Nie wiem jak Wy, ale ja mam dość! Osiem godzin home office’u, przerywanego notatkami z historii, sprawdzianami z ułamków i prezentacjami z WF-u. Ostatnio robiłam nawet reklamę Mszy Świętej dla tych co nie chodzą do kościoła, która potem śniła mi się po nocach. Do tego ciągłe handryczenie się z nastolatkami, że to także ich dom i od prania, sprzątania i gotowania jest nie tylko matka. Niech to się wreszcie skończy. Ja osiwieję! Ach…. Gdyby tak, choć na chwilę znaleźć sobie zastępstwo…
I właśnie w takich chwilach stają mi przed oczami oni: Kasia z Tomkiem, Wiola, Małgosia, Iwona, Ela z Tomkiem, Beata z Pawłem, Dorota z Adamem i dziesiątki innych. I myślę, sobie wtedy, że może wcale nie jest mi tak ciężko. Bo Ci Państwo proszę Państwa, mają to wszystko o czym napisałam wyżej, tylko tak mniej więcej dziesięć razy bardziej.
Kiedy zaczęła się nauka zdalna Kasi, mamie SOS z Biłgoraja chciało się płakać, dzieci w Rodzinie SOS ma piątkę, każde w innym wielu i innej klasie, innej szkole i tylko jeden komputer…
Wiola ma w domu czerech chłopaków i jedną dziewczynkę, same nastolatki, utrzymanie ich w domu, graniczyło z cudem. Elę i Tomka, pandemia zastała na urlopie, gdzie mieli się obowiązkowo zregenerować, musieli go przedłużyć o kwarantannę, choć dzieci miały troskliwą opiekę, przez cały ten okres umierali ze strachu o to co się dzieje w domu. Urlop na wiele się nie przydał. Pandemia, strach o bliskich, zamknięcie, obudziły też dawne demony. Dzieci, które trafiają do pieczy zastępczej w SOS Wioskach dziecięcych niosą na swoich barkach bagaż jakiego nie udźwignąłby niejeden dorosły.
To dzieci porzucone, osierocone, z domów, gdzie był alkohol, przemoc, zaniedbanie. Z rodzin, gdzie często najstarsze dziecko musiało przejmować rolę rodziców, gdy Ci nie dawali sobie rady. To wreszcie dzieci, oddzielone od biologicznych rodziców. To zawsze bez względu na to jacy Ci rodzice są jest raną, traumą, którą leczy się całe życie. To właśnie rolę takich „lekarzy” biorą na siebie rodzice zastępczy, to oni są na pierwszej linii i przyjmują na siebie to wszystko, czym dziecko do nas przychodzi.
Najczęściej jest to złość, na świat, na biologicznych rodziców, na system, na wszystkich dorosłych. Dzieci porzucane wiele razy często przesuwają granicę. Zachowują się tak jakby pytały: co jeszcze muszę zrobić, żebyś mnie zostawiła? Przecież wszyscy mnie zostawiają! Najważniejszym zadaniem rodzica w zastępstwie, jest więc pokazanie dziecku, że nie wszyscy. Że są ludzie, którzy będą z nim bez względu na wszystko.
I choć początek pandemii przyniósł Rodzinom SOS prawdziwy Armagedon, to teraz wszyscy zgodnie twierdzą, że ten wspólny czas ich umocnił. Że są sobie jeszcze bliżsi, bo siłą rzeczy mają więcej wspólnych spraw i w wielu kwestiach są zdani tylko na siebie nawzajem. Co więcej, od fajnych firm, udało się nam pozyskać dla dzieci w wioskach komputery. Mamy więc w tym roku szkolnym więcej czerwonych pasków niż kiedykolwiek i to też jest uboczny efekt pandemii.
Kiedy więc następnym razem będziecie blisko „rzucenia wszystkiego i wyjazdu w Bieszczady”, pomyślcie ciepło o rodzicach SOS. Wiem, że to niezbyt szlachetne, pocieszać się, że inni mają trudniej. Ale pomyślcie, jeżeli oni mogą dźwignąć aż tyle i mam tu na myśli nie tylko rodziców zastępczych, ale i nasze dzieciaki, to i my poradzimy sobie ze swoją pandemiczną codziennością. Tyle na dziś. Teraz czas na przerwę, muszę ugotować zupę…