i senatorów. Politycy PiS uzasadniali wtedy swoją decyzję tym, że „osoby o wysokich kwalifikacjach nie przyjmują ofert na kierownicze stanowiska państwowe albo rezygnują z zajmowanych stanowisk, z uwagi na relatywnie niski poziom wynagrodzeń”. Po zmasowanej krytyce opinii publicznej partia rządząca ze swoich planów się wycofała. Choć może nie do końca. Można mieć te wątpliwości porównując na przykład płace premierów. Na przykład w roku 2013 roku z tytułu pełnienia funkcji Prezesa Rady Ministrów Donald Tusk zarobił 198 tys. 771 zł (tyle samo później Ewa Kopacz w 2015 r.). Zarobki natomiast na przykład premier Beaty Szydło były już znacznie wyższe. W 2016 r. wyniosły 230 tys. 446 zł, a w roku 2017 już ok. 265 tys. zł….
Bardziej jednak bulwersującą opinię publiczną sprawą stały się nagrody. Zwłaszcza, że były niczym nie uzasadnione, a jednocześnie gigantyczne. Wcześniej udzielone je ministrom, teraz także wojewodom. I tak na przykład, uznawani za najgorszych członków rządu, odwołani ze swoich stanowisk, minister środowiska Jan Szyszko i minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz, jak donosi prasa, otrzymali po 70,1 tys. zł premii. Minister edukacji narodowej natomiast Anna Zalewska i ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki po 75,1 tys. zł. Również odwołany minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zdążył zainkasować 65,1 tys. zł nagrody. Podobną kwotę otrzymała także odwołana pani premier, która wcześniej tyle mówiła o… oszczędności i pokorze…. Największą jednak gratyfikację pieniężną, bo aż 82,1 tys. zł, otrzymał ten, kto najbardziej za nagrody atakował poprzedni rząd PO-PSL, czyli ówczesny szef MSWiA, a obecnie minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak. Hym… widać, że politycy PiS chyba zbyt dosłownie wzięli sobie do serca cytat z książki Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”: „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy, to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowę”.
W tym wszystkim, co bulwersuje opinię publiczną w postępowaniu Prawa i Sprawiedliwości, prawdę mówiąc nie chodzi już o te podwyżki, a nawet o te astronomiczne premie. Chodzi przede wszystkim o elementarną uczciwość wobec społeczeństwa. O szacunek. O wiarygodność. Okłamywanie bowiem i oszukiwanie obywateli jest najgorszą postawą, jaką może prezentować demokratycznie wybrana władza. Stosujący cynizm, hipokryzję oraz manipulujący opinią publiczną nie mogą oczekiwać pochwały. Byłoby może inaczej, gdy rząd PiS miał odwagę otwarcie przyznać się, że chce zarabiać więcej, gdyby podjął się reformy systemu płac ministrów oraz administracji publicznej, a już na pewno, gdyby nowe stawki i zasady wprowadził nie od razu, lecz od kolejnej kadencji. Wtedy pewnie i dla problemu wysokości płac w administracji byłoby większe zrozumienie, i dla samych rządzących większe uznanie.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl
www.facebook.com/PoselSzejnfeld/
www.twitter.com/szejnfeld
www.instagram.com/szejnfeld/