„Twarze Orientu” – tak nazywa się wystawa, którą można oglądać na budynku przy ulicy Wiejskiej 2 w Warszawie. Na budynku wiszą fotografie. Niektóre wykonano w Chinach. Posłowie, dla których miejscem pracy jest pobliski Sejm, twarze orientu oglądają ostatnio wyjątkowo często. Nie tylko na zdjęciach. Do Pekinu w ciągu ostatniego roku latały całe pielgrzymki. W grudniu był tam Bronisław Komorowski, w maju Waldemar Pawlak. Podczas Euro 2012 na dziesięć dni w Chinach gościła 14-osobowa delegacja Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Za rok zaproszenie do Chin mogą otrzymywać prawicowe ugrupowania. Czy z nich skorzystają?
Co łączy Grzegorza Napieralskiego, Tadeusza Iwińskiego, Marka Balta i Tomasza Kalitę? Ta trójka polityków SLD w czerwcu odwiedziła „Kraj Środka”. Na koszt Komunistycznej Partii Chin. - Byliśmy w takiej prowincji, która jest nazywana chińską Wenecją. Piękne kanały, przepiękne ogrody. To jest naprawdę przepiękne miejsce - mówi w rozmowie z Superstacją Grzegorz Napieralski, poseł SLD. Ale piękne widoki to tylko jeden z elementów tej wizyty. Były spotkania z prominentnymi działaczami komunistycznymi.
Szefem delegacji był prof. Tadeusz Iwiński. Spytałem go o sens wizyty przedstawicieli opozycyjnej partii. Przytoczył chińską koncepcję na politykę zagraniczną. - Nieważne, czy kot jest biały czy czarny, byle łowił myszy. Chińczycy tę maksymę stosują bardzo skutecznie - tłumaczy. Bo Chińczycy chcą mieć dobre kontakty ze wszystkimi ugrupowaniami, które kiedykolwiek mogą przejąć w Polsce władzę. Dlatego w przyszłym roku okazję do zwiedzania Chin będą mieli nie tylko przedstawiciele SLD. - Chcą zorganizować w Pekinie spotkanie wszystkich środkowoeuropejskich sił politycznych - tłumaczy Iwiński
Wszystkich, czyli także tych prawicowych. W końcu sukces gospodarczy Chin docenił parę miesięcy temu sam Jarosław Kaczyński. - Gdyby nie to chore państwo, gdyby nie te sojusze różnego rodzaju interesów i interesików, nasz naród znany z przedsiębiorczości parłby do przodu jak Chiny. Bylibyśmy na czele Europy, na czele świata - apelował w połowie grudnia ub.r. Ale posłowie Prawa i Sprawiedliwości do Pekinu w przyszłym roku się nie wybierają.
- Nie, nie przesadzajmy. Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie zgodziłoby się na taki wyjazd. Jeżeli ktoś pojechałby, to poniósłby konsekwencje dyscyplinarne – mówi Mariusz Antoni Kamiński w rozmowie z Superstacją. Według przedstawicieli prawicy trzeba współpracować przede wszystkim z chińskimi biznesmenami. Nie z chińskim rządem. Dopóki Pekin nie zacznie przestrzegać praw człowieka. - Ciekawe czy przedstawiciele SLD podglądają, jak rozstrzeliwuje się w Chinach za brak posiadania biletu w autobusie? - dopytuje Patryk Jaki z Solidarnej Polski.
Nie wiadomo, czy z ewentualnego zaproszenia skorzystałby Ruch Palikota. - Wyjazd jest sponsorowany przez tamtejsza partię.... Nie, uważam, że powinno to być robione na szczeblu resortowym, a nie partyjnym - tłumaczy Michał Kabaciński. Sojusz ustami rzecznika prasowego Dariusza Jońskiego odpowiada na takie argumenty prosto. – Szkoda, bo Chiny to wielki potencjał gospodarczy i ogromny rynek. Razem możemy coś zrobić dla Polski.
Przedstawiciele koalicji rządowej zajmują tutaj bardziej pragmatyczne stanowisko. – Z Chinami trzeba rozmawiać. Chiny to ogromny potencjał, trzeba traktować ten kraj poważnie – mówi Małgorzata Kidawa-Błońska z Platformy Obywatelskiej. Tyle, że według PO trzeba rozmawiać przede wszystkim na poziomie rządowym, a nie z opozycją. - To jest pewnie jakaś ich forma polityki mieszania się w wewnętrzne sprawy naszego kraju albo przekonywania tych partii do akceptacji polityki Chin - dodaje.
Za, a nawet przeciw jest też Polskie Stronnictwo Ludowe. Pod koniec maja partia zorganizowała piknik z okazji otwarcia odcinka autostrady A2. Waldemar Pawlak gościł nigerskich dyplomatów i przedstawiciela komitetu centralnego Komunistycznej Partii Chin. Po konferencji prasowej to właśnie z chińską delegacją zjadł obiad w wielkim namiocie koło Grodziska Mazowieckiego. – Prosimy nie filmować – apelowały przedstawicielki biura prasowego wicepremiera.