Kto sprawuje rząd dusz. Pudelek, czy Gazeta Wyborcza
Tomasz Machała: Kto, Pana zdaniem, dzisiaj w Polsce sprawuje bardziej rząd dusz? Gazeta Wyborcza z historią i intelektualnym zapleczem, ale spadającą sprzedażą? Czy portal Pudelek.pl, który napisał manifest pokolenia w sprawie ACTA?
Aleksander Kwaśniewski. Prezydent Polski od 1995 do 2005
Gazeta Wyborcza i portale internetowe zwracają się do zupełnie innego odbiorcy. To, co jest problemem, to właśnie to, że żyjemy w zupełnie innych światach, które słabo się ze sobą komunikują. Przykład ACTA pokazał, że rząd, który dysponuje kolosalnymi możliwościami badania tego, co dzieje się w społeczeństwie minął się zupełnie z myśleniem tych ludzi, którzy pojawili się na ulicach.
Pudelek ma swoją armie zwolenników i to jest interesujące, że tam wybuchła ta dyskusja. Do tej pory myślałem, że Pudelek jest jakimś plotkarskim, tabloidalnym portalem, do którego zaglądałem bardziej przypadkowo, niż w jakiś zorganizowany sposób. Wyborcza natomiast jest ważnym ośrodkiem opinii dla setek tysięcy - bałbym się powiedzieć, że dla milionów, raczej dla setek tysięcy, już wymierającej polskiej inteligencji.
I to jest problem, co zrobić, żeby znaleźć kontakt z tymi środowiskami, które po Wyborczą nie sięgają. Społeczeństwo polega na tym, że takich różnych grup jest bardzo wiele, a musimy żyć razem, dlatego musimy szukać takich miejsc dialogu. Dlatego warto rozmawiać. Każda forma dialogu, wymiany myśli ma sens. Chociaż czasami bywa tak, jak mawiał Słonimski - że nie znosi wymieniać poglądów, bo zawsze na tym traci. Ja uważam że zawsze warto wymieniać poglądy, zakładając nawet, że można na tym stracić - choćby czas. Ja w ogóle uważam, że to co się dzieje - w czym wy będziecie uczestniczyć ze swoim portalem - to jest ogromny dorobek, bo to niezwykle demokratyzuje nas wszystkich. Demokratyzuje dostęp do informacji, możliwość uczestniczenia w debacie, można powiedzieć, że przez rewolucje komunikacyjną osiągamy wręcz wzór demokracji ateńskiej, w której każdy może brać udział i to jest ten plus.
Ale jest też minus, że każdy z nas ze swoim tabletem, czy laptopem staje się właściwie elementem bardzo indywidualnym, bardzo osobnym. Mówiąc krótko: Te nowe środki komunikacji nie integrują społeczeństwa, raczej atomizują. Mamy miliony uczestników, ale nie mamy środowiska, nie mamy społeczności, nie mamy więzi, które budowałyby wspólne myślenie. To jest problem. Dlatego sądzę, że internauci mogą być bardzo silni w proteście, destrukcji, ale mogą mieć problemy w budowaniu.
Widać, jak trudno przełożyć tę internetową rewolucje, która była np. elementem wydarzeń w Północnej Afryce w jakiś ruch, który dzisiaj odegrałby tam poważną rolę. Tak samo, jak Ruch Oburzonych, który nie odegrał żadnego znaczenia w wyborach w Hiszpanii, które były parę miesięcy temu. To są właśnie te sprawy o których warto rozmawiać.