Na wielu branżowych forach HR można przeczytać o „kosmicznych” CV oraz listach motywacyjnych. Kandydaci, którzy chcą się wyróżnić nieudolnie ubarwiają swoje dokonania, używają „mądrych” i obcobrzmiących słów. Podobnie jest podczas rozmów kwalifikacyjnych.
Moja pasja to Formuła 1. HR i życie mają wiele wspólnego z tym sportem.
Aplikacje często poddawane są wnikliwym badaniom, krytyce, publicznemu wyśmianiu przez „specjalistów”. W firmach panuje ogólne poruszenie, tworzony jest nieoficjalny ranking „kosmitów”.
Skrupulatnie analizowana jest treść, forma i zdjęcie. Przecież to takie fajne i śmieszne, że ktoś stara się o pracę, kiedy my ją mamy lub możemy zdecydować o tym, kto będzie ją miał…
Po drugiej stronie mamy wzorcowe CV i list motywacyjny, których napisanie możemy zlecić profesjonalnej firmie. Jest piękne...
To świadczy o tym, że mamy pieniądze na zlecenie pracy zawodowcom i jesteśmy "bardzo zaradni", ponieważ znamy swoje słabe strony i nie potrafimy lub zwyczajnie nie mamy ochoty na pisanie o sobie.
Jednak czy list motywacyjny przygotowany przez zewnętrzną firmę to uczciwe zagranie? Czy mówi coś o nas doświadczonemu rekruterowi?
Tak, mówi wiele, jednak nie jest to powód do szczególnej chwały.
Dlatego jestem przeciwny wyśmiewaniu i automatycznemu dyskwalifikowaniu autorów „kosmicznych” aplikacji. Mają chociaż na tyle dużo determinacji, żeby napisać coś od siebie. Życie pokazuje, że mogą to być ludzie kreatywni i z dużym dystansem do rzeczywistości, czasami bardzo dużym… co w wielu zawodach jest bezcenne.
Nadal jest oczywiste, że w znakomitej większości przypadków, skuteczniejsze jest wpasowanie się w ustaloną konwencję.
Jednak czy zlecanie pisania nieskazitelych dokumentów aplikacyjnych od A do Z jest w porządku?
Możemy przecież przysłać na rozmowę kwalifikacyjną swojego menedżera.
Na pewno załatwi sprawę szybko i profesjonalnie.
Może również za nas, będzie przychodził codziennie do pracy.