Jeśli idzie o pokojową nagrodę Nobla, to komitet noblowski wypracował jedyny chyba w świecie model nagrody – nagrodę za czyny przyszłe. Sporo czytam i oglądam, ale wydaje mi się, że podobny przypadek odnotowano tylko w sztuce filmowej - "Markowi Złotnickiemu – za zajęcie pierwszego miejsca"*.
Pokojowa Nagroda Nobla rodzi – owszem – szereg paradoksów. Wręczenie jej Malali Yousafzai mogłoby zapewne spowodować dodatkowy rozlew krwi i niepotrzebne okrucieństwo. Talibowie na pewno strasznie by się wnerwili, a wiadomo, że Talibowie mają średnie poczucie humoru. A zatem, ktoś taki jak Malala mógłby okazać się zarzewiem jeszcze większej wojny, a zatem pokojowej nagrody Nobla otrzymać nie może.
Co innego na przykład ludzie zajmujący się – niejako zawodowo – toczeniem wojen. Jak wiadomo, wszystkie wojny zmierzają do osiągnięcia pokoju. Idąc tym, jak się okazuje słusznym, tropem myślenia każdy, kto toczy wojnę, działa na rzecz pokoju (Peace is our profession). Z kolei osoby działające na rzecz pokoju, przyczyniają się do wojny. Powinny zatem dostawać wojenną nagrodę Nobla.
Jest jeszcze jeden wariant działania. Kolejną pokojową nagrodę Nobla, Komitet Pokojowej Nagrody Nobla powinien przyznać sobie – za przyznawanie w przeszłości, a przede wszystkim przyszłości, kolejnych pokojowych nagród Nobla.
Tymczasem, podczas walki z bronią chemiczną, Syryjczycy wykończą się bronią konwencjonalną. Ale – jak wiadomo – najgorszy jest brak działania.
__________________
* Miś, 1980 r., reż. S. Bareja.