Tak sobie czytam całe to hejterstwo wobec polskich himalaistów, które zawsze wypływa na wierzch, kiedy zginie któryś z tych odważnych ludzi i myślę sobie, że może warto by to jakoś skomentować. W końcu od tego ma się bloga. Ale, parafrazując słowa kapitana Wagnera, w języku ludzi cywilizowanych brak jest słów, które dostatecznie dosadnie (Wagner używa innego słowa) mogłyby wyrazić dezaprobatę wobec tych mądrości.
Nie da się ukryć, iż wszelkie ryzykowne pasje niosą ze sobą poważne konsekwencje etyczne, szczególnie dla pasjonatów i ich bliskich. A zatem grupa argumentów koncentrująca się na braku poszanowania życia jakoś się broni. Sęk w tym, że akurat w tego typu wybory hejterzy nie są zaangażowani osobiście, więc mogliby ograniczyć się do stwierdzenia – ja na jego/jej miejscu bym tak nie postąpił. Oczywiście mało kto ogranicza się do takiego bohaterstwa racząc himalaistów obelgami, których ze względów estetycznych nie będziemy w tym miejscu przytaczać. Brak szacunku dla życia, w innym świetle staję się pogardą dla śmierci, a ta – w pewnych okolicznościach – zasługuje na szacunek.
Kolejna grupa argumentów, wyrażana bodaj najczęściej, sprowadza się do stwierdzenia – dlaczego to się odbywa za moje pieniądze? Czasami pewnie tak jest, że część wypraw odbywa się za nasze – podatników pieniądze. Ale na litość boską, czy nie lepiej dorzucić się raz na rok kilku ludziom do spełnienia marzeń, niż finansować lans nieustannie powiększającej się grupy aparatu polityczno-urzędniczego!? Nie uważam pieniędzy wydanych na wysokogórskie wyprawy za stracone. Mam niejasne poczucie, że dokładając klika groszy do tych „bezproduktywnych poznawczo” imprez, spełniam również swoje marzenia i myślę, że nie jestem odosobniony. Lepiej dokładać się do wzniosłości, niż do popeliny. Pomijam fakt, że wielu wspinaczy finansuje swoje wyprawy we własnym zakresie, nie oglądając się na nic i na nikogo.
Jeśli chodzi o widowiskowość wspinania się po górach, to wraz z rozwojem nowych technologii i Internetu, możemy to wreszcie obejrzeć na własne oczy, więc zarzuty jakoby było to zajęcie niemedialne, od jakiegoś czasu nie mają uzasadnienia. Osobiście wolę oglądać relacje z gór zrobione rękoma wspinaczy, niż totalną komerchę gigantycznych imprez sportowych, z których już niedługo wyrzuci się wszystko co przypomina prawdziwy sport.
Oczywiście, jeśli się nad tym dobrze pomyśli, to cała ta zabawa rzeczywiście jest pozbawiona sensu. Wielu himalaistów to nieprzystępni dziwacy, a ich środowisko nie jest wolne od standardowych ludzkich wad. Ze wspinania się jako społeczeństwo nie mamy żadnego pożytku, itd. itp. Mimo to, to dzięki takim bezsensowym wyzwaniom garstki zapaleńców, jako ogół mamy cień szansy na pozostanie ludźmi w lepszym tego słowa znaczeniu.
Tak sobie myślę, ale może nie mam racji.
PS Wszystko co powiedziano wyżej, nie zmienia faktu, że wielu z nas tutaj na dole, martwi się o Was tam na górze i pewnie często wolimy, żeby się nie udało wejść, ale udało zejść.