"Nie pamiętam, kiedy poznałam słowo „nonbinary” (niebinarny), poza tym, że zdecydowanie za późno, bo po dwudziestce. Dokładnie jednak mogę przywołać uczucie, które temu „odkryciu” towarzyszyło. Wiedziałam natychmiast – „to ja”. Kamień z serca i za ciasne buty z nóg. Dzięki otwartości i odwadze innych, którzy o sobie mówili i pisali, znalazłam język, którego tak mi brakowało." - rozmowa z Domi, osobą niebinarną.
Kim jesteś?
Mam na imię Domi i jestem 31 letnią osobą niebinarną.
Mieszkam i pracuję w Warszawie, tu od zawsze jest moje miejsce. Uwielbiam języki (posługuję się pięcioma), muzykę, książki. Lubię żartować, że okropny ze mnie nudziarz – dużo czytam, mało imprezuję, cenię spokój, o który dziś niestety coraz trudniej.
Kiedy zaczęłaś się czuć „niebinarnie”? Jak to się działo? Co Cię niepokoiło, dziwiło?
Jak się nauczyłaś być w pełni sobą?
Pierwsze wyraźne wspomnienia z tym zwiazane pochodzą z późnego okresu dojrzewania, około początków liceum. Czułam się nieswojo, może nie tyle w swoim ciele (choć i to mnie nie ominęło), co w tym, jak mnie odbierano, jak o mnie mówiono - przez pryzmat kobiecości, którą mi przypisano, a której nie czułam, przynajmniej nie wyłącznie, nie całkiem. Nie widziałam siebie w „Cześć dziewczyny”, „Dzień dobry pani” itd... to było jak odgrywanie roli.
Często myślałam, że widocznie „tak ma być” – ale mogę swój stan porównać do chodzenia w zbyt ciasnych butach. Nie mogłam nic zmienić, bo nie widziałam alternatywy. Nie miałam jeszcze języka, żeby „to” nazwać, a właściwie – żeby nazwać siebie. Nie wiedziałam, że są inni, którzy czują podobnie, są „tacy jak ja”. Że te za ciasne buty nie są jedynymi butami na świecie. Nie mówiłam więc o tym, o swojej tożsamości płciowej, nie tylko z obawy przed reakcją otoczenia, ale również (a może przede wszystkim?) dlatego, że nie wiedziałam jak zwerbalizować te odczucia, od czego zacząć. Docinki i aluzje na temat „braku kobiecości” czy robienia czegoś „jak chłop” bywają ciężkie do odparcia dla dzieciaka, który gdzieś w głębi już zmaga się z własną tożsamością płciową. ale nie wie, że może powiedzieć „nie jestem dziewczyną, nie jestem chłopakiem” i nigdy nie słyszał słowa „niebinarność”... I fakt, że w wieku 14 lat zaczęłam proces „wychodzenia z szafy” jako osoba biseksualna, wbrew pozorom w niczym mi nie pomógł, nic nie ułatwił – przynajmniej na początku.
Nie pamiętam, kiedy poznałam słowo „nonbinary” (niebinarny), poza tym, że zdecydowanie za późno, bo po dwudziestce. Dokładnie jednak mogę przywołać uczucie, które temu „odkryciu” towarzyszyło. Wiedziałam natychmiast – „to ja”. Kamień z serca i za ciasne buty z nóg. Dzięki otwartości i odwadze innych, którzy o sobie mówili i pisali, znalazłam język, którego tak mi brakowało.
Kwestia zaimków w języku polskim. W ang to proste. W polskim nie. Co radzisz? Jak się zwracać do osób niebinarnych? Ja uczę na szkoleniach, że najrozsądniej jest zapytać, jak sobie dana osoba życzy, by się do niej zwracać.
Absolutnie – zwracajmy się do innych tak, jak sobie tego życzą! Ta prosta postawa wpływa pozytywnie na zdrowie psychiczne osób trans i niebinarnych, zmniejsza dysforię, a przede wszystkim jest wyrazem zwykłego, ludzkiego szacunku.
Sama jestem w pełni dwujęzyczna, tym dotkliwiej odczuwam więc kontrast w kwestii zaimków i płci językowej między angielskim a polskim. W angielskim używam zaimka „they”, po polsku „ona” lub „on”, zależnie również od tego, na ile bezpiecznie czuję się w danej sytuacji czy towarzystwie. Brak zaimka neutralnego płciowo przeszkadza. Istnieją już jednak oddolne inicjatywy reformy języka w kierunku większej neutralności, co bardzo mnie cieszy.
Wspominałam już wcześniej o używaniu języka nacechowanego płciowo. Chciałabym, aby taki język nie był kwestią „automatyczną”. Nie sugerujmy się czyjąś ekspresją - ubiorem, fryzurą… Starajmy się normalizować pytanie o zaimki, umieszczanie ich w „stopkach” e-maili czy profilach online. To nic nie kosztuje, a jest ogromnie istotne.
Czym jest niebinarnosc? Podkreśliłas przed rozmową ze mną, że nie mówisz za wszystkich. Wyjaśnij, proszę, dlaczego.
„Jestem niebinarny/a” oznacza tyle, że nie identyfikuję się z żadną z płci binarnych – nie jestem kobietą ani mężczyzną, dziewczyną ani chłopakiem.
Jest wiele sposobów odczuwania, wyrażania i przeżywania kobiecości czy męskości. Analogicznie istnieje również ogromne spektrum niebinarności. Od osób apłciowych (agender), które określają się jako pozbawione płci lub tożsamości płciowej, przez osoby tak jak ja płynne płciowo (genderfluid czy genderqueer), osoby wielopłciowe (pangender) itd.
Osoby niebinarne tak, jak binarne osoby transpłciowe, mogą doświadczać dysforii, tj. najogólniej mówiąc silnego dyskomfortu, cierpienia z powodu niedopasowania swojej tożsamości płciowej do płci przypisanej im w chwili urodzenia. Dysforia dotyczyć może wyglądu - pierwszorzędowych i drugorzędowych cech płciowych, barwy głosu itd.
Przyjmuję zasadę wypowiadania się wyłącznie o własnych doświadczeniach, jako osoby, której najbliżej do określenia „genderfluid/płynna płciowo”. Powiem więc krótko: tak, doświadczam dysforii. Terapia hormonalna, często niezbędna i ratująca życie wielu osobom transpłciowymi i niebinarnym, która w Polsce jest trudnodostępna, a droga do niej traumatyczna i długa, nie jest dla mnie osiągalna ze względów medycznych. Tak więc pozostają mi (tak, jak wielu osobom, które z różnych względów nie mogą lub nie chcą poddać się zastępczej terapii hormonalnej czy zabiegom chirurgicznym) inne, nietrwałe środki zmiany i dostosowywania ekspresji płciowej do tożsamości.
Jak zareagowali Twoi bliscy, rodzice, przyjaciele. Czy to był proces? Czy oni coś widzieli? Rozmawialiście o tym?
Kilkoro bliskich osób dowiedziało się wprost, osobiście, twarzą w twarz – ale takie klasyczne coming outy to dla mnie stosunkowa rzadkość. Wielu znajomych wie, bo czyta to, co piszę w mediach społecznościowych – nie chowam się, dawno zrozumiałam, że życie w ukryciu nie jest dla mnie i jeśli ktoś mnie „czyta” to poczyta też o niebinarności, która jest częścia mnie. Nie wszyscy, nawet bliscy, rozumieją, ale mam to szczęście, że w kręgu ludzi dla mnie najważniejszych nie spotykam się z nienawiścią. Z przyjaciółmi rozmawiamy o płci w kontekście aktualnych wydarzeń, czy to w sferze publicznej, czy prywatnej, wymieniamy doświadczenia. Nie jest jednak tak, że nie towarzyszy mi obawa przed dyskryminacją czy przemocą, która spotyka i zapewne jeszcze spotka zarówno mnie, jak i moich przyjaciół LGBTQ poza tą wąską grupką, którą stworzyliśmy. Oczywiście, że się obawiam. Bolą mnie i przerazają akty transfobii, homofobii i przyzwolenie na nie tu, gdzie żyję. Boli też brak postępu w ustawodawstwie równościowym.
Boję się o innych, o siebie, ale jestem, żyję, robię swoje, chcę dać coś od siebie w walce o faktyczną równość. Jako osoba queer mam takie samo prawo do szczęścia, do życia, jak każdy cispłciowy heteryk. Tak samo jestem tu, w Warszawie i na świecie, u siebie.
Jak to jest być osobą niebinarną?
Takie pytania sprawiają mi sporą trudność, pewnie dlatego, że odpowiedź na nie jest bardzo złożona, składa się na nią wiele czynników.
W społeczeństwie zdominowanym przez podziały binarne, w przestrzeni coraz bardziej zawłaszczanej przez homofobiczną i transfobiczną retorykę, wypełnianej antynaukowymi komunikatami godzącymi w całą społeczność LGBTQ, bycie osobą nieheteronormatywną, niebinarną, transpłciową jest oczywiście bardzo trudne. Źródlem stresu jest jednak nie tylko szeroko pojęty brak akceptacji, zrozumienia czy poczucia bezpieczeństwa i nienawiść podsycana dziś w Polsce na każdym kroku. Problemy jednostki, także moje, zaczynają się bowiem od spraw zupełnie przyziemnych – weźmy chociażby moje dokumenty, które nie odzwierciedlają tego, kim jestem. W rybryce „płeć” mam literkę, która nijak ma się do mojej tożsamości, ponieważ w polskim ustawodawstwie nie istnieje „trzecia” opcja, zaś określenie płci „K” lub „M” jest powszechne, nie dotyczy wyłącznie dowodu osobistego czy paszportu. Język polski, ubogi w neutratywy, również nie ułatwia codziennego funkcjonowania, ale o tym później.
Ale nie chcę odpowiadać na pytanie o to, jak to jest być mną, przytaczając same trudności. Jestem szczęśliwa, lubię swoje życie, lubię siebie. Niebinarność zwyczajnie jest i pozostaje nieodłączną częścią mnie i mojego doświadczenia. Nie wszyscy „wiedzą o mnie”, niestety w niektórych okolicznościach coming out nadal nie jest możliwy czy bezpieczny, ale mogę z ręką na sercu powiedzieć – jestem szczęśliwą osobą niebinarną, w dużej mierze dzięki ogromnemu wsparciu akceptujących, kochających ludzi. Takiego jak mój kręgu przyjaciół życzę każdemu, kto znajduje się na niełatwej drodze „do siebie”.
Jak to jest dziś - być sobą anno domini 2020?
Dzięki dużej dbałości o higienę psychiczną i nieustającemu wsparciu bliskich – jest znośnie. Jak byłoby bez tego? Nie chcę myśleć. Codzienne ataki na społeczność LGBTQ, której jestem częścią, próby dehumanizacji, a teraz także jawne represje – to wszystko odciska swoje piętno. Ze sobą jest mi dobrze, po wielu latach zmagań. Ze stanem Polski zdecydowanie nie.
Czy masz jakąś radę, własne przemyślenia, które może pomoc innym osobom niebinarnym w Polsce?
Znajdźcie swój krąg - ludzi, którzy zrozumieją, wesprą, pójdą z Wami na protest i do lekarza, do urzędu i na obiad rodzinny, wszędzie tam, gdzie możecie potrzebować pomocy. Nie bójcie się o tę pomoc prosić.
I najważniejsze - nie bójcie się być sobą. Żaden nienawistny komentarz, ten przeczytany w internecie ani ten wygłoszony z mównicy, nie zmieni tego, kim jesteście, tego, że jesteście ważni, potrzebni i macie prawo do szczęścia, bezpieczeństwa, spełnienia.
Czy potrzebujesz wsparcia? Psychicznego?
Wsparcie jest zawsze mile widziane i potrzebne, tak jak dobre, świadome sojusznictwo. W momentach kryzysowych, a za taki muszę uznać ostatnie tygodnie, takie wsparcie jeszcze przybiera na znaczeniu. Dostałam go sporo i staram się przekazywać je dalej.
O czym marzysz? Czego się boisz? Co Cię cieszy? Co smuci?
Boję się kierunku, w jakim idzie Polska, Nie chcę wyjeżdżać, w pełni jednak rozumiem każdego, kto taką decyzję podjął.
Nie zgadzam się na pogromową atmosferę i koncepcję świata typu nasi versus obcy. Nie zgadzam się na zastraszanie i szkalowanie, na agresję, na rozpowszechnianie kłamstw i niszczenie ludzkich istnień. Chcę, żeby KAŻDY mógł w Polsce i poza nią być sobą, żyć bez strachu, korzystać z takich samych praw, chodzić po ulicy za rękę z osobą, którą kocha. Nie zgadzam się na odmawianie nikomu człowieczeństwa i demonizowanie mniejszości.
Marzę o X w dowodzie - albo o pustym miejscu w rubryce płci, wszystko jedno. I o tym, żeby już nigdy nie usłyszeć ani nie przeczytać pod artykułem o niebinarności komentarza o treści A JA SIĘ CZUJĘ KRZESŁEM (lub podobnego). Marzę o uproszczeniu procedur uzgodnienia płci i zmiany imienia. Czyli, niespodzianka - marzę o końcu transfobii. O końcu homofobicznych prześladowań, ignorancji, zasłaniania się religią i dzielenia na lepszych i gorszych. Żebyśmy wszyscy mogli być w pełni sobą. W spokoju.
Cieszy mnie widok tęczowych flag w oknach, coraz większa widoczność osób LGBTQ w mediach i poza nimi, inkluzywny język - to tak zupełnie na temat.
(A mniej na temat - cieszę się, że są przyjaciele, książki, muzyka i dobre jedzenie!)