Pewien chory markiz nie miał nosa. Nie wiadomo, czy narząd utracił, czy nie posiadał go od urodzenia. To rzecz nieistotna. Podczas spowiedzi żali się: „Zwróćcie mi mój nos” I bije się w pierś. „Synu mój – wykręca się pater – wszystko się dzieje według niezbadanych wyroków Opatrzności i wielkie nieszczęście pociąga za sobą czasem ogromny, chociaż niewidoczny dla oka profit. Jeżeli surowy los pozbawił cię nosa, to profit twój na tym polega, że nikt się już nigdy nie ośmieli powiedzieć ci, żeś odszedł z nosem na kwintę”.
Historyjka pochodzi oczywiście z Braci Karamazow, a ja lubię się do niej odwoływać w sytuacji, kiedy ktoś każe radować mi się obiektywnym brakiem, który – zrelatywizowany do wybranych aspektów rzeczywistości – może jawić się jako jakaś korzyść. Dokładnie tak postępują orędownicy tak zwanych umów śmieciowych. Ciągle ich nie brakuje, choć liczba zdaje się zmniejszać. Coraz częściej bowiem pojawiają się głosy, że elastyczne formy zatrudnienia są raczej kamieniem ciągnącym gospodarkę w dół, niż panaceum na kryzys.
Apologeci śmieciówek – jak choćby dzisiaj na „NaTemat” Paweł Szwarcbach (Ciesz się z umowy śmieciowej), próbują nie zauważać sygnałów wiążących się z aktualnym kontekstem zatrudniania w tak zwanych elastycznych formach i całkowicie ignorują skutki społeczne, jakie śmieciówki mogą wywołać za lat trzydzieści, kiedy dzisiejsza, radująca się śmieciowym zatrudnieniem młodzież, zostanie na lodzie bez jakiegokolwiek zabezpieczenia społecznego*.
Co do skutków aktualnych to pozwolę sobie zacytować za „Polityką” rozmowę Jacka Żakowskiego z Heinerem Flassbeckiekm (Ekonomista, honorowy profesor Uniwersytetu Hamburskiego. Był m.in. głównym makroekonomistą Niemieckiego Instytutu Badań Ekonomicznych, sekretarzem stanu federalnego ministerstwa finansów), który pytany o to, co jest złego w elastycznym rynku pracy, odpowiada: Nic poza tym, że nie działa. Im bardziej elastyczny jest rynek pracy, tym niższe są płace. Im niższe są płace, tym niższy jest popyt wewnętrzny. Im niższy jest popyt, tym mniejsza jest produkcja i zatrudnienie, słabszy wzrost i inwestycje, skromniejsze wpływy z podatków, większy dług publiczny i bezrobocie. To jest pułapka, w którą wpadli Anglicy i Amerykanie, kiedy zniszczyli związki zawodowe. Etc.
Naturalnie Flassbeck nie jest odosobniony. Rozmowa Żakowskiego pomija również oczywiste i całkowicie już zaktualizowane skutki śmieciówek. Demotywację, brak nadziei, niepokój, niechęć do rodzenia dzieci**. Nie każdy młody człowiek chce i może pracować dla „National Geographic” w Malezji – barwne przykłady elastyczności są specjalnością jej orędowników, którzy jednostkowe przypadki w mgnieniu oka rozciągają na miliardy.
Prawda jest raczej taka, że ilość pracy raczej się zmniejsza i nic tu nie pomogą kompetencje, śmieciówki i elastyczności, bo dla wszystkich jej nie będzie.
To że świat odszedł od fordowskiego modelu pracy było pewnego rodzaju koniecznością, konsekwencją wielu zjawisk na czele z globalizacją i rozdmuchiwaną żądzą konsumpcji. Nie udawajmy jednak, że w ten sposób dokonuje się jakieś zobiektywizowane dobro. Sprowadzenie życia człowieka do pracy, jej zdobywania i utrzymania (utrzymania poprzez jej ciągłe zmiany) jest zaprzeczeniem dorobku tych liberałów (przecież nie tylko socjalistów), którzy wolność postrzegali jako możność wypracowania czasu wolnego dla pracującego i jego rodziny.
Elastyczne formy zatrudnienia, w sytuacjach, kiedy są pracownikowi narzucone***, są zaprzeczeniem wolności, a ich nieodległe konsekwencje społeczne mogą przybrać formy apokaliptyczne. Jak się domyślam, apologeci śmieciówek wierzą, że apokalipsę tę będą przeżywać w twierdzach odizolowanych od pozbawionych zabezpieczenia społecznego mas. Być może tak nawet i będzie, ale z pewnością nie każdy z nich się załapie.
_______________________
*Choć należy przewidywać, że obecny system zabezpieczenia społecznego i tak upadnie, ale to inna sprawa.
**Byłaby ona korzystna z punktu widzenia naszej planety, gdyby obejmowała całość globu.
***Nie jest naturalnie tak, że winni śmieciówek są tylko pracodawcy. W całej tej sprawie ogromna część z nich jest również stroną "pokrzywdzoną", choć często zdają się tego nie dostrzegać.