Klub parlamentarny Ruchu Palikota stawia na specjalizacje. Od jesieni każdy z posłów ma mieć dziedziny, którymi będzie się zajmował. Na przykład specami od polityki zagranicznej są Robert Biedroń i Adam Kępiński, specem od spraw wewnętrznych Artur Dębski. Jednocześnie partia chce zerwać z happeningowym wizerunkiem i prezentować się jako poważna. Czy to przygotowywanie gruntu pod koalicję z Platformą Obywatelską?
Posłów Ruchu Palikota raczej już nie zobaczymy na kontrowersyjnych happeningach. Od tej jesieni mają się tym zajmować członkowie partyjnej młodzieżówki. Nie oznacza to, że posłowie nie będą mieli co robić. Zobaczymy ich na kongresie małych i średnich przedsiębiorców w Krakowie, który odbędzie się 13 października. Miesiąc później lewicowa ofensywa. Na dużej konferencji w Sejmie zespół parlamentarny "Społeczeństwo Fair" Anny Grodzkiej zorganizuje debatę dotyczącą problemów mieszkaniowych Polaków. Koniec roku będzie też dla partii Janusza Palikota okazją na prezentację pomysłu na politykę zagraniczną. Jak dowiedziała się Superstacja planowane są wizyty lidera partii w kilku europejskich stolicach. Przede wszystkim za wschodnią granicą. Bo Ruch chce na nowo zdefiniować stosunki z Rosją, Białorusią i Ukrainą. - Ponadto nasz szef chce spotkać się z Michaiłem Gorbaczowem, a także Joschka Fischerem - przyznaje anonimowo jeden z posłów Ruchu Palikota. Zdjęcia z legendami europejskiej polityki mają podkreślić poważny wizerunek partii.
Czy to znak, że Ruch Palikota zastąpi w koalicji Polskie Stronnictwo Ludowe? Nie sądzę, bo od miesięcy Ludowcy karmią nas jedynie pozorami. Nie zamierzają opuścić koalicji, bo znaczy ona dla nich zbyt dużo. Na miejscu Donalda Tuska bardziej obawiałbym się "Brutusa" we własnych szeregach. To, że Jarosław Gowin jest silny widać po jego wypowiedziach prasowych. - Mam nadzieję, że wolą premiera Tuska będę piastował urząd ministra sprawiedliwości do końca kadencji rządu - mówił ostatnio w rozmowie z Onet.pl. Jednocześnie inni posłowie konserwatywnej frakcji pozwalają sobie na coraz więcej. Jacek Żalek przyczynił się do przegranej przez rząd głosowania ws. becikowego - zagłosował razem z opozycją. Kary klubowej się nie obawia. Mówi, że karani powinni być ci, którzy głosują przeciwko rodzinie. W poprzednich wywiadach nie ukrywał, że w 2005 roku popierał kandydaturę Lecha Kaczyńskiego na prezydenta, bo ten był lepszym kandydatem niż Donald Tusk. W poprzedniej kadencji pewnie poniósłby konsekwencje swoich działań. Tak jak Robert Węgrzyn za wypowiedź o gejach i lesbijkach. W tej kadencji Gowin, Żalek i wielu innych mogą sobie pozwolić na dużo więcej, bo koalicja ma tylko trzy głosy przewagi.
Podziały obyczajowe w PO będą się nasilać. Za chwilę głosowanie w sprawie umowy o związkach partnerskich. Klub przyjął projekt Artura Dunina, ale poseł Żalek i konserwatyści nie ustąpią. Nadal chcą forsować swoje rozwiązanie. Bunt w klubie może wybuchnąć w każdej chwili. Gowiniści są pewni siebie, a na nich wyraźnie stawia Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarna Polska. Koalicja z odmienionym Ruchem Palikota może być wyjściem awaryjnym, jeśli z PO wyjdzie kilku posłów. Taka perspektywa tłumaczyłaby nową strategię Ruchu. Przemianom w tym ugrupowaniu kibicuje zresztą wielu polityków Platformy. - Jestem pewien, że z Janusza będą jeszcze ludzie. Nie skreślałbym go przedwcześnie - przyznaje jeden z małopolskich posłów.
- Bardzo chętnie przyjmę te działania, które będą służyły polskiej racji. Bardzo chętnie przeczytam te wystapienia Janusza Palikota - komentował w Superstacji ofensywę zagraniczną partii Paweł Zalewski, eurodeputowany PO. Według niego koalicja Ruchu z rządzącym ugrupowaniem jest realna, jeśli Janusz Palikot pokaże przez najbliższe lata, że się zmienił. Twierdzi, że jest sceptykiem, jeśli chodzi o te przemiany, ale cień szansy jednak jest, bo Palikot to dojrzały gracz. - Jeżeli byłoby to możliwe, to bardzo chciałbym tego, bo Polska potrzebuje racjonalnej polityki - dodaje.