Mówienie o tym, że internet zmienił świat jest tak oczywiste, że aż banalne. Ciężko jest dziś wyobrazić sobie jak wyglądał on „przedtem“, mimo że ten czas przypadł na dorastanie mojego pokolenia i niemal całe dorosłe życie pokoleń starszych ode mnie, którzy często wciąż nie do końca potrafią się w nim odnaleźć. Dziś, z perspektywy czasu często zachodzę w głowę jak w ogóle udało mi się skończyć szkołę bez możliwości używania google, nie mówiąc już o MS Office i innych udogodnieniach komputerowych. W czasach gimnazjum przedmiot „informatyka“ był czystą torturą - 4 osoby siedziały wtedy przy jednym komputerze i wpatrywały się w czarny ekran z całą masą zielonych liter i znaków, próbując udawać, że rozumieją system dos. Bo na ocenę trzeba było jakoś zapracować…

REKLAMA
Być może właśnie dlatego moje pokolenie przyjęło do siebie ten rozwój technologiczny tak naturalnie. On powstawał na naszych oczach, rozwijał się razem z nami, a my razem z nim. My, 30-40 latki, znamy czasy „przed“ i „po“, „bez“ i „z“, widzimy ta różnicę, tą przepaść wręcz. Nasi rodzice wobec internetu są jak małe dzieci. Nasze dzieci natomiast są już z kompletnie innej epoki, czy nawet epok, bo dziś często nowa technologiczna rewolucja jest kwestią miesięcy, a nie lat.
Jak każde zjawisko, dostęp do internetu powoduje jednak skutki uboczne. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, śmiem jednak twierdzić, że szybkość pojawiania się nowych zjawisk i problemów związanych z używaniem internetu sprawia, że takich specjalistów tak naprawdę dzisiaj nie ma. Ciężko jest bowiem nadążyć z analizą fenomenów, które rodzą się i umierają w rekordowo krótkim czasie, stając się nieaktualne tak szybko, jak ostatnia wersja Javy.
Dlatego chyba jedynym specjalistą, na którym można liczyć w tej kwestii może być… nasza własna intuicja, głos wewnętrzny, który powinien instynktownie mówić nam, że „co za dużo to niezdrowo“. Ale nawet ten głos czasem zawodzi.
logo
źródło: flickr. Copyright: San Francisco Appeal

Historie tą czytałam niedawno w niemieckim magazynie „Stern“: 300 innowatorów, biotechnologów, hakerów, inżynierów, start-upowców i milionerów z Doliny Krzemowej wybrało się do lasów Północnej Kalifornii próbując przez cztery dni żyć w trybie offline. Ludzie ci (w wieku lat 25-45), którzy stworzyli dla nas wszystkich nieograniczone bogactwo życia w sieci, poddali się dobrowolnie cyfrowej detoksyfikacji. Najwyraźniej dla nich samych ciągła obecność internetowa stała się męcząca. Jak wieść niesie, nie udało się jednak wszystkim uczestnikom trzymać rąk z dala od smartfonu. Niektórzy nawet budzili się w nocy, bo im się wydawało, że słyszą dźwięk otrzymanej wiadomości…
Inicjatorem tego przedsięwzięcia był Levi Felix, absolwent Uniwersytetu w Stanford, który po olbrzymim sukcesie założonej przez siebie firmy, tysiącu nieprzespanych nocy i ciągłej obecności w sieci, w wieku lat 25 załamał się nerwowo. Następnie na własne życzenie odciął się od rzeczywistości, wyruszył w podróż dookoła świata i zmusił do tego, aby nauczyć się jak normalnie jeść, spać i żyć. Gdy po 3 latach powrócił, założył nową firmę o nazwie „Digital Detox“, która nie zajmuje się niczym innym tylko organizowaniem wyjazdów dla ludzi, którzy choćby tylko przez weekend chcą siedzieć razem przy jednym stole, jeść i rozmawiać bez jednoczesnego aktualizowania swojego statusu na portalach społecznościowych lub robienia zdjęć serwowanym potrawom.
logo
Foto: prywatne, rodzina w Starbuck's w Szwajcarii.

Technologia internetowa wkroczyła również bezpardonowo w życie rodzinne.
Najnowsze badania ujawnia ze rodzice, wchłonięci przez e-maile, gry komputerowe lub inne aplikacje mają więcej negatywnych interakcji z dziećmi. To sprawia, że faktycznie dzieci walczą z nimi o uwagę rodziców.
Aby zbadać wpływ smartfonów na relacje rodzinne, Dr Jenny Radesky, specjalista ds. pediatrii w Boston Medical Center przeprowadzila badania polegające na obserwowaniu 55 sytuacji z udziałem dorosłych dzieci jedzących w barze fast-food i rejestrowaniu ich zachowań.
Dane ukazały, jak wielu rodziców zostało wchłoniętych przez ich urządzenia. Obserwacje były porażające. Jedno z obserwowanych dzieci próbowało na przykład odciągnąć twarz matki od ekranu tableta, ale bez skutku. Inna matka kopnęła dziecko pod stołem w odpowiedzi na jego wielokrotne próby pozyskania jej uwagi skupionej na telefonie. Jeden z ojców zareagował agresywnie na wzmożone próby swoich dzieci, aby oderwać go od smartfona . W wielu przypadkach było bardzo mało interakcji między dorosłymi i ich dziećmi, albo były one negatywne.
Te dane są sygnałem alarmowym dla rodziców i kwestią do refleksji nie tylko nad tym, w jaki sposób te wynalazki technologiczne rozpraszają naszą uwagę, ale również, jak zmieniają nas one jako rodziców.
Na podstawie zdobytych danych, Dr. Radesky współpracuje obecnie z American Academy of Pediatrics w celu rozwijania wytycznych dotyczących inteligentnego korzystania ze smartfonów w obecności dzieci. Wprowadzenie reguł, w jaki sposób uzywać smartfonów i komputerów w domu, w określonych porach dnia i miejscach, (np. odstawienie urzadzeń w czasie posiłków lub kładzenia dzieci do łóżka) może być tym miniumum, które zmniejszy negatywne skutki technologii rozpraszającej interakcje rodzic-dziecko.
Internetowych światów są niezliczone ilości. Kiedyś miałam okazję przekonać się o tej różnorodności, odwiedzałam fora, fankluby, blogi, communities, zorganizowane wokół różnych zainteresowań. Każde takie miejsce rządziło się własnymi prawami, było w pewnym sensie zamkniętym światem, który niewiele miał do czynienia ze światem zewnętrznym. Oprócz niewątpliwej zalety takich miejsc, jaką jest spotkanie ludzi o podobnych zainteresowaniach i dzielenie się z nimi doświadczeniami, opiniami, itp. miałam dziwne wrażenie, że niektórzy użytkownicy spędzają tam cały swój czas.
Pytałam sama siebie, co oni robią w życiu, z czego żyją, jak mogą pozwolić sobie na tak wiele godzin spędzonych w całkowicie ulotnej i wyimaginowanej rzeczywistości, w której rozmowy z nickami i awatarami zaczynają być bardziej istotne niż wykonywanie codziennych czynności, niż rozmowy z własnymi bliskimi, którzy są na wyciągnięcie ręki, lecz tak bardzo „nie w temacie“. Już teraz członkowie tej samej rodziny, zatopieni przed swoimi własnymi ekranami, tworzą własne światy zbudowane z aplikacji i wydeptują własne cyfrowe ścieżki, którymi inni, nawet Ci „najbliżsi“, rzadko kiedy są w stanie podążać i do których rzadko kiedy maja jakikolwiek dostęp. Jakie będą konsekwencje takiego rozwoju za rok, czy dwa? Czy ktoś jest w ogóle w stanie to przewidzieć?…
Dlatego właśnie uważam, że ten „digital detox“ jest trendem który powinien stać się integralną częścią każdej społeczności, zagrzać sobie stałą pozycję w miejscach pracy i wreszcie rodzinach, jako odskocznia od zbyt intensywnego życia w sieci i jako lekarstwo na postępujące oddalanie się ludzi od siebie. Bo rozwoju technologicznego nie powstrzymamy, możemy jedynie powstrzymać samych siebie.