Wczoraj w studio TVN24 miałam okazję przedstawić swoje stanowisko obok posłanki Beaty Kempy. Właśnie tak, “przedstawić obok”, bo na dialog od dawna nie ma miejsca, skoro posłanka nie przejawia poszanowania dla faktów. Z ust Beaty Kempy padła jednak niezwykle istotna deklaracja, która dowodzi, że jej krucjatka przeciwko pojęciu płci społeczno-kulturowej (gender), wspierana przez panów biskupów, to tylko przykrywka dla gwałtownego sprzeciwu wobec równości płci. Nie można było tak uczciwie, wprost i od razu?
Tematem programu było pismo Rzeczniczki Praw Obywatelskich do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Prof. Irena Lipowicz odnosi się w nim do poradnika dla nauczycielek i nauczycieli przedszkolnych “Równościowe przedszkole" dowodząc, że jego treść wpisuje się w zobowiązania Polski do promowania równości płci podjęte na mocy prawa krajowego i międzynarodowego (są to m.in. 1. Konwencja w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet, 2. Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, 3. Konwencja o prawach dziecka, 4. Konstytucja RP, 5. zalecenie Komitetu Ministrów Rady Europy o standardach i mechanizmach zapewnienia równości płci, a także - po ratyfikacji - 6. Konwencja Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej). Tylko tyle i aż tyle stwierdziła prof. Irena Lipowicz w swoim piśmie.
Rzeczniczka odniosła się do faktów, a w odpowiedzi posłanka Kempa i jej zwolennicy, włącznie z publicystą “Rzeczpospolitej”, oskarżają ją o wyrażanie własnych opinii. Teraz prof. Lipowicz odsądzana jest od czci i - dosłownie - od wiary. Wypełnianie urzędniczych obowiązków urasta do aktu odwagi w obliczu ataku szczycącego się swą ignorancją tradycjonalizmu.
Gdy posłanka Kempa zakładała swój zespół sejmowy twierdziła, że popiera równość płci, a sprzeciwia się jedynie temu przebrzydłemu “gender” (pojęciu z dziedziny nauk społecznych służącemu do opisu zmienności tego co jest uważane za kobiece i męskie w czasie i kulturach). W “Tak Jest” posłanka wyartykułowała sprzeciw wobec równości płci wyrażając nadzieję, że Polska “wypisze się” z wszelkich prawnoczłowieczych zobowiązań dotyczących przestrzegania i promowania równości płci. Wreszcie uczciwe postawienie sprawy.
Rzucanie grochem o ścianę wydaje się być bardzo konstruktywnym sposobem komunikacji w obliczu kuriozalnych pokrzykiwań posłanki, że nie ma równości płci, gdyż mężczyźni nie mogą rodzić dzieci. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że kobiety i mężczyźni są identyczni (tak na marginesie: nie trzeba być mężczyzną by nie móc zajść w ciążę). Różnice biologiczne są widoczne gołym okiem i dla osób hetero- i biseksualnych bywają źródłem wielu przyjemnych doznań. Ale kobiety i mężczyźni nie są wycięci według - odpowiednio - różowego i niebieskiego szablonu. Różnice wewnątrzgrupowe kobiet i mężczyzn są większe niż średnie różnice między kobietami i mężczyznami. Obok różu i niebieskiego jest jeszcze cała paleta innych barw, oraz rozmaite ich połączenia w różnych proporcjach. I właśnie uwrażliwieniu na kwestie płci służy równościowy poradnik dla nauczycielek i nauczycieli (w którym - wbrew kłamstwom przeciwników równości płci - nie ma mowy o przymusie przebierania dzieci w jakikolwiek sposób).
Nie ma dwóch identycznych osób - różnimy się płcią biologiczną, kolorem skóry, orientacją seksualną, wzrostem, miejscem pochodzenia, doświadczeniami życiowymi, umiejętnościami, talentami, sytuacją ekonomiczną… Ale bez względu na wszystkie te różnice powinnyśmy i powinniśmy mieć równe prawa i równe szanse. A te pozostaną jednak tylko na papierze, póki nauczycielki i nauczyciele będą powtarzać dziewczynkom, że nie mają szans w naukach ścisłych, a chłopcom dawać przyzwolenie na przemoc. Równości nie osiągniemy, jeśli od dziewczynek w przedszkolu będzie się wymagać sprzątania po chłopcach, a chłopcom będzie się zabierać nieprawomyślne zabawki. Równość płci zaczyna się w głowie. Im więcej równości płci w edukacji, tym mniej potem problemów z dyskryminacją ze względu na płeć. Lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Zespół posłanki Kempy powinien nosić nazwę "zespołu sprzeciwu wobec równości płci". Cała ta nagonka na termin gender była tylko mydleniem oczu, przygotowywaniem gruntu pod zakwestionowanie podstawowej wartości, jaką jest równość płci. Tymczasem w mediach od miesięcy rozlewa się dyskurs, który można nazwać dyskursem śmieciowym. Cel - sprzeciw wobec równości płci - uświęca środki, więc ani fakty ani słowa nie mają już żadnego znaczenia, a osoby popierające równość płci są oskarżane o wszystko co najgorsze.
Poważnym problemem jest to, że dyskurs śmieciowy przyjmują media głównego nurtu. TVN24 na swojej stronie internetowej pisze: RPO popiera gender. Trzy słowa, a tylko jedno (RPO) zgodne z prawdą, bo ani “popiera”, ani “gender”, Rzeczniczka wskazała po prostu na zgodność poradnika “Równościowe przedszkole” z aktami prawnymi przyjętymi przez Polskę.
Rzeczniczce Praw Obywatelskich warto podziękować za to, że nie ugięła się pod naciskiem przeciwników równości płci i starannie wykonała swój urzędniczy obowiązek. Mejle można kierować na adres biurorzecznika@brpo.gov.pl
Badania zrealizowane przez Centrum Ewaluacji i Analizy Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego wykazały, że wprowadzenie nauczania na temat równego traktowania w szkołach popiera 84% Polek i Polaków. Niech nasz głos będzie słyszalny.