Ochronę zdrowia w Polsce - mimo pozornie jednolitych zasad - charakteryzują gigantyczne nierówności. To one kształtują w opinii publicznej dramatyczny obraz systemu i stanowią pożywkę dla regularnie wybuchających skandali.
Lekarz, od wielu lat menadżer w ochronie zdrowia, obecnie w firmie Roche Polska.
Ostatnie tygodnie znowu obfitują w pełne emocji doniesienia potwierdzające dramatyczną niewydolność ochrony zdrowia. Ujawniane przy tym kulisy ludzkich tragedii, obok współczucia i troski, budzą wciąż demony podszytej cynizmem demagogii. W ustach przedstawicieli tzw. klasy politycznej mienią się fałszywym blaskiem nigdy wszakże niezrealizowane wizje. Najczęściej trudno dopatrzeć się w nich czegoś więcej poza wolą odwetu na politycznych przeciwnikach, opakowaną w partyjniacką retorykę, niezależnie od proweniencji mówcy. Odmieniane przez wszystkie przypadki słowo „pacjent” – trochę tak jak onegdaj „lud pracujący miast i wsi” - rzekomo powinno stanowić uzasadnienie rozpanoszonego chaosu, każdej nietrafionej decyzji i każdego zaniechania. Poziom hipokryzji przekroczył granice bezpieczeństwa, a wały ochronne rozsądku zostały przerwane…
Wszelki przykład odejścia od tej narracji jest w tych okolicznościach bezcenny. Można przecież spróbować pokazać problem opierając się na wskaźnikach, nie na wskazówkach. Jednostkowe, spektakularne i nierzadko bolesne wydarzenia nigdy nie będą podstawą rzetelnej oceny. Niezbędne jest zaangażowanie wiedzy, narzędzi badawczych oraz analitycznego warsztatu. Pisząc te słowa mam na myśli przygotowany właśnie przez PwC raport „Krajowy indeks sprawności ochrony zdrowia 2014”. Jego celem była próba faktycznej analizy skuteczności systemu opieki i wywołanie publicznej – co mam nadzieję oznacza bardziej obywatelskiej niż politycznej – dyskusji na temat jej wyników. Jak mówi jeden z autorów „mamy nadzieję, że indeks przyczyni się do bardziej systematycznego gromadzenia i przetwarzania informacji o funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia, co w konsekwencji przełoży się na wyższą jakość debaty publicznej na temat potrzebnych zmian.”
Raport ma charakter badania porównawczego oceniającego skuteczność opieki w poszczególnych województwach. Na podstawie pomiaru 44 wskaźników opisano jej efekty w trzech aspektach: poprawy stanu zdrowia mieszkańców, gospodarki finansowej oraz jakości konsumenckiej opieki zdrowotnej. Albowiem, podążając za słowami ekspertów, „od systemu zdrowia oczekuje się trzech rzeczy: aby chronił i wpływał na poprawę stanu zdrowia mieszkańców, był efektywny i stabilny finansowo oraz aby pacjenci byli zadowoleni z jego funkcjonowania”. W takiej właśnie - nie innej - kolejności…
Co wynika z raportu? W aspekcie wpływania na stan zdrowia najlepiej wypadają województwa zachodniopomorskie (185 pkt), pomorskie (182 pkt). i mazowieckie (175 pkt). Najgorzej zaś łódzkie (112 pkt) i kujawsko – pomorskie (109 pkt). Różnice sięgają zatem ponad 40%. Oznaczałoby to (oczywiście w dużym uproszczeniu), że chory ze Szczecina ma o 40% większe szanse na wyleczenie niż chory z Bydgoszczy! W ocenie brano bowiem pod uwagę zapobieganie zgonom (mierzone m.in. odsetkiem pacjentów z najczęstszymi nowotworami przeżywającymi co najmniej 5 lat od rozpoznania), zapobieganie zaostrzeniom stanu zdrowia (mierzone m.in. ilością hospitalizacji z powodu niewydolności serca, przewlekłych chorób układu oddechowego oraz cukrzycy) oraz profilaktykę i prewencję (mierzoną m.in. odsetkiem osób uczestniczących w badaniach przesiewowych i szczepieniach).
Pod względem efektywności finansowej prym wiedzie województwo dolnośląskie (94 pkt), przed wielkopolskim (86 pkt) oraz małopolskim i pomorskim (84 pkt). W tej kategorii zachodniopomorskie jest dla odmiany najniżej (44 pkt), zaraz za podlaskim i lubelskim (49 pkt). Tu różnice przekraczają już 53%! Analizie zaś podlegała m.in. struktura wydatków, efektywność ekonomiczna prowadzonego leczenia, wynik finansowy szpitali i przychodni oraz wskaźniki wykorzystania posiadanej infrastruktury (np. łóżek szpitalnych).
Ocena jakości konsumenckiej najkorzystniej wypadła w województwie opolskim (105 pkt), podlaskim (103 pkt) i zachodniopomorskim (96 pkt). Najmniej korzystnie w łódzkim (27 pkt), pomorskim (30 pkt) i świętokrzyskim (32 pkt.). Pod uwagę brano przede wszystkim poziom zadowolenia pacjenta, czas oczekiwania, dostęp do usług oraz stopień uciążliwości w ich skutecznym uzyskaniu (np. konieczność ponoszenia wydatków). Tak ogromną rozpiętość (aż 74!) trudno uznać za artefakt. Jest raczej miarą rażących nierówności, które – pomimo jednego jedynego płatnika i pozornie jednolitych warunków – kształtują w opinii publicznej dramatyczny obraz systemu i stanowią pożywkę dla wszelkiego rodzaju skandali.
Niwelowanie dysproporcji między regionami jest myślą przewodnią chyba wszystkich politycznych programów i deklaracji. Nierówności w opiece, które są konsekwencją braku polityki zdrowotnej - choć przecież nie tylko - przekładają się na możliwą do uniknięcia nadumieralność. Taki jest wymiar rzeczywistości, której doświadczamy. Nie pomogą przemowy do kamery, grożenie palcem ani spektakularne dymisje. W miejsce ugaszonych pożarów wybuchną nowe. Dobrze byłoby powściągnąć język demagogii i w ciszy poszukać odpowiedzi na najprostsze pytania. Z Łodzi (która nb. stanowi szpitalne zagłębie!) do Opola jest raptem niecałe 200 km, z Bydgoszczy do Szczecina trochę ponad 250 km. Dlaczego wydaje się to tak daleko?