Przez lata intelektualiści, dziennikarze, politycy i osoby mianujące się wrażliwymi przymykali oczy na chamskie wybryki Kuby Wojewódzkiego, tylko dlatego, że uderzał w tych, których oni nie lubią. Szczególny wstyd powinni dziś odczuwać minister Zdrojewski i minister Sikorski.
Fascynuje mnie polityka i umysł człowieka. Nie da się dobrze zrozumieć polityki jeśli nie rozumiesz jak myśli polityk i jak myśli wyborca
“Antagonizm między filozofią utrwalającą absolut i filozofią kwestionujacą absoluty uznane wydaje się antagonizmem nieuleczalnym, jak nieuleczalne jest istnienie konserwatyzmu i radykalizmu we wszystkich dziedzinach ludzkiego życia.”
“Jest to antagonizm kapłanów i błaznów, a w każdej niemal epoce historycznej filozofia kapłanów i filozofia błaznów są dwiema najogólniejszymi formami kultury umysłowej. Kapłan jest strażnikiem absolutu i tym, który utrzymuje kult dla ostateczności i oczywistości uznanych i zawartych w tradycji. Błazen jest tym, który wprawdzie obraca się w dobrym towarzystwie, ale nie należy do niego i mówi mu impertynencje; tym który podaje w wątpliwości wszystko to, co uchodzi za oczywiste.”
Tak napisał kiedys Św.p. Profesor Leszek Kołakowski w eseju pod tytułem “Kapłan i Błazen: Rozważenie o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia.”
Trudno nie uznać argumentów P. Kołakowskiego za wiążące także w dzisiejszych czasach.
W Polsce mamy wszechobecny dyskurs pomiędzy “postepcowcami” i “konserwatystami”. W tej dyskusji, która niestety często przybiera formę mało wysublimowaną a czasami wręcz chamską, K. Wojewódzki i w mniejszym stopniu, M. Figurski, odgrywają znaczącą rolę.
Wojewódzki jest naczelnym błaznem RP, ulubieńcem i guru tych, którym nie podoba się kultu oczywistości uznanych i zawartych w tradycji. Nie podoba im się to, że w Polsce kościół jest faworyzowaną instytucją i że Polska dziś jest wciąż dość konserwatywnym krajem.
Sprawia im to dużo radości, gdy Wojewódzki naśmiewa się z tych wszystkich instytucji i świętości. Jego postawa jest szczególnie popularna wśród dużej części inteligencji, która ma naturalną skłonność do kwestionowania absolutyzmów, a więc sercem są najczęściej z błaznem a nie z kapłanem.
Ja to rozumiem i szczerze mówiąc uważam, że postawa negatywnej czujności wobec jakiegokolwiek absolutu jest lepsza niż bezrefleksyjne padanie na kolana przed zastanymi tradycjami, konwencjami i autorytetami.
Jednak, rozczarowuje mnie to, że w Polsce dużo osób bardzo inteligentnych i zazwyczaj wrażliwych siedzi cicho, gdy słyszy chamskie wypowiedzi ludzi typu Wojewódzkiego.
Ostatnio zrobiła się afera z powodu wypowiedzi W&F na temat Ukraińców, ale nie zapominajmy, kiedy w zeszłym roku Wojewódzki skomentował na antenie radia, że “John Godson jest z Nigerii ... prezydent Nigerii zjadł swojego poprzednika”. Spytał także swoich słuchaczy: „Dlaczego Nigeryjczycy mają płaskie nosy? Żeby mogli chłeptać wodę z kałuży.”
Potem były wypowiedzi o „murzynie” Gajadhura, który nota bene jest pół-Hindusem – pół-Polakiem. Ale co tam, jaka to różnica, co? Było też o Ku Klux Klanie. Oczywiście ludzie prowadzący programy rozrywkowe na całym świecie mówią różne głupoty, ale problem w tym, że w zeszłym roku to Wojewódzki został wybrany przez rząd Polski, aby wyreżyserować główny koncert z okazji rozpoczęcia polskiej prezydencji UE.
Gdy przedstawiciele społeczności afrykańskiej w Polsce, wnosili o odsunięcia Kuby Wojewódzkiego od organizacji tego koncertu, minister Zdrojewski odpowiadał wtedy: “Moim zdaniem P. Wojewódzki należy do osób niezwykle otwartych, niezwykle życzliwych, szanujących wrażliwość innych. ”
Kiedy zapytano ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, o komentarz w ww. sprawie., jego wyrafinowana odpowiedź brzmiała: „O nas Polakach w niemieckiej telewizji też bywają nieprzyjemne dla nas dowcipy.”
Czy to naprawdę jest argument godny ministra spraw zagranicznych?
Teraz MSZ rozdziera szaty nad szowinizmem Wojewódzkiego, ale to krokodyle łzy. Bić się w pierś powinni ci wszyscy, którzy tyle lat przymykali oko na prymitywne chamstwo Wojewódzkiego tylko dlatego, że uderzał w tych których oni nie lubią.
Głaskali błazna po głowie tak często, że sam poczuł się świętym, prawie tak jak kapłan.