To będą pierwsze takie święta. Wielu z nas spędzi je z dala od bliskich, na internetowych łączach lub samotnie w izolacji czy szpitalu. W tym roku nie usiądziemy przy wspólnym stole, nie zobaczymy jak dzieci bardzo urosły, nie przywitamy się z dawno niewidzianymi krewnymi, nie połamiemy się opłatkiem, nie zaśpiewamy razem kolęd. Ta sytuacja jest trudna dla nas wszystkich i świetnie pokazuje, co w Świętach jest najważniejsze.
Nie wiem jak Wy, ale ja co Święta nie mogę złapać tchu. Grudzień w organizacjach pozarządowych to zawsze gorący okres. To wtedy otwierają się ogrzane świąteczną atmosferą serca. Jest mnóstwo akcji, eventów, spotkań, dzięki którym możemy wspierać najbardziej potrzebujących, co dla nas pracowników trzeciego sektora oznacza masę bardzo fajnej roboty. Dlatego w grudniu zwykle biegnę od zadania do zadania, w międzyczasie planując nowy zawodowy rok oraz próbując "ogarnąć" Święta. Czyli standard: pranie firanek, prezenty, gotowanie itp. Bieg, zadyszka, pośpiech. Znacie to? Oczywiście, że tak. Ale… nie w tym roku.
Bo w grudniu 2020 nagle okazało się, że firanki mogą pozostać jakie są, bo i tak nikt nas nie odwiedzi, prezenty możemy zamówić online, ale nie zobaczymy radości osób je otwierających, no i zupełnie nie ma dla kogo gotować. Bo pewnie nie odkryję Ameryki, kiedy napiszę, że Święta to nie tylko choinka, prezenty i 12 potraw. Święta to spotkania z bliskimi. I choć powtarzamy to co roku, to być może dopiero w tym roku naprawdę to zrozumiemy, bo to właśnie bliskości rodziny nam zabraknie. I może właśnie dziś jeszcze lepiej będziemy w stanie zrozumieć los tych, którym takie uczucia towarzyszą na co dzień, los porzuconych i osieroconych dzieci.
Pamiętam, jak kiedyś jeden z Rodziców SOS opowiadał mi, jak zapytał dzieci, którymi się opiekuje, co chciałyby by dostać od Mikołaja, a one nie bardzo wiedziały, kto to taki. Gdy im to wyjaśnił, poprosiły o… lizaki. Jedna z mam SOS opowiadała mi o tym, jak jej dzieci patrzyły na nią i męża z ogromnym zdziwieniem, że wnoszą do domu drzewko, bo nigdy nie miały choinki. Ze zgrozą wspominam też historię Piotrusia, który schował się do szafy, gdy jego rodzice SOS zaczęli nakrywać stół do Wigilijnej kolacji, bo Piotrusiowi rodzinna impreza nie kojarzyła się z niczym przyjemnym, a jedynie z piciem, awanturami i biciem. I co roku słucham relacji Asi, mamy SOS, o tym, jak przed Świętami sprawdza, czy w biologicznym domu powierzonych jej dzieci wszyscy są trzeźwi, żeby dzieci mogły choć na chwilę odwiedzić babcię i dziadka.
Bardzo wiele dzieci w SOS Wioskach Dziecięcych po raz pierwszy przeżywa prawdziwe, rodzinne Święta. Rodzice SOS robią wszystko, by były one dla nich niezapomniane, ciepłe i pełne miłości. Ale dzieciaki tęsknią i tak. Tęsknią i kochają swoich rodziców biologicznych bez względu na wszystko. Nie wiem, czy w tym roku spędzę Wigilię z moimi rodzicami. Mają już swoje lata, a nam ze względu na zawód mojego męża co chwilę przydarza się kwarantanna. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie tego wieczoru bez nich. Ja, ponad czterdziestoletnia kobieta. A co czują co roku nasze dzieciaki z wiosek SOS?
Wszystkim, którzy chcieliby im pomóc miło przeżyć ten trudny czas, zapraszamy tu: Podaruj dzieciom ich pierwsze Święta
A jeżeli chcielibyście wrzucić na Wasze sociale znak solidarności z nimi, to także zapraszam: #pierwszeTAKIEŚwięta