To pytanie celowo zawiera sugestię, że ataki w Belfaście są przeprowadzane tylko przeciwko Polakom. Nie. Ofiarami agresorów są również Romowie (z Węgier, Rumunii i Słowacji, polskich Romów w Belfaście nie ma), osoby wyróżniające się innym kolorem skóry, muzułmanie. Ostatnio gwałtownie wzrosła ilość ataków na tle rasistowskim i by móc zrozumiec, dlaczego do nich dochodzi, trzeba zrozumieć Północną Irlandię – to, że jest to teren post-konfliktowy, że gdy zaczął lizać rany po trwającej trzydzieści lat wojnie cywilnej, nagle został zalany tłumem obcokrajowców. I że w niektórych częsciach Belfastu rządzi prawo ulicy.
Nie będę pisać o wojnie religijnej, bo nie o nią tu chodzi.
Oto powody ataków:
1. Brytyjskie tabloidy (przypominam, że Irlandia Północna jest częścią Zjednoczonego Królestwa, nie Republiki Irlandii, jak zdarza się wciąż przeczytać czy usłyszeć w polskich mediach, ale nie tylko- ostatnio i New York Times coś namieszał) rozpisują się od pewnego czasu na temat inwazji imigrantów. Choć obecnie "na tapecie" są Rumuni i Bułgarzy, to nadal leitmotivem są Polacy zabierajacy pracę i zasiłki oraz rzekome obciążenie szkół i szpitali wydatkami, ktore pokrywają rosnące potrzeby naszych rodaków.
Niezależnie od tego, jaka jest prawda (a ta często pojawia się w nietabloidach), to „Daily Mail” i jemu podobne faktoidowe publikacje kształtują świadomośc bardzo przeciętnego Brytyjczyka. Tabloidy żywią sie sensacją i strachem. Przeciętny Bill zajrzy chętniej do The Sun, który mu wyjaśni spiski tego świata, niż do czegoś intelektualnie bardziej wymagającego. Podobnie jak przeciętny Polak - chętniej przeczyta Pudelka, niż Politykę. Ale rację ma ten czytelnik, który powie, że czym innym jest przeczytać coś antyimigranckiego i się milcząco z tym zgodzić, a czym innym jest wziąć kamień i cisnąć w okno imigranta. Racja. Zatem idźmy dalej.
2. Kiedy już się nastraszy dość bogate przecież społeczeństwo wizjami zmniejszenia zasiłków, zmniejszenia emerytur i wydłużenia kolejek do brytyjskiej służby zdrowia, do głosu mogą dojść tylko ci, którzy te obawy podsycają i obiecują szybkie rozwiązania, czyli populiści. W Belfaście nie tak dawno pojawiły się żółte postery nacjonalistyczno-rasistowskiej UKIP, oskarżające Polaków o zabieranie pracy w lokalnej stoczni i, co gorsza, pracodawców o płacenie Polakom więcej, niż lokalnym. Nieistotne, że były to wierutne bzdury, ale jeśli się już zasiało lęk, plakaty takie tylko potwierdzają obawy, stawiają kropkę nad i. Kiedy ludzi trzyma się w niewiedzy, mnożą się oskarżenia i fobie. Kiedy rozum śpi, budzą się upiory. Co ciekawe, sami lokalni ze wschodniego Belfastu (o którym ostatnio tak dużo pisano w kontekście ataków) potwierdzają, że nie mają wiedzy, danych, co się dzieje w ich kraju. Że ponieważ politycy nie podejmują rzeczowych dyskusji o imigracji (poza wzajemnymi oskarzeniami, kto zawalił sprawę), takie postery budzą zaufanie i są źródłem jedynej wiedzy- poza tabloidami. A imigrantów postrzega się jako samo zło.
Tyle, że nawet najbardziej rasistowska partia nie zdoła przekonać człowieka, iż nalezy bic drugiego człowieka, jeśli jednoczesnie nie będą współwystępowały inne problemy. Więc dalej.
3.Mieszkania spółdzielcze. Belfast mieszkaniami spółdzielczymi stoi. Państwo brytyjskie jest tutaj szczególnie hojne, z pewnością jest to spadek po konflikcie – w porównaniu z innymi częściami Zjednoczonego Królestwa stosunkowo łatwo jest tu otrzymac własne mieszkanie. Za symboliczny niemal czynsz.
Ale nagle w kolejce pojawili się obcokrajowcy, wypierając w niektórych przypadkach lokalnych. Są takie dzielnice Belfastu, gdzie gryzmolono napisy na drzwiach pustych domów- Locals only- to, jak wyjaśnili mi sami mieszkancy, wiadomość dla spółdzielni mieszkaniowej, że lokalni nie życzą sobie przyznawania nowopowstałych mieszkań cudzoziemcom, biorąc pod uwagę bardzo wysokie zapotrzebowanie na domy wśród rdzennych Belfastczyków. To budzi wielką niechęć i poczucie niesprawiedliwości.
Zwłaszcza wśród biedniejszych, często gorzej wykształconych mieszkańców Belfastu. Ale i to nie tłumaczy wszystkiego.
4.I wreszcie Polacy. Czy katolicy? Okazuje się, że wielu nie, ale faktem jest, iż taka jest percepcja niektórych lokalnych. Czy zatem Polacy są atakowami jako katolicy? Jeśli do takich ataków dochodzi, to często stoi za tym przekonanie, że Polak katolik to ...republikanin. Republikanin, czyli wróg państwa brytyjskiego, bo gdyby doszło do referendum, republikanie dążyliby do zjednoczenia Irlandii Północnej z Republiką Irlandii, czyli de facto odłączenia Irlandii Północnej od Zjednocznego Królestwa. Wielu moich brytyjskich rozmówców (Brytyjczycy wciąż stanowią większość mieszkańców tej prowincji) tego się właśnie obawia, że Polacy to piąta kolumna republikanizmu.
Oliwy do ognia dolała kilka lat temu polska kandydatka do Parlamentu w Belfaście- która startowała z ramienia partii republikańskiej. Palono jej postery wyborcze na stosach w coroczne protestanckie swięto, nocą 11 lipca. Nie zdobyła wielu głosów, ale wrażenie zostało.
Co ciekawe, w sercu wschodniego Belfastu, tego miejsca, o którym rozpisuja się media w kontekście ataków, stoi kościół, do którego w niedzielę na mszę przychodzą tłumy Polaków. Tłumy. Parkują w miejscach niedozwolonych, przed domami lokalnych, mimo wielu prósb, by tego nie robili. I nic. Msze te prowadzone są od pięciu lat i nikt nigdy nie został zaatakowany ani przed ani po- zatem to nie katolicyzm prowokuje ataki.
5.Rządy ulicy. Mało kto wie o tym, że w niektórych dzielnicach Belfastu i innych większych miast Irlandii Półnconej funkcjonują dwa rówoległe systemy prawne. Jeden, całkiem zwykły, którego ramieniem jest policja i drugi- dla Polaków abstrakcyjny, ale zupełnie oczywisty dla mieszkańców Prowincji- którego ramieniem sa organizacje paramilitarne, zarówno lojalistyczne (brytyjskie), jak i republikańskie (irlandzkie). I tak w niektórych dzielnicach Belfastu dilerzy narkotykowi nie trafiają do więzień, ale przestrzela się im kolana (wcześniej jednak lojalnie uprzedzając, że jeśli się nie zaprzestanie tego procederu, grozi kara tzw. kneecappingu). W innych dzielnicach za zachowania, które ogólnie nazywa się, antyspołecznymi, ramię organizacji paramilitarnych wyrzuca delikwentów z dzielnicy (zwykle dając 24 godziny na zmianę miasta).
Polacy, którzy mieszkają w takich dzielnicach (a mieszkają, bo tam jest taniej), muszą się liczyć z tym, ze należy w nich przestrzegać niespisanych zasad powinnego zachowania się. Niektórzy tych zasad nie przestrzegają. Poznałam kiedyś polską rodzinę, która pospiesznie musiała się wyprowadzić z jednej takiej dzielnicy, poniewaz pan domu był damskim bokserem i bił swoją żonę. Lokalni dowiedzieli się o tym błyskawicznie, pana poturbowali, a rodzinie kazali się przesiedlić. We wschodnim Belfaście bywa, że dochodzi i do takich wysiedleń. To prawo ponadnarodowe- obejmuje ono zarówno lokalnych, jak i przybyszów. Pełny egalitaryzm.
6.Rasizm – nie da się zaprzeczyć, że mieszkają w Belfaście i rasiści. Jednak, moim zdaniem, media mocno przesadzają z generalizowaniem i przedstawianiem Belfastu jako rasistowskiej stolicy Europy. Ostatnio byłam na spotkaniu, na którym przedstawiono zastanawiające wyniki badań na temat węgierskich Romów, którzy masowo ściągnęli do Belfastu. Mają oni problemy z lokalnymi, ale, jak sami stwierdzili (badania przeprowadziła Węgierka), i tak czują się w Belfaście bezpieczniej, niż w swoim kraju. Każdy, kto wie, co się w ostatnich latach dzieje na Węgrzech uwierzy, że Romowie ci z pewnością maja rację.
Niemniej, antyimigracyjne nastroje połączone z czynnikami społecznymi, biedą w pewnych dzielnicach, prawem ulicy, dziedzictwem historycznym, które uczy, że pod żadnym pozorem nie należy ufac obcemu - skutkują atakami rasistowskimi. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Nie ma też wątpliwości, że ataków tych jest coraz więcej – nakładają się na nie wszystkie powyższe powody.
Nieprawdą jednak jest, że Polacy w Belfaście powinni się bać – ale faktem jest, że w niektórych miejscach Belfastu bywa niebezpiecznie. Z tym że jest tam niebezpiecznie nie tylko dla naszych rodaków, czy przedstawicieli mniejszości narodowych. Również i dla lokalnych, jeśli nie dostosują się do lokalnych zasad. Co wcale nie jest takie rzadkie.
****
Dodam, że pracuję w Belfaście jako osoba wspierająca ofiary na tle rasistowskim. Nie tylko polskie.