Widzę dziś sporą dyskusję w naTemat o emigracji i emigrantach, przeważnie toczoną przez ludzi mieszkających w Polsce, przyszłych emigrantów i aktualnych emigrantów. Jako mieszkający w Polsce były wieloletni emigrant, który wrócił i został w kraju z własnego, racjonalnego wyboru, pozwolę sobie dorzucić do niej własne trzy grosze.
Coach, konsultant, life-mentor. Autor książki "Sukces w relacjach międzyludzkich"
Od pierwszego stycznia 2009 przeniosłem do Polski zarówno moją działalność gospodarczą, jak i sporą część życia osobistego.
To była dość poważna decyzja, bo odkąd opuściłem Polskę tuż przed stanem wojennym w 1981 bywałem w tutaj tylko “z doskoku” mieszkając na stałe najpierw w Austrii, a potem w Berlinie ze spora ilością „przerywników” w USA. W pierwszym z tych krajów przewędrowałem całą drabinę społeczną od gazeciarza do właściciela małej firmy IT.
Wróćmy do pierwotnych motywów mojej decyzji, były one dość chłodnej i mało romantycznej natury:
1. Kwestie podatkowe – i to z kilku względów
a) “Z pocałowaniem ręki” chciałem płacić w Polsce 19% PIT zamiast progresywnego (do 42%) w Niemczech. W niemieckim prawie podatkowym jest oczywiście mnóstwo możliwości redukcji tej stawki, dla “normalnie” zarabiających jest to OK i właściwie nie można specjalnie narzekać, ale zmęczyła mnie już ta konieczność “gimnastykowania się” przy każdym zeznaniu.
b) przy moim systemie pracy (jako konsultant zamieniam godziny mojego życia na pieniądze) w którymś momencie tracę motywację do wejścia powyżej pewien pułap, bo zbyt wielki procent tego życia oddawałbym fiskusowi
c) coraz większe zapotrzebowanie na moje usługi w Polsce uczyniło praktycznie niemożliwym skorzystanie z wielu interesujących propozycji i jednocześnie zmieszczenie się w limicie czasu wynikającym z umowy o podwójnym opodatkowaniu Polska – Niemcy
2. Kwestie “składek” socjalnych” – Niemcy od 1.01.2009 chcieli wprowadzić reformę ubezpieczeń zdrowotnych, która w moim konkretnym przypadku kosztowałaby mnie dodatkowo co najmniej 6.000 Euro rocznie, dla których mam lepsze zastosowanie. W Polsce trzeba płacić dość bezwartościowe dla mnie składki ZUS-owi, ale traktując to jako dodatkowy podatek i odpowiednio ubezpieczając się w inny sposób można lekko wyjść “na swoje”
3. Kwestia bliskości do ważnych klientów – to jednak jest różnica pomiędzy dwugodzinną telekonferencją, a takąż rozmową face-to-face. Po zamieszkaniu w Polsce spodziewałem sie też zwiększyć ilość moich interakcji z innymi interesującymi ludźmi, w tym też z Czytelnikami mojego blogu, patrz poniżej.
4. Od 2006 działając pro bono prowadziłem dość popularny blog dla młodych ludzi. Mieszkając w Polsce spodziewałem się mieć większość wiarygodność tego co mówię bo będę dzielił tę samą rzeczywistość.
Wracając byłem oczywiście już wtedy świadomy pewnych wad, z których główne to:
1. Jakość codziennego życia w Berlinie jest, z całym szacunkiem, nieporównywalnie wyższa od takowej w Warszawie. To chciałem kompensować wpadając do Berlina od czasu do czasu
2. Pewność prawa, w tym podatkowego jest w Polsce znacznie niższa. Z drugiej strony mój biznes jest z podatkowo-księgowego punktu widzenia bardzo prosty, więc zatrudniając odpowiednich fachowców nie spodziewałem się problemów.
3. Teoretycznie lepiej jest być “ekspertem z daleka” ale pomyślałem, że mam w międzyczasie taką reputację, że nawet gdybym przeniósł siedzibę do przysłowiowej Koziej Wólki nie powinno mi to zaszkodzić.
Moje początkowe doświadczenia były zachęcające:
1. Najpierw znalazłem kancelarię podatkową, która zajmie się tą stroną działalności, tak, abym podobnie jak w Berlinie praktycznie nie miał kontaktu z Urzędem Skarbowym. Jak zwykle szukałem nie w błyszczących biurowcach pełnych ludzi w garniturach, lecz biura prowadzonego przez kogoś, kto łączy kompetencje z moim nastawieniem do obsługi klienta. Znalazłem małe biuro prowadzone przez Panią po pięćdziesiątce, z czego sporą część spędziła zajmując się zagadnieniami, do których chciałem. Jej podejście do spraw klienckich było pełne zaangażowania i wtedy całkowicie wystarczające.
2. Dzięki takiemu wsparciu mój nakład czasu na otwarcie działalności i wystawienie Certyfikatu Rezydencji Podatkowej był następujący:
a) podpisanie dokumentów i upoważnień w biurze 10 minut
b) wizyta z jedną z Pań z biura w Urzędzie Gminy Targówek (tam mam na razie -już ponad 4 lata) prowizoryczną siedzibę firmy- 15 minut.
Załatwiałem kiedyś parę spraw w urzędzie miejskim na Florydzie i muszę powiedzieć, w poziomie obsługi nie było żadnej różnicy. Brawo!!
c) wizyta z jedną z Pań z biura w Urzędzie Skarbowym Warszawa-Targówek ok. 15 minut. Kancelaria przyjmująca dokumenty prowadzona była przez młodą kobietę, która może nie miała czasu na bycie szczególnie przyjazną, niemniej pracowała niezwykle sprawnie i kompetentnie. Myślę że sporo polskich firm powinno posłać tam niektórych pracowników, aby popatrzyli jak wygląda wydajność pracy!! Ze względu na nietypowość jednego z wniosków zostałem skierowany do innego młodego mężczyzny, który też bez większej przyjazności, ale bardzo sprawnie i kompetentnie załatwił moją sprawę. Jeżeli w polskich urzędach będą przyjmować więcej takich ludzi to jest to budujące
d) jedyna wpadka zdarzyła się dziś, bo w Urzędzie Statystycznym nie uznali upoważnienia do odbioru zaświadczenia wystawionego ponad 30 dni temu (co np. nie przeszkodziło Skarbówce). W związku z tym musiałem wskoczyć do taksówki i pojawić się tam osobiście. Zajęło to ok. 50 minut ze względu na korek
To by było na tyle.
OK, w Berlinie jak zaczynałem to podpisałem tylko kilka papierków u doradcy podatkowego i sprawa była załatwiona, ale w sumie nie mam co narzekać na nadmiar komplikacji.
Przez pierwsze 2 lata mogłem płacić jakiś śmieszny, ulgowy ZUS, którego kwoty nawet dokładnie nie pamiętam. Jeżeli on miałby stanowić problem dla początkującego przedsiębiorcy, to trzeba bardzo poważnie przemyśleć biznesplan zanim w ogóle się rozpocznie.
Moje wnioski i obserwacje są dzisiaj następujące:
1) Oczywiście zarówno w 2009 jak i obecnie stan wielu rzeczy w Polsce jest daleki od doskonałości, w wielu dziedzinach jest bałagan, z tego zdaję sobie sprawę. Mimo tego, dla w miarę przedsiębiorczego człowieka jest to już całkiem rozsądna baza, na której można budować. Ludzie pozbawieni odrobiny przedsiębiorczości i inicjatywy w dzisiejszych czasach będą mieli ciężko niezależnie od ich położenia geograficznego.
2) Wszystkie opisane powyżej założenia spełniły się i to mimo trudnej sytuacji gospodarczej na świecie
3) Z narzędzi do prowadzenia biznesu poza moją wartością rynkową przywiozłem do Polski laptop, drukarkę i dość prostą kamerę wideo. Z takim wyposażeniem już od pierwszego miesiąca miałem profity, z których mogłem żyć i z których oczywiście musiałem płacić podatki. Tak, w skali roku pozostało do dziś. Pisze ‘w skali roku”, bo robię sobie okresy ‘Gypsy Time”, kiedy zajmuje się czymś innym niż zarabianie pieniędzy. Da się i w Polsce, tylko trzeba myśleć biznesowo a nie życzeniowo
4) Warszawa, po bliższym poznaniu też okazała się pełna interesujących możliwości i ludzi. To ciągle nie jest Berlin, ale ile w praktyce możemy z tego korzystać, jeśli doba ma 24 godziny?
5) Mimo możliwości przeniesienia się do wielu krajów, nie widzę racjonalnego powodu, dla którego w mojej sytuacji miałbym to robić
6) Dzięki kontaktom z Czytelnikami mojego blogu o rozwoju widzę, że nie jestem w tym wszystkim osamotniony i tą ścieżką kroczy w Polsce sporo nawet bardzo młodych ludzi.
7) Nawiązując jeszcze do kłopotów Autorki pierwszego postu na ten temat związanym z brakiem wydawcy dla jej książki, to pewna poważna firma wydawnicza od prawie 2 lat starała się mnie namówić do napisanie książki. Tę chyba jednak wydam własnym sumptem, bo to daje mi większa elastyczność :-) A przecież nie jestem celebrytą :-)
Jeżeli ktoś po przeczytaniu powyższego chciałby znać szczegóły to zapraszam do pytań w komentarzach. Proszę o zrozumienie, ze będę mógł odpowiedzieć dopiero wieczorem.
Pozostałym chciałbym zacytować pewna stara historię:
Przed bramami miasta siedział jeden z jego mieszkańców. Podszedł do niego wędrowiec i zapytał: „Jacy ludzie mieszkają w tym mieście?”
Siedzący odpowiedział pytaniem : „A jacy byli ludzie w mieście, z którego przybywasz?” „Tam byli sympatyczni i otwarci ludzie, którzy chętni byli do zabawy i pomocy” „ W tym mieście znajdziesz takich samych ludzi”
Godzinę później inny podróżny zadaje mieszkańcowi podobne pytanie. Ten odpowiada pytaniem o to, jacy byli ludzie w poprzednim mieście, na co podróżny numer dwa odpowiada: „Tam byli sami złodzieje i podli ludzie”
Na to odpowiada mieszkaniec: „ W tym mieście znajdziesz takich samych ludzi”
Może to będzie dla kogoś inspiracja do własnych przemyśleń o wpływie własnego stanu ducha na postrzegana rzeczywistość.