Adam Szejnfeld: przedsiębiorca, działacz społeczny, radny, burmistrz, poseł, wiceminister gospodarski….
Cóż, broń Boże nie jest to żadna partia polityczna, żaden związek zawodowy, żadne tym bardziej stowarzyszenie. Najwięcej członków w Polsce ma bowiem związek polskich malkontentów, czyli mentalne zrzeszenie ludzi, którzy psychicznie nie są zdolni do bycia zadowolonymi z czegokolwiek. Wszelkie ich sympatie i radości, jeśli się przez pomyłkę przydarzą, mają charakter wyłącznie chwilowy, bo dla nich zadowolenie jest stanem obcym, wręcz szkodliwym, mogącym wywołać silną reakcję alergiczną z zapaścią włącznie.
Ci ludzie we wszystkim znajdą minusy, skutecznie dokopią się drugiego dna i zawsze będą na „nie”. Z wytrwałością Syzyfa kontynuują długą polską tradycję narzekania na wszystko, na co tylko się da. Jak w starym dowcipie, o Polaku, który wygrał milion zł
w loterii i narzekał, że po wygraną trzeba jechać aż do Warszawy, do tego należy cholerny podatek zapłacić, a w ogóle, to skąd wziąć tyle toreb, żeby te pieniądze przewieźć?!
Przykład na to, jak pozytywna rzecz zgarnia nieuzasadnioną falę natychmiastowej krytyki mieliśmy ostatnio chociażby przy okazji ogłoszenia planów wprowadzenia darmowego podręcznika dla pierwszoklasistów. Nagle okazało się, że zupełnie darmowy, wysokiej jakości podręcznik, dzięki któremu rodzice uczniów zaoszczędzą łącznie ponad 100 mln złotych, to pomysł nietrafiony, drogi, a jeśli już, to mocno spóźniony. Do tego, co niektórzy krytycy, obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi, już prognozują, że będzie on niskiej jakości. Szybko też padły zarzuty: dlaczego podręcznik otrzymają tylko pierwszoklasiści, dlaczego nie starsze klasy, dlaczego nie wszyscy uczniowie, dlaczego nie na tabletach, a co z ćwiczeniami, dlaczego to, dlaczego nie tamto?...
Podobne przykłady można by bez problemów mnożyć – podwyżki płacy minimalnej są za małe, wzrost rent i emerytur jest niesprawiedliwy, płace w gospodarce rosną i owszem, ale są niższe niż w Niemczech, darmowe przedszkola są do kitu, bo nie będzie w nich lekcji karate, co z tego, że nie mamy recesji, powinniśmy mieć przecież 7 % wzrostu, superszybkie pociągi Pendolino i tak będą za wolne, ponadto są włoskie a nie polskie, tysiące km nowych autostrad i dróg są za drogie, setki miliardów euro z Unii Europejskiej, to nie łaska, bo po prostu się nam należą, ponadto, to za mało, „Okrągły stół”, to narodowa zdrada…, itd. itp. Dla „związku niezadowolonych” dwadzieścia pięć lat nieustannego postępu, za który podziwiają nas światowi politycy, ekonomiści i dziennikarze, jest okresem niemal bankructwa i zapaści. Można się by zapytać, co za choroba drąży tych ludzi? Co za wirus dopadł i nie odpuszcza? A może to tylko głuchota, ślepota, lub zwykła schizofrenia?...
Tymczasem mamy obiektywne dane, które potwierdzają skokowy rozwój Polski oraz niebywały sukces polskiego społeczeństwa. Na przykład w 1989 r. polskie PKB wynosiło 67 mld dolarów, podczas gdy w zeszłym roku było to już aż 514 mld dolarów. W 1989 r. dochód na przeciętego mieszkańca wynosił 1.8 tys. dolarów, a w 2013 r. było to już 13.3 tys. dolarów. Wychodzi na to, że jesteśmy ponad siedem razy bogatsi niż w ćwierć wieku temu! Zresztą, nie trzeba bazować jedynie na danych, można wybrać się w dowolny dzień do centrum miasta, czy do galerii handlowych, by zobaczyć, jak duża jest dzisiejsza moc nabywcza Polaków.
Mimo to rosną także nasze oszczędności na lokatach bankowych – w roku 2013 wyniosły one aż 1,28 bln złotych, podczas gdy w 1989 r. było to tylko 116 mld złotych. Jesteśmy bogatsi także dlatego, że oszczędności nie zjada nam inflacja, która w zeszłym roku wyniosła zaledwie 1.4 proc., natomiast w roku początku reform, w 1989, wynosiła niewyobrażalne, wręcz kosmiczne 586 proc.! Dzisiaj nie pamiętamy, że ćwierć wieku temu nawet telewizor był luksusem, bo miała go zaledwie połowa rodzin, a dzisiaj niemalże wszystkie, o samochodzie nie wspominając – posiadała go zaledwie co trzecia rodzina, a dzisiaj jest ich w Polsce więcej niż dorosłych obywateli.
Wydaje się, że w kwestii percepcji świata wieczni malkontenci wyznają credo, że jeśli fakty nie pasują do teorii, to tym gorzej dla faktów. Zawsze przecież wszystko może być „bardziej”, „lepiej”, ”szybciej”, „taniej”, jakby nie wiedzieli, że tych pojęć nie sposób zestawić obok siebie. Zazwyczaj bowiem albo coś można zrobić albo tanio, albo dobrze, albo szybko, albo dokładnie... Członkowie „związku malkontentów” nie tolerują sukcesów nie tylko żadnej władzy, ale również innych ludzi. Ba, nawet nie tyle sukcesów, co zwykłego zadowolenia. Jeśli jesteś zadowolonym, zadowoloną, to już jesteś osobą podejrzaną. Zaufaniem bowiem ci ludzie są w stanie obdarzyć tylko kogoś równie sfrustrowanego, zakompleksionego i zrzędliwego jak oni sami.
Krzywa mina, zmarszczone brwi, ogólne naburmuszenie, podniesiony głos, lub cichy syk wydobywający się z ust - to znaki rozpoznawcze tych, którym nigdy nic się nie podoba.
Nasza pracowitość, wytrwałość, sumienność, nasz uśmiech i życzliwość dla innych, to wszystko gryzie się z niezadowoleniem hałaśliwej grupy malkontentów, dla których sączenie jadu na tryby polskiej demokracji i jej sukcesów stało się lekiem na rozmaite bolesne kompleksy i nieustające frustracje. Ich umiejętności budowania są równe zeru, bo potrafią wyłącznie niszczyć, nie podsuwając żadnych spójnych logicznie rozwiązań. Świetnie za to wykazują się w negacji, krytyce, podejrzeniach, oskarżeniach,
a przynajmniej w zwykłym psioczeniu, gderaniu, szukaniu dziury w całym. To cud, że pomimo ich licznej reprezentacji osiągnęliśmy w Polsce tak wiele.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl
www.kobiecastronazycia.pl