Dodam na wstępie, że nigdy ale to przenigdy nie mieszkałam sama. Już jako studentka, gdy współlokatorzy wyjeżdżali na weekendy a ja zostałam w pustym mieszkaniu, zapraszałam znajomych, lub wychodziłam z nimi na miasto. Zdecydowanie bliżej mi do osobowości ekstrawertycznej, czyli takiej, która zyskuje energię przebywając z innymi, niż do introwertycznej, która czuje się komfortowo przebywając samemu.
W moim życiu mogę znaleźć wiele dowodów na bycie większym ekstrawertykiem niż introwertykiem, chociażby rozstając się z długoletnim partnerem, długo nie wyprowadzałam się z naszego mieszkania, bo podświadomie bałam się samotności. W głębi siebie wiedziałam jednak, że będę musiała się z tym zmierzyć i że będzie to dla mnie kolejny krok w rozwoju osobistym, swojej autonomii i planów na przyszłość. W końcu przyszedł dzień w którym podjęłam odważną (dla mnie) decyzję i w końcu przeprowadziłam się i zamieszkałam sama.
Pierwszy dzień na fali wnoszenia pudeł z rzeczami, upłynął zaskakująco dobrze. Drugiego dnia wracając do pustego mieszkania z kartonami, nawet nie miałam ochoty ich rozpakowywać. Zapytałam się siebie Co dalej? Co ja tu będę robić? SAMA!
Otworzyłam wino, włączyłam telewizor i brakowało już tylko kota.
Dla poprawy humoru zaczęłam oglądać śmieszne filmiki, czytać żarty. Jedne śmieszne, inne mniej ale ten wydał się prawdziwy: Rozmawiają dwie rozwódki:
- Z kim teraz sypiasz?
- z pilotem.
- tym z LOTu
- nie, TV.
Przypominali mi się znajomi, którzy mieszkają sami, zaskakujące jak wielu z nich ma zwierzaki, najczęściej koty, czy coś jest w tych kotach? Dodam, że na razie nie przygarniam.
Wiele razy pytałam się singli co robią przesiadując w domu. Odpowiedzi były różne typu: oglądam TV, czytam książki, korzystam z serwisów randkowych, wciągnęło mnie rękodzieło… . Choć najbardziej pamiętam koleżankę, która powiedziała, że na obiad (tylko dla samej siebie) ugotowała polędwiczki z sosem kurkowym i innymi pysznościami, z wielkimi oczami zapytałam „i zrobiłaś to tylko dla siebie?” A ta singielka odpowiedziała „Tak, w końcu nauczyłam się gotować tylko dla siebie.” Stała się moim wzorem.
Pomyślałam sobie że znam wiele przykładów osób poddanych, niemających większych pomysłów niż TV, od czasu do czasu kino, serfowanie po Internecie i impreza jak się zechce wyjść. Zauważyłam, że wielu z nich nie ma wewnętrznej energii do podbijania świata, ale także zaobserwowałam na własnej skórze jak łatwo wpaść w taką pułapkę. Pamiętam jak kiedyś uczyłam się, że osoby starsze to grupa osób które mogą łatwo popaść w uzależnienie od Internetu ze względu na dużą ilość wolnego czasu, łatwą dostępność Internetu i urządzeń do jego obsługi. Zresztą każdy z nas widzi, jak wiele osób z nudów (braku innego pomysłu) przesiaduje na smartphonach.
Aby nie było! Naprawdę zdaję sobie sprawę, ile sił wymaga by zacząć robić coś kreatywnego, kiedy ma się do wyboru ‘ciepełko na kanapie’.
Dlatego obmyśliłam PLAN MINIMUM:
1. Codzienne zakupy, by wychodzić z domu co najmniej raz dziennie.
2. Przynajmniej 4 posiłki na mieście w ciągu tygodnia (może być nawet bar mleczny), ważne by przebywać między ludźmi.
3. Każdego dnia zrobić coś przyjemnego dla siebie. Dla przykładu: jeżeli nie sport, to przynajmniej wyśpiewanie na głos swojej ulubionej piosenki , w końcu nikogo nie ma w tym mieszkaniu, mogę tańczyć, śpiewać, robić co chcę.
4. Kupować wino nie częściej niż co 3 dni ;-)
PLAN ROZBUDOWANY: DBAJ O SIEBIE
Ponieważ dopadała mnie nostalgia, zaczynało być smutno, ponuro i bezsensu, postanowiłam zająć czymś myśli. Zwłaszcza, że za chwilę walentynki. Miałam do wyboru, wino, kanapa, TV i dół. Albo ruszenie do przodu! Mimo iż nie było łatwo, pomyślałam o zasadzie 5 sekund Mel Robbins.
Czyli od czasu pojawienia się myśli o działaniu masz 5 sekund by zacząć działać. Z każdą kolejną sekundą jest to wciąż możliwe, ale robi się coraz trudniej, gdyż po 5 sekundach Twój mózg zaczyna przywoływać argumenty by tego nie robić albo przynajmniej odłożyć na później… .
Więc pomyślałam przynajmniej zrobię plan!
Wyciągnęłam szybko tablicę (może być kartka) i markerem spisałam plan z pustymi kwadratami, w których będę wstawiała „ptaszka” by odznaczyć czy zadanie zostało wykonane.
Pisząc plan przyszła mi myśl o napisaniu tego wpisu, więc piszę.
Niektórzy pomyślą, że jestem zmotywowana lub konsekwentna, skoro zaplanowałam i robię. Ale wiecie co? Kto zadba o nas lepiej niż my sami? W końcu warto podjąć działanie dla samego siebie, jak w reklamie L’Oréal „Bo jesteś tego Wart(a)”
CO WY ROBICIE? Podzielcie się w komentarzach, może kogoś zainspirujecie i pomożecie mu przetrwać cięższe chwile w mieszkaniu samemu :-)
P.S. A CO Z KARTONAMI?
Zapytałam samą siebie, co może mi pomóc w rozpakowaniu kartonów? Odpowiedziałam sobie, że znajomi, przed którymi będzie mi głupio, że jeszcze tego nie zrobiłam. Więc zaprosiłam na piątek znajomych i do piątku rozpakowałam kartony :-).
Tę samą metodę stosuję ze sprzątaniem, gdy kompletnie nie chce mi się sprzątać, zapraszam znajomych, wtedy mam motywację i deadline do sprzątania. Łączę przyjemne z pożytecznym.