Czy liberalizm światopoglądowy jest dzisiaj w Polsce w odwrocie, a jeśli tak, to dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ma tak niewielką moc przyciągającą masy? Dlaczego tak często pada ofiarą autokompromitacji? Jest kilka możliwych odpowiedzi.
Przede wszystkim liberalizm obyczajowy na polskim gruncie przyjmuje formy właściwie słabym reklamom. Istnieje przecież przeświadczenie, że reklama może być zła i głupia, byle mniej lub bardziej świadomie zapadała w pamięć. Ale przeświadczenie to zdaje się już nie działać nawet na rynku reklamy. Jak spośród tysiąca złych i głupich reklam świadomość ma wychwycić te jedną, najgorszą i najgłupszą, która (być może) reklamuje użyteczny przedmiot o dobrej jakości? Nasi liberałowie nie zadają sobie tego pytania i wierzą, że „Prusakolep” i tak zostanie kupiony. Tak się jednak nie dzieje. Widz nie kupuje różowych orłów (choć te były przejawem nieco innej politycznej idei), a jeszcze bardziej nie kupuje mężczyzn przebranych za kobiety. Pragmatycznie uwewnętrznienie jest jednak błędem.
Po drugie (co jest w oczywisty sposób związane z pierwszym) liberalizm ten nie podejmuje jakichkolwiek prób pokazania tradycjonalistycznie nastawionemu społeczeństwu, że warto być wolnym również w sferze obyczajowej. Jego działania koncentrują się na ośmieszaniu zniewolonych i na totalnej konfrontacji. Otumaniony widz, zastanawiający się w pierwszym tygodniu miesiąca jak dotrwać do jego końca, ogląda skupione i zmęczone twarze intelektualistów (a może przede wszystkim intelektualistek), które nie udzielają odpowiedzi na to – istotne dla widza pytanie – zamiast tego mówiąc mu, że jest agresywnym, owładniętym resentymentem homofobem (bądź innym „fobem”). Jego nieśmiały i dopiero co pączkujący resentyment dopiero wtedy znajduje swoje ujście. Robi się „zdenerwowany” (choć na polskim gruncie należałoby użyć nieco dalej idącego, tradycyjnego określenia). Perspektywa się odwraca. Zniewoleni, owładnięci resentymentem, zaczynają czuć się wolni i podświadomie czują, że waluta „prawdziwie wolnych” nie ma zbyt dużej siły nabywczej, bo ich – „fobów” – jest więcej. I cóż – mają rację.
Tymczasem nasz światopoglądowy liberał/liberałka święcie wierzą, iż odzyskali widza poprzez jego pognębienie. Wara katolicy od mojej macicy – przytacza Anna Dryjańska. Takimi hasłami próbuje się oddzielić Kościół od państwa. Sondaże błyskawicznie weryfikują ten błędny pogląd, a przebudzone masy mogą zareagować tylko w jeden sposób – zaczynają dążyć do zaostrzenia i tak drakońskiego prawa we wszystkich tych miejscach, gdzie dotyka ono tak zwanych kwestii światopoglądowych. Tym samym działania liberałów stają się najpierw przeciwskuteczne, a potem prawdziwie niebezpieczne. Mam przeczucie, że już tylko krok dzieli nas od zaostrzenia antyaborcyjnego prawa (antyaborcyjnego z nazwy), a gdyby doszło do tego, to nie da się wykluczyć również jakiś karykaturalnych form zakazywania „propagandy LGTB”.
Po trzecie, nasz światopoglądowy liberał/liberałka nie mają narzędzi, którymi mogliby swoje obyczajowe wolności związać z wolnościami sfery ekonomiczno-prawnej. Orientują się, że na tym gruncie jest źle, ale natury owego „źle” nie rozumieją, co wynika z faktu, iż albo w ogóle nie obracają się w tej sferze, albo opuścili ją tak dawno, że nic już o niej nie pamiętają. O ile w ich marzeniach sennych pojawia się (jeszcze) udręczony robotnik na śmieciówce, kobieta pod jarzmem patriarchatu i dziecko zniewolone szkolnym przymusem religii, to nie ma tam miejsca dla małego i średniego przedsiębiorcy, bystrego pracownika korporacji, czy choćby mitycznego polskiego leminga. Tymczasem tylko ich rękami dałoby się budować wolność obyczajową. Światopoglądowy polski liberał przegrywa również te grupy.
Małych i średnich przedsiębiorców zrównuje w swej wyobraźni z gigantami, domagając się od nich większej płacy minimalnej i wyższych podatków na finansowanie swoich pomysłów, powodując ich dalsze zniechęcenie. O korpoludkach i lemingach po prostu zapomina, żywiąc kolejne błędne przekonanie, że grupy te są już dla wolności obyczajów dawno wygrane.
Światopoglądowy polski liberał/ka żyje w świecie fantasmagorii. Wierzy, że konserwatywno-ludowa większość parlamentarna wprowadzi małżeństwa homoseksualne, wierzy, że tzw. liberalne media będą snuły opowieść o patriarchacie, nierównościach w zatrudnieniu i rozdziale państwa od kościoła. A przecież nie będą, bo wiedzą, że ogląda je głównie zachowawcza większość.
Wierzy wreszcie, że happening ma większą moc sprawczą od parlamentarnej większości, której nigdy nie uzyska, właśnie dlatego, że jego polityczne działania ograniczają się do happeningu. Infantylna estetyka prezentowana w oderwaniu od jakichkolwiek spójnych programów politycznych staje się gwoździem do trumny światopoglądowej wolności.
No dobrze, powie ktoś, Pan się tu mądrzy, Panie autorze, a co ma Pan do zaproponowania. Ja nic, ja tylko siedzę w kawiarni nad gazetą i coś tam sobie gadam pod nosem. Ale gdybym miał już coś zaproponować, to doradzałbym przypomnieć sobie, że wolności od cudzej arbitralnej woli i wolności ekonomicznej nie zastąpią wolności polityczne, a tym bardziej kolejne uprawnienia społeczne coraz to bardziej przemieniające się w uprawnienia obyczajowe. Wolność „do”, bez wolności „od” przemienia się niestety w „lewactwo”.
Przykład polski pokazuje, że jest to dobra pożywka dla różnego rodzaju konserwatyzmów, konserwatywnych utopii*, chuligaństwa nazywanego szumnie faszyzmem i religijnego fundamentalizmu. Zamiast paradować w „Marszu Szmat” trzeba ubrać się w garnitur, pójść na spotkanie i napisać dobrą ustawę, nie tylko o związkach partnerskich, ale może o redukcji obciążeń dla małego i średniego biznesu. Ten ostatni mógłby okazać się wtedy cennym sojusznikiem. Trzeba postępować dokładnie tak, jak się to robi w "korpo". Chyba że celem jest nieosiągnięcie celu.
Powyższe myśli nie pretendują w najmniejszym stopniu do bycia wkładem do idei liberalizmu, choćby tylko na polskim gruncie. Powiedziano i napisano na ten temat zbyt wiele. Jako takie stanowią jedynie garść spostrzeżeń, dlaczego się nie udaje i dlaczego jest to niebezpieczne. Na marginesie warto zauważyć, że już niedługo obyczajowi liberałowie tych krajów, gdzie wolność obyczajową udało się w znacznym stopniu zrealizować, staną oko w oko z fundamentalizmem, który jest daleko bardziej fundamentalistyczny od wszystkiego, co znali do tej pory, a ich sytuacja zacznie przypominać tę, którą mamy we współczesnej Polsce. Może się wtedy okazać, że jeden fundamentalizm będzie można zwalczać tylko drugim fundamentalizmem. Dalszy rozwój obyczajowej wolności nawet tam może mieć zbyt małą moc obalającą. W zasadzie i w literaturze, i w historii są to przypadki dość wyczerpująco uwzględnione i opisane.
______________________
*Jest to jedno z wielu odwołań do myśli Andrzeja Walickiego zawartych w niniejszym tekście.