Janusz Sybis to wybitny piłkarz, legenda Śląska Wrocław i wielokrotny reprezentant Polski. Próżno szukać jego następców wśród obecnych piłkarzy WKSu. Drużyna zajmuje 10 miejsce w tabeli Ekstraklasy, a jej gra pozostawia wiele do życzenia. Z kogo zatem mogą brać przykład młodzi sportowcy z Wrocławia?
Wybitny zawodnik (medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy), trener, sędzia oraz komentator sportowy. Profesor zapasów - Andrzej Supron.
Chociażby z zawodników sekcji zapaśniczej WKS Śląsk Wrocław. Poza Damianem Janikowskim, brązowym medalistą Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012 i co ważne rodowitym wrocławianinem (w przeciwieństwie do wielu piłkarzy Śląska), trenuje tam m.in. Dawid Kareciński, młody, zdolny zawodnik, wicemistrz świata juniorów. Ci chłopcy odnoszą prawdziwe sukcesy mimo, że warunki, w jakich trenują delikatnie mówiąc nie są najlepsze. Głośna była sprawa braku wody w sali sportów walki. Zawodnicy nie mieli jak się umyć po zajęciach, nie było możliwości, aby sprzątnąć salę. Do tego grzyb, odpadający tynk, brak ogrzewania i stary sprzęt treningowy. Obiekt należy do wojska, więc miasto nie widzi powodu, aby w niego inwestować. Jednak co z grupami, w których trenują młodzi sportowcy, którzy przecież nie są żołnierzami? Prowadząc zajęcia na takiej sali trudno myśleć o naborze nowych zawodników.
Gdy rodzice przyprowadzają na trening swoje dzieci łapią się za głowę i czym prędzej uciekają… zapisać je do sekcji piłkarskiej. A co z dziećmi, które nie mają pieniędzy na sprzęt piłkarski? Jeżeli nie pójdą na trening innej dyscypliny pewnie w ogóle porzucą sport i zajmą się innymi rzeczami, niekoniecznie dla nich dobrymi. Warto dodać, że treningi zapasów są praktycznie darmowe (czasami pobierana jest składka wysokości 5 zł). Z kolei zapisanie dziecka na zajęcia piłkarskie wiąże się zwykle z dość dużym wydatkiem.
Tymczasem piłkarze Śląska grają na nowiutkim stadionie zbudowanym na Euro 2012. Obiekt generuje ogromne koszty (w zeszłym roku aż 37 milionów straty). Zawodnicy bynajmniej nie pomagają swoją słabą grą. Dużo czasu minie zanim arena zacznie zarabiać na własne utrzymanie.
Rozumiem, że piłka nożna dla wielu Polaków jest „sportem narodowym”. Sam jestem kibicem i lubię oglądać mecze, również polskiej Ekstraklasy. Powiem więcej, cenię futbol, bo wiem, że aby być dobrym piłkarzem potrzeba wielu wyrzeczeń i ciężkich treningów. Jednak rozstrzał inwestycyjny w polskim sporcie jest dla mnie nie zrozumiały. W jedną dyscyplinę pompujemy miliony, a na drugą dajemy przysłowiowe grosze. Zdaję sobie sprawę z tego, że tego typu sytuacje mają miejsce nie tylko we Wrocławiu. Zachęcam władze miast w Polsce, aby inwestowały również w inne sporty niż piłka nożna. Nie zawsze muszą to być zapasy. Może jest u Was niedofinansowana sekcja lekkiej atletyki czy kajakarska, w której są perspektywiczni zawodnicy? Warto się nad tym zastanowić.