No więc w końcu poszliśmy na „Hobbita”. Film przypomniał mi o przezabawnym, przesympatycznym i całkowicie nie na czasie sposobie witania się krasnoludów. Jak doskonale wiemy, każdy z krasnoludów pojawiających się na nieoczekiwanym przyjęciu u Bilba, wita się sakramentalnym "do usług!", poprzedzonym właściwym imieniem. Dwalin, do usług!, - Balin, do usług! etc. Tymczasem w naszym świecie rządzi asertywność*. Nikt nie jest już do usług, chyba że mu za to płacą**.
Sporo się czyta i słyszy o chamstwie w mediach i debacie publicznej. Szczerze mówiąc takie skonwencjonalizowane chamstwo nie bardzo mnie przeraża. To część show. Można go oglądać lub nie. Partycypować w nim lub schodzić pod wodę. Jeszcze jeden rodzaj programu rozrywkowego, różniącego się od zwykłego show rodzajem skutków dla odbiorców. Klasyczny program rozrywkowy – jeśli jest słaby – zubaża nasze wnętrze. „Rozrywka” polityczna wpływa destrukcyjnie nie tylko na psychikę, ale również na wszelkie formy istnienia i kooperacji. Prawdziwym współczesnym chamstwem życia potocznego jest asertywność.
Przede wszystkim jest w asertywności coś nieludzkiego (w dobrym sensie znaczenia słowa „ludzkie”). Asertywny osobnik wygłaszający swoje asertywnie NIE! ma oczywiście świadomość wkraczania w sferę emocji i psychiki drugiego człowieka. Wie, że sprawia przykrość (choćby drobną), wie że rani (choćby była to niewielka ranka). Wie o tym, bo odzywa się w nim głos sumienia. A sumienie mówi – znajdź trochę czasu dla bliźniego. Pokaż mu, że jego sprawy (choćby nieistotne), są dla ciebie ważne na równi z twoimi. Wysil całą swoją wrażliwość i takt, aby nie deptać jego pragnień, marzeń, potrzeb.
Ale tresura jest silniejsza – postawa asertywna triumfuje. Asertywny poci się, krzywi, ale ostatecznie udaje mu się przełamać naturalny odruch bezwarunkowej pomocy (lub choćby tylko uprzejmości i taktu) i… odmawia! Zresztą odmawianie to nie najstraszniejszy przejaw asertywności. Dużo gorsza jest jej pretensjonalna szczerość i bezwarunkowe przywiązanie do prawdy - choćby była to nudna jak flaki z olejem prawda mieszczan, zdeterminowanych menedżerów, czy świadomych siebie i swoich potrzeb lemingów.
Na drugiej szali naszego stosunku do innych ludzi leży „krasnoludzka” postawa „do usług”. Tak, mam swoje sprawy. To ważne sprawy, ale nie tak ważne, abym nie mógł zająć się twoimi sprawami. Jeżeli mnie o to poprosisz, oderwę się od śniadania i ci pomogę. Oczywiście, że mam coś do roboty, ale jeśli chwilę poczekasz, to możesz na mnie liczyć. Postawa ta jest całkowitym zaprzeczeniem asertywności będącej koniecznym skutkiem całkowitej dominacji gospodarki w łączących ludzi stosunkach.
Oczywiście odpowiednio długie stosowanie tej formy tresury doprowadza do stanu, w którym nasze „asertywności” wygłaszamy bez zająknięcia i drżenia rąk. A jednak – jak mi się zdaje - po jakiejś ilości tego typu samogwałtów na własnym sumieniu, wytwarza się coś w rodzaju kaca. Praktykowana odpowiednio długo asertywność działa na swą ofiarę niczym Jedyny Pierścień na Golluma. Jeśli ktoś asertywny jeszcze Golluma nie widział, to lepiej niech sobie zobaczy!
W tym miejscu chciałbym opisać czytelnikowi kilka znamiennych przejawów asertywności. Problem w tym, że zainteresowane osoby mogłyby się w nich rozpoznać, są to bowiem bardzo wyraziste przykłady asertywności. Rozpoznać i obrazić. Asertywność nikomu bowiem w obrażaniu się nie przeszkadza, o czym wspominam całkowicie na marginesie.
Po filmie bawiliśmy się w zabawę – kto jest kim. Mój syn twierdzi, że najbliżej mi do Bombura. Trzeba przyznać, że - szczególnie ostatnio - są do takiego stwierdzenia pewne przesłanki.
A zatem…
Bombur, do usług!
_______________________________________
*To na szczęście nieprawda, ale - mam nadzieję - czyni lead bardziej wkręcającym.
**Tekst jest na wskroś nieżyczliwą interpretacją pojęcia. Nie wykluczam, że istnieją dobre i konieczne aspekty asertywności, choć niełatwo je wskazać.