Na kształt firmy w latach 1869-2012 złożyła się praca pięciu pokoleń. Jej historyczny wizerunek tworzyli Antoni Kazimierz Blikle I (1845-1912), Antoni Wiesław Blikle II (1873-1934) i Jerzy Czesław Blikle III (1906-1981) i wreszcie Andrzej, Małgorzata i Łukasz Bliklowie (1990-2012)
Klika lat temu przeczytałem znakomitą książkę amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo p.t. „Efekt Lucyfera”. Zimbardo jest autorem słynnego „eksperymentu stanfordzkiego”, który polegał na tym, że grupę studentów zaproszono do przedsięwzięcia symulującego więzienie. Studenci zostali losowo podzieleni na strażników i więźniów, a następnie strażnicy przeszli rutynowy kurs obowiązującego w USA regulaminu więziennego. Nie byli w żaden szczególny sposób indoktrynowani. Przeszli zwykły kurs.
Tydzień później strażnicy i skazani spotkali się w więzieniu zainscenizowanym w piwnicach Instytutu Psychologii. Strażników ubrano w mundury, a skazanych - w białe koszule z numerami. Celem eksperymentu było obserwowanie zachowania ludzi postawionych wobec regulaminów więziennych. Eksperyment miał trwać dwa tygodnie, ale przerwano go po sześciu dniach, ze względu na rozmiar nikczemnych represji, jakie strażnicy rozwinęli wobec więźniów. Nocne apele, stójki, karcer, pozbawianie godności. Wszystko zgodne z regulaminem pytanie tylko, czy uzasadnione. A przecież robili to studenci, pochodzący z „porządnych domów” i na dodatek wiedzący, że biorą udział w eksperymencie. Wiedzący, że za klika dni będą musieli spojrzeć swoim kolegom-więźniom prosto w oczy.
W książce Zimbardo jest wiele podobnych przykładów, ale przytaczam ten, bo jest najgłośniejszy. Zdaniem jego autora wynika z nich wszystkich, że praktycznie każdy człowiek może być przy pomocy umiejętnej manipulacji -- czytaj „prowokacji” -- doprowadzony do zachowań, których by w normalnych warunkach nigdy nie podjął.
Przy pomocy umiejętnej prowokacji można więc prawie każdego skazać za udokumentowane (!) popełnienie czynu przestępczego.
Nie jestem ani prawnikiem, ani psychologiem, ale zdroworozsądkowo za dopuszczalną prowokację uznałbym taką, którą realizujemy mając dowody przestępstwa -- na przykład zeznania świadków lub poufne dokumenty -- których jednak nie możemy ujawnić. Aby usprawiedliwić prowokację musimy mieć wysoki poziom pewności o winie, a nie jedynie przypuszczenie, że ktoś mógłby być skłonny… Bo zdaniem Zimbardo skłonny, w odpowiedniej sytuacji, może być prawie każdy. Nie możemy też do przestępstwa namawiać (podżegać), możemy jedynie stwarzać sytuację, w której możliwe jest jego popełnienie. Bo lepiej skazać o jednego przestępcę za mało, niż o jednego uczciwego za dużo.
Amerykańskie służby ścigania nie są najłagodniejsze na świecie, a jednak Al Capone -najsłynniejszy chyba amerykański gangster dwudziestolecia 1920-30 -został osadzony jedynie za oszustwa podatkowe. Bo na nic innego prokurator nie miał dowodów.