Cokolwiek by nie myśleć o PiS-ie, ma on nad Platformą jedną, zasadniczą przewagę: jest szczery. Nie kryje się z tym, że prawa człowieka, a zwłaszcza prawa kobiet i ludzi LGBT, to według niego nowomodne bzdury, a pieniądze z budżetu państwa powinny jak najszerszym strumieniem płynąć do biskupów katolickich. Nie używa gładkich słówek, tylko od razu pokazuje figę z makiem. Jednak coś w Platformie pękło, coś się skończyło: puder zaczyna spływać z jej uśmiechniętej twarzy, coraz trudniej jej ukryć aroganckie, PiS-owskie oblicze.
Oczywiście, w Platformie są sensowne osoby, które łapią się za głowę śledząc posunięcia swojej partii z ostatnich miesięcy i tygodni. Osoby, które mają szacunek do prawa i europejskich wartości. Nie zmienia to jednak faktu, że to nie one kształtują politykę Platformy. Ton nadają ministrowie Zdrojewski, Biernacki i (niewybrany przez naród, co warto podkreślić) Królikowski, bardziej zasługujący na miano ministrantów.
Nie należy jednak koncentrować się na tym czy innym ministrze - za politykę rządu odpowiada premier. To on na stanowisku ministra kultu(ry) obsadził urzędnika, który "z satysfakcją" będzie przekazywał kolejne miliony z naszych podatków na budowę świątyni. To premier zmienił ministerstwo sprawiedliwości w fortecę konserwy (pisałam o tym - ku świętemu oburzeniu Katarzyny Kolendy-Zaleskiej - tuż po nominacji Marka Biernackiego), która po cichu i wbrew oficjalnemu stanowisku rządu kombinuje, jak by tu zaostrzyć najostrzejszą w Europie ustawę zakazującą przerywania ciąży. Za politykę swoich ministrów (ministrantów) odpowiada premier. A narrację w stylu “dobry premier i źli ministrowie” należy włożyć tam, gdzie jej miejsce: między bajki.
Wybuch społecznego niezadowolenia w związku z przekazaniem przez ministra kultu(ry) 6 milionów na budowę katolickiej świątyni (oryginalnie miała być wielowyznaniowa), pod pretekstem muzeum, odsłania arogancję obecnej władzy stojącej ponad prawem. Prawo zabrania bowiem finansowania budowy świątyni. Minister Zdrojewski przekazał 6 milionów złotych archidiecezji warszawskiej na muzeum, rzekomo odrębne od świątyni. Tymczasem o tym, że muzeum i świątynia są nierozdzielne przekonywał sam biskup Nycz, aby uzyskać dużą ulgę podatkową. I urząd skarbowy tę argumentację uznał za słuszną - przyznał Kościołowi ulgę podatkową.
W tym miejscu można zadać pytanie o to, co zrobi państwo: czy cofnie nienależną ulgę podatkową czy nienależną dotację ministra Zdrojewskiego? Oczywiste jest, że muzeum i świątynia nie mogą być jednocześnie razem i osobno, zależnie od tego co bardziej opłaca się biskupom. Żarty na bok, Platforma przecież na wiele sposobów dba o to, by biskupi katoliccy mogli jednocześnie mieć i zjeść ciastko.
Zadowolony minister Zdrojewski opowiada w mediach o tym, że w przyszłym roku z pewnością znowu przekaże dotację “muzeum” (czyt. świątyni). Teoretycznie, zgodnie z prawem, dotacje są przyznawane najwyżej ocenionym wnioskom. Uczciwiej by było, gdyby minister kultu(ry) rezygnował z farsy oceny wniosków, skoro i tak już wiadomo, że w przyszłym roku miliony znowu pójdą na budowę świątyni katolickich biskupów.
Sprzeciw wobec niezgodnego z prawem przeznaczania naszych podatków na budowę świątyni, jest arogancko kwitowany jako krwiożerczy ateizm, podobnie jak sprzeciw wobec bezprawnego cyrku wymiaru (nie)sprawiedliwości wobec najsławniejszego byłego więźnia jest przez polityków Platformy określany jako wyraz solidaryzowania się z pedofilem i mordercą.
Coraz trudniej skrywany tupet Platforma okazała na początku lutego w Parlamencie Europejskim, gdy głosowano rezolucję ws. ochrony praw ludzi LGBT. Europosłowie i europosłanki Platformy podzielili się na dwie główne grupy: tych, którzy ręka w rękę zagłosowali przeciw rezolucji razem z PiS-em i tych, którzy tchórzliwie uciekli z głosowania.
Podobną arogancją Platforma wykazuje się w sprawie posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Ciało to, powołane w celu omawiania technikaliów na styku Państwo - Kościoł katolicki, debatuje o wszystkim, na co tylko biskupom przyjdzie ochota, stając się narzędziem ich lobbingu w kwestiach, które ich zupełnie nie dotyczą.
Na przykład na posiedzeniu Komisji, które odbyło się 3 miesiące temu (14 listopada 2013 r.), panowie biskupi postanowili przedstawić rządowi swoje stanowisko na temat Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Pomijając już ten drobny fakt, że Komisja w ogóle nie powinna być forum rozmowy na ten temat, przebieg tego rządowo-biskupiego posiedzenia jest najpilniej strzeżoną tajemnicą państwową.
Przez 3 miesiące Ministerstwo Administracjii Cyfryzacji, pomimo monitów prof. Moniki Płatek, nie udostępniło stenogramu ani protokołu tych rozmów. Panowie politycy i biskupi negocjują między sobą prawa kobiet i innych ofiar przemocy, a ich ustalenia pozostają de facto utajnione. 14 lutego, w dzień międzynarodowej akcji One Billion Rising (Nazywam się Miliard), upomnimy się zarówno o stenogram Komisji, jak i o ratyfikację Konwencji antyprzemocowej. [Prof. Monika Płatek rozważa wejście na drogę sądową w tej sprawie przeciwko rządowi]