Jak większość znanych mi obywateli, jestem przywiązany do Poczty Polskiej. Bardzo przywiązany, dopóki wdrażane deregulacyjne przepisy dot. rynku pocztowego w Polsce mnie od PP nie odwiążą. Moje relacje z PP bywają trudne. Jak to w każdym związku. Coś nie dojdzie, znaczki co chwilę potrzebne inne, zagraniczne koperty rozprute, kurier nie dzwoni, że do mnie jedzie, dopadnięty przez centrale odpowiada, że nie wie kiedy będzie, bo ma tyle tych przesyłek... – no, ja też bym wymiękł. Bardzo pilne – to siedź Pan w domu – dostarczymy między 9tą a 17tą. Adres doręczeń zmieniłem zostawiając nowy -– dosyłają, owszem, za 3,40 zł od sztuki, ekstra płatne przy odbiorze (a co by było jak bym się np nie mógł opędzić od ofert matrymonialnych po wystąpieniu w jakiejś reklamie, jako tańczący wesoły staruszek – swoją drogą oni jakoś dziwnie tańczą – to może wykończyć finansowo). Awizo przesyłki cichaczem wrzucają do skrzynki, zamiast dostarczyć pakę (no bo ile tego ten gościu może w torbie targać, lżej targać awiza). Poczta ma coś pod 8tys placówek, prawie 4 tys samochodów, cyfryzować pewnie by się chciała, nowe centra rozdzielcze z maszynami itp, budować, czy unowocześniać, bo konkurencja – więc jest na co wydawać kasę. Może zatrudnić kogoś do tych ciągle martwych dwóch z czterech okienek na mojej poczcie, gdzie kolejka zawsze półgodzinna. Może zorganizować dostarczanie paczek zamiast awizo. Może by jakieś zintegrowane systemy informatyczne; nowsze komputery, lepsze pensje...
"W 2012 roku kontrola NIK wykazała, że organizacja pracy placówek pocztowych nie jest dostosowana do potrzeb konsumentów jej usług. Poczta w niewystarczającym stopniu wdrażała strategiczny program restrukturyzacji, na którego zakup wydała łącznie 8 mln zł, a efekty wdrożenia nie były weryfikowane – zarząd w całości polegał na zapewnieniach raportowych z regionalnych oddziałów, przez co wiele reform charakter iluzoryczny. Poczta wydała także 13 mln zł na system informatyczny, który nie działał".
A mnie by się chciało mieć państwową pocztę jako instytucję najwyższego zaufania, zapewniającą mnie, że w momencie, w ktorym przesyłkę przyjęła, można ją traktować jako dostarczoną, a faktyczne doręczenie ma być jej zmartwieniem, a nie adresata, w terminie gwarantowanym, a wszystko to niezależnie od tego, czy jestem akurat na podsuwalskiej wsi, czy w Warszawie. Mniej mnie obchodzi czy ta sama instytucja będzie obsługiwała fundusz emerytalny, własny bank czy sklepik z papierem toaletowym, mydłem i długopisami.