Pośród wielu chybionych argumentów i krytyk konstruowanych przeciwko W i F (zakładam, że nie trzeba wyjaśniać tego skrótu i kontekstu, w jakim się go ostatnio używa) najbardziej kuriozalna wydała mi się – niestety – krytyka Remiego Adekoyi, który zbudował ją na powołanej do życia przez Leszka Kołakowskiego figurze kapłana i błazna. Piszę, „niestety”, gdyż niełatwo atakować kolegę z portalu (przepraszam za poufałość), którego zdążyło się już polubić.
Adekoya w tekście „Jak z błazna zrobiono kapłana” przywołuje esej zmarłego w 2009 r. Leszka Kołakowskiego „Kapłan i błazen (Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia)”. Aby nie zanudzać czytelnika wyjaśnieniami i interpretacjami alegorii użytej przez mistrza, dość będzie powiedzieć, że kapłan jest u Kołakowskiego reprezentantem myślenia ugruntowanego, „utrwalającego absolut”, błazen natomiast „poddaje w wątpliwość wszystko to, co uchodzi za oczywiste”.
Ujmując rzecz szerzej (mam nadzieję, że zgodnie z intencjami L.K.), kapłan to filozoficzny konserwatysta strzegący tradycji i starego porządku, błazen natomiast to buntownik, rewizjonista i wichrzyciel. Jak pisze Kołakowski, filozofia błaznów, jest tą właśnie, która w każdej epoce demaskuje jako wątpliwe to, co uchodzi za najbardziej niewzruszone, ujawnia sprzeczności tego, co wydaje się naoczne i bezsporne, wystawia na pośmiewisko oczywistości zdrowego rozsądku i dopatruje się racji w absurdach – słowem, podejmuje cały codzienny trud zawodu błazna razem z nieuchronnym ryzykiem śmieszności ; w zależności od miejsca i chwili myśl błazna może poruszać się po wszystkich ekstremach myślenia, albowiem świętości dzisiejsze były wczoraj paradoksami, a absoluty na równiku bywają bluźnierstwem na biegunie*.
Adekoya dostrzega te oczywistości, ale to co robi z nimi chwilę później, jeży sierść na grzbiecie. Piękna, jasna i użyteczna alegoria przemienia się w mgnieniu oka w przekaz literalny. W tym miejscu zachęcam do zapoznania się z całością tekstu Adekoyi, a w szczególności z jego konkluzją. Jak z błazna zrobiono kapłana
Życzliwa interpretacja krytyki Adekoyi (nie wykluczam, że taka da się przeprowadzić) musiałaby być interpretacją przenośną , ale już chyba nie w sensie nadanym przenośni przez Kołakowskiego. Nie śmiem bowiem przypuszczać, że autorowi choćby tylko przemknęło przez myśl takie – całkowicie niealegoryczne – użycie określenia „błazen” w stosunku do kogokolwiek, tym bardziej w pejoratywnym sensie „błazeństwa”. Wtedy jednak należałby zapytać, po co do ciężkiej pracy łajania W. zaprzęga Kołakowskiego. Po autorze można by się przynajmniej spodziewać, iż wyrazi jasno, że jego przenośnia jest tylko z pozoru tą samą przenośnią. Chyba że rzeczywiście Adekoya upiera się przy tym, iż Wojewódzki jął się jako „kapłan” za „utrwalanie absolutu”**.
Otwartym pozostaje pytanie, czy Kubę Wojewódzkiego można w jakikolwiek sposób wiązać z którąś z tych dwu figur, nie oto jednak idzie tym razem. Nie ma również wątpliwości, do kogo było bliżej Kołakowskiemu, który pisał: Opowiadamy się za filozofią błazna, a więc za postawą negatywnej czujności wobec absolutu jakiegokolwiek, nie w rezultacie konfrontacji argumentów, albowiem w tych sprawach wybory główne są wartościowaniem. Opowiadamy się za możliwościami wartości poza-intelektualnych, zawartymi w tej postawie, której niebezpieczeństwa i absurdalności grożące są nam znane. Jest to opcja za wizją świata, która daje perspektywę uciążliwego uzgadniania w naszych działaniach wśród ludzi żywiołów najtrudniejszych do połączenia: dobroci bez pobłażliwości uniwersalnej, odwagi bez fanatyzmu, inteligencji bez zniechęcania i nadziei bez zaślepień. Wszystkie inne owoce myślenia filozoficznego są mało ważne.
Na zakończenie niniejszego wpisu należy jeszcze dodać, iż jego autor ma nielekką świadomość swoistego nadużycia, w postaci odwoływania się do mistrzowskiej myśli w tak błahej sprawie. Niestety, podobnie jak konieczne było przełamanie owczego pędu krytyki wobec nieszczęsnych żartownisiów (a przynajmniej próba takiego przełamania), tak samo koniecznie wydawało mi się wzięcie w obronę tej znanej alegorii wybitnego polskiego filozofa, bo przecież nader często się zdarza, że naukę (i filozofię) w pakt się bierze w sposób całkowicie nieuprawniony, z czym – w ocenie autora – mieliśmy do czynienia w opisanym przypadku.
_____________________________________________________________________
*Cytaty podaję za: L. Kołakowski, Kapłan i błazen (Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia), [w:] L. Kołakowski, Pochwała niekonsekwencji. Pisma rozproszone z lat 1955-1968, Warszawa 1989, T. II, s. 161-180.
**Autor nie kwestionuje, że utrwalać absolut można również w sposób na wskroś niemetaforyczny. Nie można również wykluczyć, iż może to robić K. Wojewódzki.