Nie tylko królowa brata się z masami, przechodząc z wykwitnego angielskiego na język klasy robotniczej, czy nawet tej, którą nazywa się tu, w Wielkiej Brytanii, underclass (czyli tzw. lumpenproletariatu).
Zbratała się z nimi księżna Kate, rodząc w sposob naturalny (jeszcze nie wiadomo, czy korzystała ze znieczulenia). A to bardzo ważny sygnał. Że mimo straszliwego bogactwa (kraju bardziej, bo to z podatków utrzymywana jest rodzina królewska), zdecydowała się nie robić tego, na co decyduje się coraz więcej kobiet w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza z dużych miast- czyli na cesarskie cięcie na żądanie. Takie kobiety są pogardliwie określane jako „too posh to push” ( co luźno przetłumaczyć można jako „zbyt wyrafinowane, by przeć „) i to jednym głosem, przez czytelników tabloidów i bywa, że warstwy klasy średniej i wyższej.
W Wielkiej Brytanii bowiem, niby przeżartej konserwatyzmem, nie wypada zbyt otwarcie wyrażać skłonności uznanych za snobistyczne, nawet jeśli się je naturalnie ma. Im wyżej jesteś, tym bardziej musisz rozumieć lud. Za snobizm uchodzi tutaj rodzenie przez cięcie cesarskie, czytanie The Timesa czy Observera (każde z innych powodów), studiowanie na kierunkach uważanych za nieprzydatne (antropologia czy socjologia), umiejętność rozróżniania win czy grę w tenisa. Oczywiście, są ludzie, którym wolno oddawać się tym wszystkim zbytkom, ale tylko wtedy, kiedy jednocześnie zatuszują te swoje słabości jakimiś ostentacyjnymi prostymi upodobaniami. Np. kiedy gwiazda literatury z poważnym dorobkiem przyzna niby nieśmiało, niby się krygując, że takie ma oto korzenie i że one wyłażą na wierzch, że jej ukochanym daniem jest fish and chips, a sposobem spedzania wolnego czasu ogladanie telewizji. Wtedy jest swoja.
To bardzo praktyczna zasada, bo to lud chodzi do wyborów, a nie garstka absolwentów Eton czy Oxbridge (ale jednoczesnie sprawia, że na imprezie wśród nowopoznanych znajomych, jesli nie pochodzą z kręgów akademickich, przyznanie się, że waszym hobby jest słuchanie Gershwina przy lekturze książki, natychmiast oznacza klasyfikację śmiałka jako geeka (dziwak). Stopień szkodliwości geek jest różny. Na ogół nie zaprasza się ich na imprezy, bo wszystko psują swoimi pytaniami i chęcią prowadzenia rozmów o problemach tego świata.)
Garstka absolwentów Eton czy Oxbridge rządzi krajem, ale bez wsparcia ludu - ani rusz.
Dlatego popularne jest udawanie. Dla nas, commoners, żebyśmy uwierzyli, że życie Kate nie różni się od życia przeciętnej brytyjskiej gospodyni domowej. To dlatego Boris Johnson zaczął jeździć rowerem po ulicach Londynu, a Kate kupuje ubrania, na które stać i zwykłych ludzi. W dobie drastycznych cięć budzetowych, by nie rozsierdzać tłuszczy, nie można afiszować się z bogactwem. Zwłaszcza, że za to wszystko płaci lud. Któremu się moze zmarszczyć czoło i brew z niezadowolenia.
Pierwsze jaskółki przybliżania się monarchii do ludu byly zauważalne w czasie... przemów królowej. Królowa, która na co dzień mówi, z racji urodzenia, tzw. Received Pronounciation, czyli językiem angielskim charakteryzującym się czystością wymowy i teroretycznie przynajmniej brakiem akcentu, który upodobniałby go do jakiegoś lokalnego dialektu. Received Pronounciation do pewnego czasu obowiązywała w BBC, ale i to się zmieniło, kiedy praca w BBC przestała oznaczać, że personel ma wyższe kierunkowe wykształcenie i pochodzi z wyższych wartsw społecznych.
I Królowa, jak BBC, w ciągu ostatnich 50 lat jednak spuszczała z tonu, rozumiejac, że jej język moze ja zanadto wyalienować i wprowadzała do swoich bożonarodzeniowych przemów elementy języka ludu. (Królowa z rzadka się odzywa i nigdy nie robi tego publicznie nieproszona. Może dobrze. I zawsze ma ładnie napisane przemówienie, które lud akceptuje ze wzruszeniem. Zwykle w święta i zwykle o miłości i szacunku i dumie narodowej)
Jak zauważyli zgorszeni lingwiści (z Oxbridge zapewne), doszło nawet do tego, że Królowa użyła tzw. zwarcia glotalnego (glottal stop), czyli zatchnięcia, charakterystycznego dla robotniczego cocneya, używanego głownie w robotniczych częsciach Londynu. Owo zwarcie krtaniowe najlepiej ilustruje słow „nothing”, wymawiane przez pracownika budowy angielskiej czy, bo to już tożsame, przeciętnego celebryty z TV jako „no-ing” , z owym zatchnięciem w środku.
Lud był zachwycony. Że królowa to rowna babka jest, mimo że ma tyle kapeluszy. W tym wiele wcale nieróżowych. Kate zdecydowała się na poród naturalny. Przez jakiś czas media wspominały coś o hipnoporodzie, ale potem przestały. Moze to droga tajemnica państwowa.
Równym facetem jest też książę Harry. Jeździ do Afganistanu, stwarzając, co prawda, zagrozenie dla wszystkich tam walczących po jego stronie, ale lud się cieszy, że książę jest taki dzielny i broni ojczyzny przed atakami talibów, którzy, jak wiemy, na terenie UK atakują bardzo często. Harry kiedyś nawet powiedział, że pilotowanie i manewrowanie Apachem przypomina mu grę w Playstation (i pozwolił sobie na zdjęcie, które obiegło cały świat, na którym z radością dziecka odnosi zwyciestwo nad kolegą z plutonu przy ekranie komputera). Rzecznik talibów Zabiullah Mudzahid zareagował na to natychmiast, powiedziawszy, że Harry musi być całkiem niedorozwinięty, skoro takie ma skojarzenia – ale że je rozumie, bo ludzie pokroju Harry`ego nigdy przecież nie biorą udziału w walce, żyją w Afganistanie, jak stwierdził, jak dyplomaci .
Lud się oburzył i wsparł Harry`ego, bo lud a) lubi Playstation, b) ujęty został faktem, ze taki zwykły chłopak, z tak szczerymi, życiowymi wypowiedziami staje twarzą twraz z najgorszymi niebezpieczeństwami i dzielnie walczy na froncie, czy to z Apacha czy, ćwicząc, przed komputerem.
Dlatego też narodziny potomka monarszego wyrzuciły Brytyjczyków na ulice, bo wszystko przecież dzieje się jak w operze mydlanej. Ona teoretycznie nie wykorzystuje swoich przywilejów i nie popisuje się swoją nabytą przez mezalians wyższością, on, William o wyglądzie łysego modela, asystuje przy jej porodzie, wcześniej zabiwszy paru wrogów w Afganistanie, Borys, mer Londynu, jeździ do pracy rowerem, Cameron chciał objąć młodego przedstawiciela lumpenproletariatu, hoody`ego. Wszyscy są tacy„down to earth”, a to najwyższy komplement w relacjach interpersonalnych w UK.
A to, że za konsultantów ginekologów i prywatne skrzydło szpitala płacą ci sami, którzy wylegli na ulicę, czy to, że obok nich zamknięto kolejny punkt pomocy ofiarom przemocy domowej czy hospicjum- tego nie zauważą.
Zauważą jakieś hospicjum, jeśli się na nim pojawi Kate, a tabloidy z wywalonym językiem ze szczęścia, że są pierwsze, zrobią rękami paparazzi zdjęcia, przypominając na zlecenie warstwy rzadzącej, że sukienka Kate kosztowała 150 funtów, a nie 1000.
Lud lubi róż i święto i pączki i wstążki i zwarcia krtaniowe. Więc lud je dostanie. Z rachunkiem do zapłacenia, ale o tym będzie się mówiło już innym językiem, nie dla ludu.