Agnieszka Holland, reżyserka filmowa i teatralna, także scenarzystka filmowa
List pański [List otwarty posła PO Tomasza Głogowskiego do Agnieszki Holland -red.] zasmucił mnie, choć nie zadziwił. Nie wiem jak czytał pan moje słowa, że znalazł pan w nich “nienawiść” i do tego “wściekłą”? Zaiste – wydaje się pan należeć do tych przedstawicieli polskiej prawicy dotąd kojarzonych głównie z PiS-em, którzy widzą źdźbło w oku bliźniego, a nie widzą belki we własnym. Ależ ja mam tolerancje dla pańskich poglądów! W ogóle mi nie przeszkadza, że je pan posiada i żyje zgodnie z nimi. To panu przeszkadzają współobywatele, którzy mają inne od pana potrzeby, tożsamość, preferencje. I nie ma tu żadnej symetrii. Oni nie uniemożliwiają panu realizacji pańskich potrzeb i godnego życia, pan – jako poseł stanowiący prawo – uniemożliwia realizacje ich. Co więcej ma pan w stosunku do nich tak głęboki brak zainteresowania, poselskiej pokory, empatii, szacunku, że odmawia pan nawet rozmowy o tych potrzebach.
Z pana listu, a przede wszystkim rozmowy z panem opublikowanej w "Gazecie Wyborczej" przebija pana głęboka niechęć do homoseksualistów. Mam nadzieję, że ta fobia wynika z niewiedzy. Radziłabym zaznajomić się lepiej z tym tematem; przez osobisty kontakt, dialog, lekturę, zapoznanie się z innym niż pański punktem widzenia i chrześcijański namysł nad stosunkiem do bliźnich, nawet takich, którzy się panu nie podobają.
Nie uważam – wbrew pana słowom – osób przeciwnych związkom jednopłciowym za faszystów czy antysemitów. Uważam natomiast, że niektóre osoby zabierające głos w tej sprawie, a prezentujące się jako konserwatyści (na przykład pani poseł Pawłowicz czy naukowcy wypowiadający się w jej obronie), używają wykluczającego i ocierającego się o prymitywną a groźną eugenikę języka. Jeśli zaś wsłucha się pan w hasła naszej nowej radykalnej prawicy (popieranej często przez prawice mainstreamową) jak ONR, Młodzież Wszechpolską i tym podobne, zobaczy pan w jakim stopniu nienawiść do homoseksualistów zastąpiła dawną nienawiść do Żydów (czasem wystarczyłoby zamienić słowo a miałby pan przed sobą manifest przedwojennej skrajnej endecji). Takie słowa nie są bezkarne i nie wolno zapominać lekcji przeszłości.
Nie wiem doprawdy, czy wyborców głosujących na Platformę, którzy popierają związki partnerskie, jest tylko kilka procent. Jeśli nawet – a nie wiem na jakich badaniach może się pan opierać – to te kilka procent z pewnością zasługuje na szacunek i odmowa dyskusji nad ich postulatami jest niezrozumiała. Demokracja bowiem uwzględnia nie tylko potrzeby większości, ale również mniejszości – na tym polega jej piękno.
Nie będę się rozwodzić nad zasługami Platformy w unowocześnianiu Polski, budowie infrastruktury, modernizacji itd, bo można by tu spotkać równie wiele pozytywów, jak głębokich zaniedbań. Cieszę się, że panu Premierowi i jego współpracownikom udało się wynegocjować w Brukseli wysoką kwotę dla Polski. Ale – i wiem, że pan Premier wie to również – przynależność do Unii Europejskiej to nie tylko korzystanie z kasy. To również akceptacja takich demokratycznych wartości, jak prawa człowieka, równe traktowanie obywateli, szacunek dla inności. Dość odległe muszą być dla pana te wartości, skoro zwolenników małżeństw, czy związków jednopłciowych nazywa pan “skrajnymi lewakami”.
Kto jest dla pana skrajnym lewakiem? Prezydent Francji, socjalista Hollande? Premier Wielkiej Brytanii, konserwatysta David Cameron? Prezydent Stanów Zjednoczonych, demokrata Barak Obama? Nie może pan nie wiedzieć, że w niemal wszystkich (również w sąsiednich Czechach czy na Węgrzech) krajach Unii Europejskiej istnieją już jakieś formy związków partnerskich czy małżeństw jednopłciowych. Czy cała Unia to lewacy? Taki pogląd mają partie skrajnie antyeuropejskie i katoliccy fundamentaliści, ale nie miała go dotąd Platforma! Mogę rozumieć i szanować takie poglądy (szczególnie kiedy są tak konsekwentne jak na przykład u pana Marka Jurka), ale nigdy bym na partie antyeuropejska nie głosowała. Doprawdy trudno mi sobie wyobrazić, by premier Tusk rozmawiając z kanclerz Merkel, Hollandem czy Cameronem traktował ich jak “skrajnych lewaków”. To by się dopiero, biedacy, zdziwili!
Platforma może mieć czasem niejasne priorytety, ale zawsze prezentowała się jako partia proeuropejska. Tymczasem odmawiając prac nad projektami ustawy o związkach partnerskich pan i pana koledzy oddalili się od Europy i znaleźli się na jednej łodzi z putinowską Rosją, która w tym samym tygodniu wprowadziła faktyczną penalizacje homoseksualizmu i gdzie na przykład ja – pisząc o tym problemie to, co teraz – mogłabym się znaleźć w łagrze, jako “uprawiająca propagandę”. Wszystko to mowie – żeby było jasne – bez “wścieklej nienawiści” – ale z troską i smutkiem.
Przechodząc do ostatniej podniesionej przez pana Posła kwestii.
Otóż tak, poczułam się oszukana przez Platformę. W ostatnich wyborach – na prośbę niektórych działaczy – udzieliłam tej partii publicznego poparcia, kładąc na szali moją pozycję niezależnego twórcy. Domyśla się pan, że przed zrobieniem tego przeprowadziłam szereg rozmów z miarodajnymi – jak mi się wydawało - przedstawicielami Platformy. Popierając Platformę i oddając na nią mój głos, byłam pewna, że problemy takie jak związki partnerskie czy in vitro staną na wokandzie.
I nie omyliłam się. Można powiedzieć, że Platforma na którą głosowałam, wywiązała się z obietnic. To przecież Klub Platformy Obywatelskiej zgłosił projekt (zachowawczej bardzo, ale jednak) ustawy o związkach partnerskich. To lider Platformy i Premier jej rządu w pięknym, dramatycznym przemówieniu wzywał do głosowania za skierowaniem tego (a wcześniej na Twitterze również innych) projektu do dalszych prac. Może więc rzeczywiście nie powinnam się skarżyć na “oszustwo”, ale raczej na dramatyczny brak skuteczności? Może to pan mógł się poczuć oszukany? Może dla pana partii, której jest pan posłem to nie centrowa w założeniu, równościowa, proeuropejska i pragmatyczna Platforma Obywatelska, ale raczej PiS-bis? Jeśli tak, to nie można się dziwić, że mimo sukcesu brukselskiego Platformie spadają notowania. Bo niezależnie od poglądów nikt nie lubi bladej kopi (z Pis-em w ideologizacji życia publicznego nie wygracie), każdy woli oryginał. A już naprawdę nikt nie lubi nieskuteczności, nielojalności, braku spójności, jedności, które zaprezentowała część posłów PO w tamtym glosowaniu.
I proszę nie mówić, że Platforma to zbiór ludzi o różnych – od prawa do lewa – poglądach. To prawda, ale taka partia ma sens jeśli jej członkowie są w stanie wypracować kompromis. Kompromis osiąga się w rozmowie i dyskusji. Nie osiągną go nigdy ci, którzy dyskusji po prostu odmawiają podnosząc rękę przeciw.