Lekarz, od wielu lat menadżer w ochronie zdrowia, obecnie w firmie Roche Polska.
Przeciętny, acz przestraszony czytelnik wie tyle, że od 1 lipca prawdopodobnie zapłaci 100% za leki, które powinien otrzymać ze zniżką. Wie jeszcze, że ten trudny do zaakceptowania fakt jest wynikiem trwającego od wielu miesięcy sporu pomiędzy środowiskiem lekarskim a osobami i instytucjami odpowiedzialnymi za ochronę zdrowia. Mało komu wystarcza cierpliwości, aby zgłębić szczegóły, które - nawiasem mówiąc - z perspektywy pacjenta wydają się drugorzędne. Tym razem jednak zamierzam skupić się nie na meritum, ale na przyjętej metodzie rozwiązywania problemu. Jest ona bowiem przykładem typowego objawu choroby, na którą cierpi nasz system...
Kwestia zasadności refundacji leków stanowi fundament nowej ustawy. Nic więc dziwnego, że zamiarem ustawodawcy było uregulowanie kluczowych aspektów farmakoterapii, w tym także tzw. ordynacji lekarskiej czyli – mówiąc prościej - wystawiania recept. Z tego powodu w ustawie znalazły się przepisy nakładające na lekarzy sankcje finansowe za wypisanie recepty niezgodnie z ustawą. Środowisko zareagowało jak pamiętamy protestem ‘pieczątkowym’. Dość szybko okazało się, że przepisy nie są jednak precyzyjne a lekarze nie zawsze mają możliwość ich wertowania w czasie, kiedy pacjent jest w gabinecie. W atmosferze wzajemnego zrozumienia osiągnięto kompromis pomiędzy Ministrem Zdrowia a samorządem lekarskim, czego efektem było wykreślenie kontrowersyjnych zapisów z ustawy.
Po upływie mniej więcej 3 miesięcy czy jak kto woli ’90 spokojnych dni’ okazało się, że wykreślone z ustawy zapisy o karach znalazły się nieoczekiwanie w umowie, którą każdy lekarz chcący wystawiać recepty refundowane musi zawrzeć z Narodowym Funduszem Zdrowia. Innymi słowy racja przyznana środowisku lekarskiemu przez Ministra, została odebrana przez Prezesa NFZ. To nie jest – używając bliskiej obecnie terminologii futbolowej – „czysty atak na piłkę”. Nic zatem dziwnego, że środowisko zareagowało jak wzburzona faulem przeciwnika drużyna. Zwłaszcza w obliczu całkowitego zignorowania opinii powołanego na wniosek Prezesa NFZ w listopadzie ubiegłego roku zespołu Naczelnej Rady Lekarskiej ds. współpracy w zakresie uzgodnienia treści umów.
Faul został „odgwizdany”. Ponieważ nie było to pierwsze takie zagranie główny sprawca otrzymał czerwoną kartkę. W oczekiwaniu na zmiany środowisko zwiera szeregi. Mimo przyznanej mu racji trzeba jednak głośno powiedzieć, że protest wymierzony w pacjentów także nie jest przykładem czystej gry! Sytuacja, w której chory staje się zakładnikiem w sporze interesariuszy, musi budzić sprzeciw. Niezależnie od tego kto jest „w prawie” a kto nie. Ponad prawami zapisanymi w ustawach i umowach nadrzędne jest bowiem, o czym wiemy od starożytności, dobro chorego. Salus aegroti suprema lex esto. Ufam, że pamięta o tym całe środowisko wraz z Ministrem Zdrowia i wybieranym właśnie Prezesem NFZ...