Wiem, wiem trochę mnie tu nie było, ale nie zapomniałem o Czytelnikach mojego bloga. Po prostu trochę się działo, ale to drobiazgi: mecz gwiazd, w którym rzucałem z obwodu słabiej od piłkarza Sebastiana Mili, finały play off'ów, mój powrót do kadry…. Może kiedyś o tym napiszę, ale dziś będzie o czymś ważniejszym. O naszych i Waszych dzieciakach. Od dzisiaj zaczynają rozgrywać ważne mecze, może najważniejsze w życiu.
Adam Wójcik trafia osobiście – blog nie tylko o blokach i rzutach za trzy, prowadzony przez wysokiego, skrzydłowego, 149-krotnego reprezentanta Polski
Nie żartuję, dla mnie udział w turnieju międzyszkolnym był chyba tym najważniejszym. Było to - o rany - 30 lat temu, w 1983 roku. Miałem 12 lat i pojechałem z drużyną Szkoły Podstawowej numer 2 w Oławie na finały takich zawodów do Wrocławia. Swoją drogą wtedy nie miałem pojęcia, że istnieją tam kluby o nazwach Gwardia i Śląsk Wrocław. Coś tam porzucaliśmy i zajęliśmy trzecie miejsce. Byłem olśniony grą niektórych kolegów z innych szkolnych drużyn i tym co wyprawiał z piłką chłopak o nazwisku Robert Kościuk z wrocławskiej podstawówki. To był wspaniały turniej, niewiele potrafiliśmy ale walczyliśmy o każdą piłkę, była euforia po każdym koszu i łzy rozpaczy po porażkach. Wielu z nas pomyślało wtedy, że to właśnie to, co w życiu by chcieli robić. I kilku, na przykład Robertowi i mnie się udało – wypatrzyli nas trenerzy i zaprosili do klubu na treningi. Potem przez kilka lat grałem w zespole o nazwie MKS MDK Gwardia Wrocław i znów jeździłem na takie ale klubowe turnieje, a potem to już wiecie…
Kiedy grałem za granicą widziałem jak wielką popularnością cieszą się tego typu zawody. Na trybunach zasiadają rodzice, przyjaciele rodziców i dzieci oraz wielu niezwiązanych z nimi ludzi, którzy patrząc na rywalizację tych dzieciaków sami doskonale się bawią.
W Polsce też są takie wspaniałe imprezy, ale nie zawsze cieszą się taką popularnością. Nie chodzi tylko rozgrywki sportowe. Szkoły – nie wiadomo z jakich powodów - nie chwalą się osiągnięciami swoich uczniów, olimpijczyków, młodych artystów, aktorów, plastyków, muzyków, sportowców. Często na tych spektaklach, wernisażach czy meczach bywają więc wyłącznie rodzice, nie ma nawet kolegów tych dzieci z podwórka nie wspominając o postronnych widzach, którzy nie mają pojęcia, że takie imprezy się odbywają. Wielka szkoda, bo tu zobaczyli by najszczersze emocje, wspaniałe widowiska, mieli by dobrą zabawę i mile spędzili czas odrywając się od bezdusznych telewizorów czy komputerów i choć na chwilę zapomnieli o codziennych kłopotach.
Mam szczęście i zaszczyt być ambasadorem jednaj z takich imprez, której finały rozpoczną się dziś w Gdańsku. Finały, bo ENERGA Basket Cup to całoroczne, ogólnopolskie rozgrywki szkół podstawowych. Kilkadziesiąt tysięcy zawodników i zawodniczek z kilku tysięcy szkół rywalizuje najpierw w zawodach na poziomie gmin, potem powiatów, województw, a potem najlepsze drużyny grają w finałach i w finale finałów rozgrywanym w Ergo Arenie. Większej frajdy, lepszej zabawy i promocji koszykówki i radości z uprawiania sportu oraz czystej rywalizacji nigdzie w naszym kraju nie widziałem. A koszykówka to moje życie:
Jeśli mieszkacie w pobliżu, albo przypadkiem będziecie w okolicy weźcie znajomych i przyjdźcie koniecznie w niedzielę 16 czerwca do Ergo Areny. Nie pożałujecie. Piszę to do kibiców, bo dla trenerów obecność na tych zawodach powinna być obowiązkowa. Z pewnością spotkają tam nowego 12-letniego Kościuka i patrzącego na niego z zazdrością Wójcika. Nie myślę oczywiście o tym dorosłym, choć ja też tam będę. Ale ciekawości, tych którzy pytają, czy rzut w ostatniej sekundzie tego filmu