Zdjęcie jest ilustracją do tekstu.
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu. Fot. Karol Makurat/REPORTER

W sercu Warszawy wzdłuż ulicy Puławskiej ciągnie się mur. Kolorowy, wymalowany przez grafficiarzy mur, ale co za murem, tego już sporo osób nie wie. Za murem znajduje się zupełnie inny świat. Wielki ośrodek treningowy, kilkaset koni, trenerzy, stajenni, jeźdźcy, dostawy owsa, siana, słomy. Obornik, muchy, dużo zieleni, wiejski klimat w centrum miasta. W środku życie nie jest tak kolorowe jak ten mur. Jest bieda, alkohol, przestarzała, nieodświeżana infrastruktura, problemy komunikacyjne między trenerami a Dyrekcją Toru Służewiec. Ogromna presja, nerwówka, dużo emocji, od radości po frustrację. Od szczęścia po bezradność. Miejsce tętni życiem już od wczesnych godzin porannych. Zapraszam w podróż po Wyścigach oczami trenera koni wyścigowych, trenera Macieja Jodłowskiego.

REKLAMA
Jest pan nie tylko trenerem, ale i jeźdźcem treningowym.
Tak, zgadza się. I nie tylko.
A kim jeszcze?
Chłopcem stajennym - trzeba wziąć widły do ręki, zrobić boksy, zamieść stajnię. Ale i brygadzistą, menadżerem.
Jak liczną grupą ludzi ludzi pan zarządza?
Siedmioma osobami.


Panie trenerze. O której pan dzisiaj wstał?
O czwartej dziesięć.
A o której był pan w pracy?
O piątej.

Jadł pan śniadanie? Je pan w ogóle śniadania? Pytam dlatego, bo ja przed przejażdżkami nie jestem w stanie nic zjeść. Za wcześnie dla mnie.
Nie, w ogóle. Piję kawę, a pierwszy posiłek jem po porannej pracy, około trzynastej.


Państwo nie wyobrażają sobie jaki to jest rodzaj wysiłku. Bo nie dość, ze jest to wysiłek fizyczny, to dodatkowo stanowi dużą trudność dla układu nerwowego. Konie wyścigowe to zwierzęta nerwowe, nieprzewidywalne. To nie taki rodzaj jazdy jak na koniach rekreacyjnych - wsiadasz, mkniesz przez las i wracasz do stajni.
Tak, zgadza się. Wszystkie firmy ubezpieczeniowe, które ubezpieczają różne branże sportu, jeźdźców wyścigowych ubezpieczają niechętnie. Jest to grupa najbardziej narażona na utratę zdrowia.


Wstał pan o czwartej dziesięć, w pracy był pan o piątej, reszta przychodzi na szóstą. I tak codziennie?
Tak. Tylko w niedzielę przychodzimy godzinę później, na siódmą.

I co dalej?
Trzeba zrobić boksy, wyczyścić , przeprowadzić konie, zrobić trening. Jeździmy około pięć, sześć koni dziennie. Do tego dochodzą wszystkie prace porządkowe, pielęgnacyjne.
Ile czasu przypada na jednego konia?
Około godzinę i 15 minut. Mamy ten komfort, że mamy karuzelę, maszynę, do której czepia się konie po treningu. Żeby nie tracić czasu, koń jest czepiany, odstępowuje, tak jak sportowiec, który biegnie - możemy to porównać do lekkoatlety, który biegnie na 400 m i potem jakby minął metę, chciał się położyć do lóżka. Wiadomo, musi pochodzić, żeby mięśnie ochłonęły. Koń to taki sam żywy organizm i musi troszeczkę odstępowac, żeby dojść do siebie. A w między czasie bierzemy kolejne konie i możemy zająć się kolejnym treningiem.


Znalazłam informację, że kiedyś na wyścigach nie było karuzeli.
Tak, ale kiedyś było łatwiej, bo na jednego człowieka przypadały 3, 4 konie, wiec był na to czas, a w tej chwili ze względów ekonomicznych przypada 7, nieraz 8 koni na człowieka. W zależności od tego kto jaki ma budżet.
Żeby stajnię opłacało się prowadzić?
Tak. Wiadomo, zatrudniając więcej ludzi mam większe wydatki, a budżet miesięczny musi się zamknąć. A przeważnie jest tak, że brakuje tych pieniędzy co miesiąc


A dlaczego? Nie potraficie zarządzać pieniędzmi?
Nie. Po prostu wydaje mi się, że bierzemy za mało za trening. Problem polega na tym, że grupa właścicieli interesujących się końmi, ludzi, którzy dają nam konie do treningu jest bardzo mała i rywalizacja miedzy trenerami o pozyskanie takiego właściciela jest bardzo duża. Podnosząc cenę za miesięczne utrzymanie konia często bywa tak, że taki właściciel idzie do drugiego trenera, który weźmie 100 czy 200 złotych mniej. Finalnie każdy z nas boi się podnieść kwotę do takiego poziomu, żeby to było opłacalne, choćby z małym zyskiem. I wegetujemy. A bazujemy przede wszystkim na wygranych koni, z której mamy urzędowo 10% prowizji. I tym przeważnie łatamy dziury budżetowe. Niektórzy oszczędzają w inny sposób - karmiąc konie paszą z niższej półki, korzystając z kowala nieregularnie, przeciągając terminy następnej wizyty, niektórzy trenerzy sami kują, bo są to ogromne wydatki.
Ale nie chodzi o to, ze trenerzy chcą się wzbogacić, tylko żeby tych pieniędzy im wystarczyło?
Powiem tak. Koszt treningu na Służewcu wynosi około 2200 zł, to bilansuje się na zero, a my bierzemy takie pieniądze. Trening powinien kosztować przynajmniej 2500 zł, żeby mieć te 200 zł zysku na jednym koniu. To nie są duże pieniądze, ale myślę, że nam się to należy. Nieraz jest taka sytuacja. Idę na wyścigi, biegam, wykonuję ciężką pracę, a nie zarabiam ani złotówki, bo koń nie zajął płatnego miejsca...
Dla porównania - ile kosztuje trening konia za granicą?
Trening konia za granicą kształtuje się w granicach 1200 - 3000 euro. Najlepsi trenerzy we Francji biorą 3000 euro. I zobaczcie państwo. Ja dla swoich koni ściągam specjalistyczną, wysokoenergetyczną paszę z Anglii i za ten worek paszy płacę tyle samo co Niemiec, Francuz czy Anglik. A różnica w koszcie treningu jest ogromna!
Tak. I tak samo trzeba konia okuć, odrobaczyć...
Tak! Podkowy ściągamy zza granicy i kosztują tyle samo. To nie jest tak, że mamy je z Polski i kosztują mniej. Już nie mówię o szczepieniach i odrobaczaniach. Są to ogromne koszty. Jest nam bardzo ciężko, Cały czas się łudzimy, ze w końcu organizator podniesie pulę nagród. Od 12 lat mamy taką samą pulę i zarabiamy takie same pieniądze. Wyobraź sobie pracownika, który od 12 lat zarabia takie same pieniądze. Już dawno by zrezygnował z takiej pracy. A my musimy tak trwać.


Koń wyścigowy trenuje po to, by ścigać się w sezonie wyścigowym. Ile razy w sezonie biega taki koń?
Jeśli zdrowie mu na to pozwoli, to jest w stanie pobiec 7-8 razy, regularność jest taka, że co 3- 4 tygodnie, jeśli nie ma żadnych problemów zdrowotnych. Jeśli któryś wyścig kosztował go więcej, potrzebuje więcej czasu, żeby się zregenerować.


7-8 razy, sezon trwa od kwietnia do listopada, a właściciel płaci przez okrągły rok za trening konia. Ile taki koń może zarobić dla właściciela?
Różnie. Mam w tym roku konia, który już zarobił prawie 200 000 zł, a sezon się jeszcze nie skończył. A są takie konie, które nie zarobią nic. W zależności, jak koń biega, takie pieniądze dostaje właściciel, ale generalnie, żeby się zbilansować na zero, to powinien zarobić około 25 000 zł rocznie.
Pamiętajmy o tym, że wyścigi to jest hobby i udany sezon dla konia i dla właściciela to taki, jak koń wyjdzie na zero, czyli właściciel ma zabawę... za darmo. A zdarzają się przypadki koni, które zarabiają znacznie więcej. Mam, jak wspomniałem, konia*, który wygrał Derby, zarobił dla właściciela 200 000 zł, a jeszcze ma przed sobą 2-3 starty.


Ale trafił pan na bardzo dobrego konia
Tak, to są wyjątki. Takich koni jest bardzo mało w roczniku.

Spadł pan dzisiaj z konia?
Na szczęście nie.
Często się spada?
Często nie, ale zdarzają się czasem takie przypadki. Ja jestem takim trenerem, który dopasowuje konia do umiejętności jeźdźca. Te trudniejsze konie jeżdżą ludzie, którzy maja większe doświadczenie, a ci, którzy jeżdżą troszeczkę słabiej, dostają konie łatwiejsze, bezpieczniejsze.
Jak jeździec spada z konia, to po pierwsze patrzy, czy nie stało się nic koniowi. Następnie łapie się konia, jeździec musi sam się podnieść, przyjść i jeszcze dostaje reprymendę za to, że spadł, bo jeździec nie ma prawa spaść z konia wyścigowego! A jeśli spadł, to znaczy, że nie ma prawa być w tym miejscu, jest zły technicznie, nie nadaje się do tego sportu. Po pierwsze lepiej nie spadać, bo ubezpieczalnia, po drugie, bo będzie się miało kłopoty zdrowotne, a po trzecie wiąże się to ze wstydem i naganą od szefa:):)
Problem polega na tym, że nie chodzi o naganę od szefa, tylko o to, że koń luzem może sobie zrobić krzywdę, bo biegnie. Może wpaść w jakąś przeszkodę, płot, pod samochód, ogrodzenie, bo nie ma nad tym kontroli. Jeśli coś mu się stanie, dochodzą koszty leczenia, już nie mówimy o przekreśleniu kariery, jeśli jest to jakaś poważna kontuzja. Jeszcze czeka takiego trenera poważna rozmowa z właścicielem, który często nie może zrozumieć, dlaczego tak się stało i uważa, że to najprawdopodobniej trener źle dobrał jeźdźca i przez to jego koniowi stała się krzywda. Często jest tak, że trener jest zdenerwowany, bo wie, co go czeka po takim incydencie.
Bo nie dość, że te konie są oczkiem w głowie właścicieli, to jeszcze kosztowały niemało pieniędzy.
Taaak, to są konie, które potrafią kosztować 100 000 euro albo nawet i więcej.


Dlatego nie jest to może dziwne, że taki jeździec dostaje tę reprymendę... Przejechał dziś pan sześć koni?
W sezonie mamy troszeczkę mniej, bo konie, które startują, odpoczywają. Jest część koni, które są tuż po wyścigu - też odpoczywają. Wiadomo, urazowość też jest tu bardzo duża, nie tylko u ludzi, ale u koni też są kontuzje. Jak zaczynał się sezon - ja mam stajnię na 35 koni, to mała stajnia - to mieliśmy dziennie po 7-8 koni. Jak mi odejdzie kilka koni, to automatycznie ilość tych przejażdżek w sezonie się zmniejsza. Najwięcej pracy jest w okresie zimowym. Młode konie, które trzeba nauczyć. Staram się całą zimę wszystkie konie jeździć, bo uważam, że koń musi mieć ruch codziennie, pracować pod jeźdźcem, bo wtedy inaczej się rozwija.
Nawet jak jest -15 na zewnątrz ?
Nawet jak jest -20.
No właśnie, biedni ludzie...:)

A miał pan dzisiaj jakieś przygody?
Nie, na szczęście nie. Na szczęście dzisiaj było spokojnie
I jak wyglądał dzień z grubsza?
Jeździmy od 6-12, później mamy pauzę i od 17-19 mamy wieczorne karmienie i pielęgnację koni.


Czyli trener i pracownik maja tak naprawdę wolne miedzy 13:00 a 17:00 i po 19:00, i potem wieczorem mogą iść spać
Tak. Po to, żeby wstać o 4:00 rano
No i w niedziele godzinę później
Tak. To trzeba lubić. Uważam, ze jesteśmy fanatykami i tutaj taka osoba z zewnątrz, która chciałaby przepracować swoje osiem godzin i pójść do domu tak, jak w fabryce, to nie ma szans. Myślę, że po miesiącu by zrezygnowała. Trzeba mieć pasję, bo tu jest dużo wyrzeczeń. Warunki pogodowe - czy leje, czy jest zimno, czy jest duszno, trzeba być. Koń wymaga ruchu, piątki, świątki, niedziele, trzeba pracować, Koń wymaga codziennej opieki. Oczywiście, mamy dyżury, także mamy rotację, żeby pracownik mógł trochę sobie odetchnąć.


Ale tak naprawdę cały dzień, cały tydzień, cały miesiąc, całe życie. A kiedy był pan ostatnio na urlopie?
Jeżdżę tylko na Boże Narodzenie na 2 tygodnie i na Sylwestra do domu, do Sopotu. A nie raz się zdarzało tak, że musiałem przerwać urlop, bo kogoś nie było albo coś się wydarzyło. Musiałem wracać w trybie pilnym. Nie mam możliwości wyjechać latem z tego względu, że wyścigi odbywają się w każdy weekend. Muszę być w pracy. W tygodniu pracuję cały dzień, ale trzeba pamiętać, że w sobotę i w niedzielę są wyścigi. Kończę o 12:00, jem obiad, przebieram się i idę dalej do pracy.
Weekendy dostarczają kolejnej dawki adrenaliny, jakby mało jej było na treningach. Po południu zaczynają się wyścigi. Jak wygląda świat wewnętrzny trenera, kiedy zbliżają się gonitwy, kiedy ten koń będzie stawał przed swoim egzaminem? Co czuje i myśli trener?
W tym momencie przychodzi ten największy stres, który jest związany z naszą pracą, nasz egzamin z tego, jak przepracowałem i przygotowałem konia. Jeśli wygram i jest wynik, to wszyscy są szczęśliwi, a jeśli przegram, zaczynają się kłopoty i tłumaczenie się przed właścicielem. Dlaczego byłem drugi, a nie pierwszy, dlaczego byłem trzeci, a nie drugi albo dlaczego byłem ostatni.
Jest to ogromy zastrzyk adrenaliny i ogromne przeżycie, na pewno każdy trener przeżywa to bardzo mocno. Taktykę ustalamy oczywiście przed każdą gonitwą w piątek lub w czwartek wieczorem, rozpracowuję swoich przeciwników, zastanawiam się nad taktyką dla moich koni - co byłoby najlepsze, jak rozegrać gonitwę, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik.


Zakłada pan najgorsze, czy najlepsze, żeby przyciągnąć dobra energię i rozwiązanie?
Staram się nie stwarzać jakiejś presji. Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej być mile zaskoczonym niż zawiedzionym. Nigdy nie mówię właścicielowi, że na pewno wygramy. Myślę, że to jest najgorsze. Bo jest grupa ludzi, która uważa, że ich koń powinien za każdym razem wygrywać, a później zaczynają być niemile sytuacje. Czasami kończy się to tym, ze koń trafia do innego trenera, bo właściciel jest niezadowolony...

*Jolly Jumper - trzyletni ogier własności pana Gawryszewskiego, Sobolewskiego i Wiśniewskiego, trenowany przez Macieja Jodłowskiego. Wywiad rejestrowany był 26.08., a 28.08 Jolly Jumper zarobił kolejne 25 000 zł.
logo
Maciej Jodłowski fot. Tor Wyścigów Konnych Służewiec