Każdy człowiek może mieć różne oblicza, często dalekie od naturalnego. Odgrywany swoje role. Codziennie i prawie wszędzie. Szeroko rozumiane otoczenie wywiera na jednostkę duży wpływ, wymusza określone zachowanie, również w dziedzinie rekrutacji.
Moja pasja to Formuła 1. HR i życie mają wiele wspólnego z tym sportem.
Wszystkim zjawiskom przypisujemy odpowiednie „etykiety”. Lepiej w przestrzeni publicznej powiedzieć „ekstremalna rozmowa kwalifikacyjna” niż wyrazić to adekwatnym, mocnym wulgaryzmem.
Tak jest bardziej „naukowo”. Nie zmienia to jednak faktu, że taka forma pozyskiwania pracowników jest chora, nienormalna i upokarzająca człowieka, który starając się o pracę ma zwykle i tak wystarczająco dużo powodów do zmartwień.
Jest wiele „naukowych” metod i teorii dotyczących testowego wyprowadzenia człowieka z równowagi. Tymczasem do tego działania nauka nie jest potrzebna, wystarczy trochę zwykłego chamstwa.
Załóżmy, że rekruterowi udało się wylać kubeł zimnej wody na głowę kandydata np. na kontrolera ruchu lotniczego. Przy okazji kierując do niego obraźliwe słowa. Kandydat zdenerwował się i nazwał rekrutera idiotą.
Czy nadaje się do pracy w tym zawodzie?
Po tym teście nadal tego nie wiemy, ponieważ człowiek zareagował naturalnie, nie kumulował stresu. Inni powiedzą, że powinien zachować się sztucznie czyli uśmiechnąć się i podziękować za „ciekawe” doświadczenie, chowając w sobie negatywną energię.
W tym miejscu, należy jednak się zastanowić, co stanie się ze zdrowiem takiego „sztucznego” kandydata po kilku latach bardzo stresogennej pracy?
W tym przypadku o wiele większą wartość predykcyjną mają symulacje warunków występujących w realnej pracy, testy wiedzy, czy nawet próba poznania człowieka i jego reakcji na różne tematy, podczas dłuższej rozmowy.
Gdybyśmy jednak dalej poszli tokiem rozumowania zwolenników stress interview, to jakim testom powinniśmy poddawać rekruterów?
Czy przed objęciem stanowiska, oblewano ich podczas rozmowy kwalifikacyjnej wodą?