Mówienie o tym, że internet zmienił świat jest tak oczywiste, że aż banalne. Ciężko jest dziś wyobrazić sobie jak wyglądał on „przedtem“, mimo że ten czas przypadł na dorastanie mojego pokolenia i niemal całe dorosłe życie pokoleń starszych ode mnie, którzy często wciąż nie do końca potrafią się w nim odnaleźć. Dziś, z perspektywy czasu często zachodzę w głowę jak w ogóle udało mi się skończyć szkołę bez możliwości używania google, nie mówiąc już o MS Office i innych udogodnieniach komputerowych. W czasach gimnazjum przedmiot „informatyka“ był czystą torturą - 4 osoby siedziały wtedy przy jednym komputerze i wpatrywały się w czarny ekran z całą masą zielonych liter i znaków, próbując udawać, że rozumieją system dos. Bo na ocenę trzeba było jakoś zapracować…
Nietutejsza. Emigrantka od roku 1997. Ekonomistka z wykształcenia, kreatywna dusza z natury, matka, blogerka.
Być może właśnie dlatego moje pokolenie przyjęło do siebie ten rozwój technologiczny tak naturalnie. On powstawał na naszych oczach, rozwijał się razem z nami, a my razem z nim. My, 30-40 latki, znamy czasy „przed“ i „po“, „bez“ i „z“, widzimy ta różnicę, tą przepaść wręcz. Nasi rodzice wobec internetu są jak małe dzieci. Nasze dzieci natomiast są już z kompletnie innej epoki, czy nawet epok, bo dziś często nowa technologiczna rewolucja jest kwestią miesięcy, a nie lat.
Jak każde zjawisko, dostęp do internetu powoduje jednak skutki uboczne. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, śmiem jednak twierdzić, że szybkość pojawiania się nowych zjawisk i problemów związanych z używaniem internetu sprawia, że takich specjalistów tak naprawdę dzisiaj nie ma. Ciężko jest bowiem nadążyć z analizą fenomenów, które rodzą się i umierają w rekordowo krótkim czasie, stając się nieaktualne tak szybko, jak ostatnia wersja Javy.
Dlatego chyba jedynym specjalistą, na którym można liczyć w tej kwestii może być… nasza własna intuicja, głos wewnętrzny, który powinien instynktownie mówić nam, że „co za dużo to niezdrowo“. Ale nawet ten głos czasem zawodzi.
Historie tą czytałam niedawno w niemieckim magazynie „Stern“: 300 innowatorów, biotechnologów, hakerów, inżynierów, start-upowców i milionerów z Doliny Krzemowej wybrało się do lasów Północnej Kalifornii próbując przez cztery dni żyć w trybie offline. Ludzie ci (w wieku lat 25-45), którzy stworzyli dla nas wszystkich nieograniczone bogactwo życia w sieci, poddali się dobrowolnie cyfrowej detoksyfikacji. Najwyraźniej dla nich samych ciągła obecność internetowa stała się męcząca. Jak wieść niesie, nie udało się jednak wszystkim uczestnikom trzymać rąk z dala od smartfonu. Niektórzy nawet budzili się w nocy, bo im się wydawało, że słyszą dźwięk otrzymanej wiadomości…
Inicjatorem tego przedsięwzięcia był Levi Felix, absolwent Uniwersytetu w Stanford, który po olbrzymim sukcesie założonej przez siebie firmy, tysiącu nieprzespanych nocy i ciągłej obecności w sieci, w wieku lat 25 załamał się nerwowo. Następnie na własne życzenie odciął się od rzeczywistości, wyruszył w podróż dookoła świata i zmusił do tego, aby nauczyć się jak normalnie jeść, spać i żyć. Gdy po 3 latach powrócił, założył nową firmę o nazwie „Digital Detox“, która nie zajmuje się niczym innym tylko organizowaniem wyjazdów dla ludzi, którzy choćby tylko przez weekend chcą siedzieć razem przy jednym stole, jeść i rozmawiać bez jednoczesnego aktualizowania swojego statusu na portalach społecznościowych lub robienia zdjęć serwowanym potrawom.
Technologia internetowa wkroczyła również bezpardonowo w życie rodzinne.
Najnowsze badania ujawnia ze rodzice, wchłonięci przez e-maile, gry komputerowe lub inne aplikacje mają więcej negatywnych interakcji z dziećmi. To sprawia, że faktycznie dzieci walczą z nimi o uwagę rodziców.
Aby zbadać wpływ smartfonów na relacje rodzinne, Dr Jenny Radesky, specjalista ds. pediatrii w Boston Medical Center przeprowadzila badania polegające na obserwowaniu 55 sytuacji z udziałem dorosłych dzieci jedzących w barze fast-food i rejestrowaniu ich zachowań.
Dane ukazały, jak wielu rodziców zostało wchłoniętych przez ich urządzenia. Obserwacje były porażające. Jedno z obserwowanych dzieci próbowało na przykład odciągnąć twarz matki od ekranu tableta, ale bez skutku. Inna matka kopnęła dziecko pod stołem w odpowiedzi na jego wielokrotne próby pozyskania jej uwagi skupionej na telefonie. Jeden z ojców zareagował agresywnie na wzmożone próby swoich dzieci, aby oderwać go od smartfona . W wielu przypadkach było bardzo mało interakcji między dorosłymi i ich dziećmi, albo były one negatywne.
Te dane są sygnałem alarmowym dla rodziców i kwestią do refleksji nie tylko nad tym, w jaki sposób te wynalazki technologiczne rozpraszają naszą uwagę, ale również, jak zmieniają nas one jako rodziców.
Na podstawie zdobytych danych, Dr. Radesky współpracuje obecnie z American Academy of Pediatrics w celu rozwijania wytycznych dotyczących inteligentnego korzystania ze smartfonów w obecności dzieci. Wprowadzenie reguł, w jaki sposób uzywać smartfonów i komputerów w domu, w określonych porach dnia i miejscach, (np. odstawienie urzadzeń w czasie posiłków lub kładzenia dzieci do łóżka) może być tym miniumum, które zmniejszy negatywne skutki technologii rozpraszającej interakcje rodzic-dziecko.
Internetowych światów są niezliczone ilości. Kiedyś miałam okazję przekonać się o tej różnorodności, odwiedzałam fora, fankluby, blogi, communities, zorganizowane wokół różnych zainteresowań. Każde takie miejsce rządziło się własnymi prawami, było w pewnym sensie zamkniętym światem, który niewiele miał do czynienia ze światem zewnętrznym. Oprócz niewątpliwej zalety takich miejsc, jaką jest spotkanie ludzi o podobnych zainteresowaniach i dzielenie się z nimi doświadczeniami, opiniami, itp. miałam dziwne wrażenie, że niektórzy użytkownicy spędzają tam cały swój czas.
Pytałam sama siebie, co oni robią w życiu, z czego żyją, jak mogą pozwolić sobie na tak wiele godzin spędzonych w całkowicie ulotnej i wyimaginowanej rzeczywistości, w której rozmowy z nickami i awatarami zaczynają być bardziej istotne niż wykonywanie codziennych czynności, niż rozmowy z własnymi bliskimi, którzy są na wyciągnięcie ręki, lecz tak bardzo „nie w temacie“. Już teraz członkowie tej samej rodziny, zatopieni przed swoimi własnymi ekranami, tworzą własne światy zbudowane z aplikacji i wydeptują własne cyfrowe ścieżki, którymi inni, nawet Ci „najbliżsi“, rzadko kiedy są w stanie podążać i do których rzadko kiedy maja jakikolwiek dostęp. Jakie będą konsekwencje takiego rozwoju za rok, czy dwa? Czy ktoś jest w ogóle w stanie to przewidzieć?…
Dlatego właśnie uważam, że ten „digital detox“ jest trendem który powinien stać się integralną częścią każdej społeczności, zagrzać sobie stałą pozycję w miejscach pracy i wreszcie rodzinach, jako odskocznia od zbyt intensywnego życia w sieci i jako lekarstwo na postępujące oddalanie się ludzi od siebie. Bo rozwoju technologicznego nie powstrzymamy, możemy jedynie powstrzymać samych siebie.