Czekają nas bardzo ważne wybory. Może za rok, może za dwa lata, lub zgodnie z kalendarzem wyborczym za trzy lata. Powstanie nowy Sejm, natomiast urzędujący obecnie Prezydent RP będzie piastował swoje stanowisko do 2025 roku. Oznacza to, że jeżeli obecna opozycja nawet zdobędzie niewielką większość w nowym Sejmie, to może być skazana na blokowanie wszelkich prób reform przez veto prezydenckie.
Z tego niebezpieczeństwa doskonale zdają sobie sprawę politycy i w swojej sobotniej prezentacji 6 lutego Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka wysunął propozycję, by Zjednoczona Opozycja dążyła do osiągnięcia lub przekroczenia liczby 276 posłów. Liczba ta stanowi 3/5 głosów w Sejmie i umożliwia odrzucanie veta prezydenckiego. Jest to propozycja ze wszech miar zdroworozsądkowa i moim zdaniem godna pochwały. Moje zaskoczenie budzi w związku z tym fakt, że ze strony potencjalnych koalicjantów już zaczęło się marudzenie i narzekanie, że Budka bez pozwolenia użył logo tej czy innej partii. Nie chcę wchodzić w trudny obszar międzypartyjnego savoir vivre. Kto i co powinien najpierw zrobić, a nie zrobił itd. Chciałbym przedstawić gołe liczby i pokazać jakie są konsekwencje takich a nie innych decyzji. Przypominam również, że nadal przy dzieleniu mandatów obowiązuje tzw. metoda D’Hondta, która bezwzględnie preferuje dużych i wycina małych.
Od razu chciałbym odrzucić argument, że w wyborach europejskich 2019 roku wspólna lista nie pomogła, Po pierwsze w tych wyborach pojawiły się zaskakujące elementy ideologiczne, po wtóre rola metody D’Hondta w wyborach europejskich jest mniejsza niż w parlamentarnych gdyż cała Polska jest jednym okręgiem wyborczym. Natomiast w wyborach parlamentarnych mamy 41 okręgi wyborcze. Ponadto wspólna lista w wyborach do Senatu RP w 2019 roku przyniosła jednak sukces.
Przechodząc do prognozy wyborów parlamentarnych musimy uśrednić wyniki sondaży na poszczególne partie i zaproponować punkt wyjścia. Proponuję roboczo przyjąć następujące liczby:
PIS – 32 %
KO – 22 %
Polska 2050 – 20%
Lewica – 11%
Konfederacja – 9 %
PSL – 6 %
Jeżeli teraz KO, Polska 2050, Lewica i PSL utworzą przed wyborami koalicję wyborczą, to mają razem 59%. Zastosowanie do tych liczb uproszczonego modelu 11 miejscowego, średniego okręgu wyborczego, który był omówiony w artykule:
Oznacza to, że Zjednoczona Opozycja mogłaby przeprowadzać wszystkie projekty ustaw, odrzucać veto prezydenckie i stawiać przed Trybunałem Stanu wszystkich funkcjonariuszy PIS z wyjątkiem Prezydenta. Jeżeli udałoby jej się przekonać kilkunastu posłów Konfederacji, to będzie mogła również postawić przed Trybunałem Prezydenta.
Natomiast jakie konsekwencje przyniesie rezygnacja z utworzenia wspólnego bloku?
Wówczas wyniki są następujące:
PIS - 167 mandatów
KO – 125 mandatów
Polska 2050 – 84 mandaty
Lewica – 42 mandaty
Konfederacja – 42 mandaty
PSL – 0 mandatów
Oznacza to, że 4 partie potencjalnej koalicji parlamentarnej tracą 42 mandaty, które zyskuje PIS. Koalicjanci mają razem mizerną większość 251 głosów w Sejmie i są całkowicie zależni od decyzji Prezydenta. Jeżeli założymy, że rozkład mandatów w Zjednoczonej Koalicji byłby proporcjonalny do wyników sondaży, to otrzymujemy następujący bilans zysków i strat wynikający z utworzenia bądź nie utworzenia koalicji:
Partia Bez koalicji Z koalicją Saldo
PIS 167 125 42
KO 125 109 16
Pol.2050 84 99 -15
Lewica 42 55 -13
Konfed. 42 42 0
PSL 0 30 -30
Jak widać, cała trójka potencjalnych koalicjantów traci. Przy czym PSL traci wszystko. Natomiast zyskują PIS i KO.
Powyższy model, jak każdy ma swoje wady. Zakładamy w nim, że wszystkie okręgi są identyczne. W rzeczywistości w największym z okręgów - warszawskim wybieramy 20 posłów, a w najmniejszym częstochowskim – 7 posłów. Metoda D’Hondta spowoduje pewne zmniejszenie szans mniejszych partii w małych okręgach i odpowiednio pewne zwiększenie w większych. Wydaje się, że ogólny obraz jednak nie powinien ulec zmianie.