Wylałem już trochę elektronicznego atramentu w obronie Jakuba W. i Michała F., co było (i jest) zadaniem o tyle niełatwym, że nie przepadałem za ich wspólną twórczością. Ważniejsze jednak od tego, za czym nie przepadam, jest dla mnie podporządkowywanie działań rozumowi. Przypadek W i F sugeruje, że nie wszyscy stawiają sobie podobne wymagania.
Prasowe relacje na temat wydarzeń związanych ze stosowaniem prawa co do zasady obarczone są licznymi nieścisłościami, ale – z tego co czytałem – W i F postawiono zarzut z art. 257 Kodeksu karnego. Przyjrzyjmy się jego brzmieniu:
Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Z relacji wiem, że „znieważanie” miało dotyczyć Ukrainek. W każdym razie bzdurę tę metodycznie powtarzają media. Jeżeli tak jest naprawdę, to semantyczna i językowa nieporadność tychże mediów i pewnej części opinii publicznej, została podzielona przez oskarżyciela publicznego. W najgorszym bowiem razie W i F znieważyli nowobogackich Polaków, którzy w swoich domach zatrudniają kobiety pochodzące Ukrainy.
Robiłem w tej sprawie niewielki wywiad, który, niestety, potwierdził stereotypowy obraz nowobogackiego Polaka, odmalowany przez W i F także w kontekście tego, jak traktuje się w polskich domach ukraińskie „pomoce domowe” (cóż za obrzydliwa nazwa). Mając poczucie absurdu, podobne temu jakie towarzyszyło mi, kiedy oglądałem proces toczący się za granicami kraju z powodu chuligaństwa motywowanego nienawiścią religijną, spróbuję pochylić się nad tym, czy działanie W i F wypełniło znamiona przywołanego wyżej przepisu.
Czy czyn W i F został dokonany publicznie? Owszem! Czy został dokonany z powodu przynależności narodowej? Oczywiście nie! Gdyby w polskich domach pracowały kobiety z Wietnamu, Nigerii czy Białorusi byłby traktowane dokładnie tak samo przez polskich panów nuworyszy (tak samo źle) i zapewne W i F tak samo „przestrzeliliby” żart. W i F nie chodziło bowiem o to (jak mi się wydaje), że to Ukrainki, tylko raczej kobiety z uboższego kraju. Nie jest to wyróżnienie „narodowe” a raczej „społeczne”. Ale, w tym kontekście, i Polacy nie zostali znieważeni ze względu na swą „polskość”, a raczej „nowobogackość” i związany z nią pakiet przywar. Czy wreszcie czyn został dokonany w zamiarze bezpośrednim (większość komentatorów uważa, iż znieważyć grupę narodową można tylko w ten sposób, tj. sprawca musi chcieć popełnić czyn zabroniony). W mojej ocenie takiego zamiaru nie było, zakładając oczywiście, że samo tylko „odmalowanie” sytuacji jakiejś grupy społecznej jest jej znieważeniem. W istocie rzeczy ta dość prymitywna satyra brała w obronę pracujące w Polsce Ukrainki, choć przez swą prymitywność została zrozumiana opacznie*.
Myśląc o W i F warto przypomnieć sobie, że zupełnie niedawno odnotowaliśmy – w mojej ocenie niesłuszne – umorzenie sprawy napisu „Żydzi do gazu” na stadionie warszawskiej Legii (czyn art. 256 k.k.). Podobnych przypadków jest więcej. Mimo to, znając realia, można spodziewać się, że W i F zostaną jednak skazani, podobnie jak skazano Dodę czy „Antykomora.pl”. Tyle analizy prawnej.
Brak dystansu do rzeczywistości i do siebie samych, to chyba nasz narodowy problem, trzeba z tym żyć. Jako bardziej niebezpieczny należy traktować wirus poznawczej nieporadności, atakujący bez wyjątku zjadaczy chleba, inżynierów, menedżerów, operatorów sprzętu lekkiego i ciężkiego, aktywistów i naukowców, publicystów i profesorów. Wirus reprodukujący się dzięki dziwacznemu systemowi edukacji i wsparciu zarażonych mediów. Wirus ten nie jest – niestety – specyfiką polską.
Jakaś konstatacja? Tylko jedna - wybaczcie im, bo nie wiedzą co czynią.
PS Niezwykle ciekawym zjawiskiem, opisanym już chyba w psychologii (nie jestem specjalistą), jest to, że ofiary przemocy mogą mieć większy żal do osób ujawniających tę przemoc, niż do jej bezpośrednich sprawców. Ale to temat na odrębny wpis.
______________________
*Kto wie, może gdyby podobny performance został wpleciony w którąś ze sztuk wystawianych w popularnym warszawskim teatrze, twórcy zostaliby okrzyknięci awangardą postępu i tolerancji.